Giannis jest nie do zatrzymania!
Gdy wszyscy zachwycają się znakomitą formą Luki Doncica – i prawidłowo, bo Słoweniec gra po prostu znakomicie – ubiegłoroczny MVP sezonu regularnego przypomina, że on także jest w tym sezonie niesamowicie mocny. Giannis Antetokounmpo właśnie zaliczył siedemnaste w tym sezonie double-double (na… siedemnaście występów) i to w jakim stylu! Grek zdobył aż 50 punktów, do których dołożył jeszcze szesnaście zbiórek oraz sześć asyst. Bucks wygrali po raz ósmy z rzędu.
W jaki sposób najlepiej odpowiedzieć na wyczyny młodego, 20-letniego zawodnika, który przebojem wdarł się do grona największych gwiazd i z miejsca stał się jednym z najlepszych – nie tylko europejskich – zawodników w lidze? Ano właśnie takim występem jaki Giannis Antetokounmpo zaliczył w poniedziałek przeciwko Utah Jazz. Grecki skrzydłowy zdominował spotkanie, a w szczególności trzecią kwartę, kiedy to niemal samodzielnie wyprowadził Bucks na prowadzenie i ułatwił im powrót z dziewięciu punktów straty po 24 minutach gry. Antetokounmpo tylko w trzeciej odsłonie zdobył bowiem 18 ze swoich 50 oczek, a także zebrał pięć piłek i rozdał pięć asyst. Jazz zbliżyli się jeszcze do Kozłów w końcówce, ale ważny blok zaliczył Brook Lopez, dzięki czemu w Milwaukee świętowano już ósme z rzędu zwycięstwo. Sześć zostało odniesionych bez kontuzjowanego Khrisa Middletona.
Poniedziałkowy mecz był zdecydowanie jednym z najlepszych meczów w karierze Giannisa – zresztą dopiero drugi raz udało mu się dobić do granicy 50 oczek, co pokazuje jak wyjątkowy był to występ. Wyjątkowa jest także seria kolejnych double-double, która na ten moment wynosi siedemnaście kolejnych spotkań – oznacza to, że Giannis notował co najmniej dziesięć punktów oraz dziesięć zbiórek lub dziesięć asyst w każdym jak dotychczas meczu trwającego sezonu. Ostatnio tak długą serię miał Bill Walton w sezonie… 1976/77, kiedy to w 34 spotkaniach z rzędu notował double-double. Greek Freak w poniedziałek dołączył również do bardzo ekskluzywnego klubu graczy, którzy w jednym meczu zdobyli co najmniej 50 oczek oraz 10 zbiórek i nie popełnili przy tym ani jednej straty – wcześniej w historii NBA dokonali tego Moses Malone, Michael Jordan (dwa razy) oraz Carmelo Anthony.
Garść innych informacji z poniedziałkowej nocy w NBA:
- Koszmarny występ Joela Embiida, który w Toronto nie zdobył nawet jednego punktu i spudłował wszystkie jedenaście rzutów z gry. To pierwszy raz, gdy Kameruńczyk kończy mecz NBA z zerowym dorobkiem punktowym. Nie pomogło to z pewnością jego drużynie – Philadelphia 76ers ulegli bowiem 96-101 w starciu z Raptors, które było niejako rewanżem za półfinały konferencji z ubiegłego sezonu (niejako, bo przecież od tamtego czasu sporo się zmieniło, szczególnie w Kanadzie).
- Świetnie spisał się za to LeBron James, który w wygranym przez Los Angeles Lakers pojedynku z San Antonio Spurs zapisał na konto 33 punkty oraz czternaście asyst. Przy okazji trafił swój rzut numer 12000 w karierze – wcześniej udało się to takim zawodnikom jak Michael Jordan, Wilt Chamerblain, Karl Malone oraz Kareem-Abdul Jabbar. LBJ cały czas goni więc najlepszych strzelców w historii NBA.
- Fani Blazers wreszcie doczekali się bardzo solidnego występu Carmelo Anthony’ego, który w Chicago w starciu z Bulls mógł liczyć na wsparcie m.in. swojej żony. To bardzo dobrze na niego podziałało, bo Melo zaliczył najlepszy od dawien dawna występ w NBA: 25 oczek, 10/20 z gry oraz cztery trafienia zza łuku. Tak dużo punktów Melo nie zdobył od listopada 2018 roku, wtedy jeszcze w barwach Houston Rockets. Teraz jego Portland Trail Blazers przerwali wreszcie serię czterech kolejnych porażek.
- Kolejny wielki moment Spencera Dinwiddie’ego, który spisuje się bardzo dobrze pod nieobecność Kyrie’ego Irvinga. Tym razem Dinwiddie zdobył 23 punkty, w tym także te decydujące o wygranej Brooklyn Nets nad Cleveland Cavaliers.
- Aż 41 oczek zdobył w poniedziałek w Bostonie obrońca Buddy Hield, który trafił przeciwko Celtics jedenaście rzutów zza łuku. Nie uchroniło to jednak jego Sacramento Kings przed porażką – tym razem Marcus Smart miał więcej szczęścia niż w Sac-Town kilkanaście dni temu i trafił rzut na zwycięstwo. W spotkaniu nie zagrał ostatecznie Kemba Walker, ale jego powrót może nastąpić już w kolejnym pojedynku Celtów.