Przemek Karnowski pominięty, ale nie przegrany. Czy Torunianin pójdzie śladami Marcina Gortat?

Przemek Karnowski nie został wybrany w Drafcie NBA. Może wydawać się, że to koniec marzeń o karierze w najlepszej koszykarskiej lidze świata. Ale czy na pewno?

22 czerwca odbył się draft NBA, w którym zostało wybranych (teoretycznie) 60 najlepszych młodych graczy, którzy planują podbić ligę. Praktycznie obyło się bez niespodzianek: Markelle Fultz został wybrany z jedynką przez Philadelphia 76ers, Lonzo Ball trafił do Lakers i tylko wymiana Jimmy’ego Butlera do Minnesota Timberwolves przyniosła nam jakieś nieoczekiwane wydarzenia. My, Polacy, mieliśmy nadzieję, że jednym z wyczytanych będzie Przemek Karnowski. Realną perspektywą był wybór w drugiej rundzie, jednak ostatecznie żaden z klubów nie zdecydował się na Przemka w drafcie. Na pierwszy rzut oka, wydaje się, że to koniec świata, brak jakichkolwiek perspektyw- ogólnie kiepsko.

Ale czy to na pewno źle, że Karnowski został pominięty w naborze?

Zawodnicy wybrani w drugiej rundzie draftu nie mają pewności, że dostaną kontrakt. Tylko wybór w pierwszej trzydziestce gwarantuje, że gracz  ma pewne miejsce w lidze przez minimum dwa lata, a maksymalnie 4 na mocy pierwszej umowy.

W przypadku wyboru w drugiej rundzie sprawa wygląda inaczej. Jeśli gracz trafi do zespołu z drugiej rundy draftu, to drużyna ma prawa do takiego zawodnika przez 3 lata, ale nie ma obowiązku podpisywania z nim umowy. Czyli de facto wybór w drugiej rundzie sprawia, że jesteś skazany na jeden team, który wcale nie musi podpisywać z Tobą umowy. I jako zawodnik, nie masz możliwości na angaż w innym klubie NBA.

A jak wygląda sytuacja, gdy Twoje nazwisko nie zostaje wyczytane podczas Draftu NBA?

W takim wypadku gracz jest kowalem swojego losu. Zawodnik ma możliwość, żeby spróbować swoich sił na campach poszczególnych zespołów, treningach, a przede wszystkim ligach letnich.

I właśnie taką szansę dostanie od Charlotte Hornets Przemek Karnowski:

Hornets byli jedną z kilku drużyn, które gościły Przemka na treningach przed draftem. Według doniesień Torunianin zrobił bardzo dobre wrażenie na włodarzach zespołu z Północnej Karoliny. Coś w tym musi być, skoro 23-letni podkoszowy dostanie szansę na pokazanie swoich umiejętności w lidze letniej w Orlando.

W rozgrywkach, które odbędą się między 1 a 6 lipca, Hornets zagrają 4 spotkania:

  • 1 lipca o godzinie 17:00 (godziny spotkań podane są według polskiego czasu)  przeciwko Miami Heat
  • 2 lipca o godzinie 23:00 przeciwko Indiana Pacers
  • 4 lipca o godzinie 19:00 przeciwko Oklahoma City Thunder
  • 5 lipca godzinie 21:00 przeciwko Detroit Pistons

Jeśli Przemek pokaże się z dobrej strony w Orlando, istnieje możliwość, że zostanie zaproszony na przedsezonowy obóz przygotowawczy, na którym kluby mogą mieć maksymalnie 20 zawodników. Przed startem sezonu regularnego ilość graczy musi zostać zredukowana. Każdy klub nie może mieć więcej niż 15 graczy w swoim składzie.

Liga Letnia w Orlando jest jedną z trzech takich imprez podczas przerwy między sezonowej w NBA. Poza turniejem w Orlando, drużyny będą rywalizowały w Salt Lake City (3-6 lipca) i w Las Vegas (7-17). W Salt Lake City ze względu na termin Karnowski nie jest w stanie się tam pojawić. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Przemek pojawił się w Las Vegas. Warto zauważyć, że Hornets nie wystąpią na lidze letniej w  mieście hazardu. Big Mamba musiałby zostać zaproszony przez jedną z drużyn, które wystąpią akurat w Las Vegas.

Widzimy, że istnieje nadzieja na długoterminowy angaż w Charlotte Hornets. Jednak warto przeanalizować, jak wygląda sytuacja wśród podkoszowych graczy Hornets?

Czy jest tam miejsce dla Polaka?

W tym momencie na pozycji pewniakiem do bycia startującym centrem na pozycji numer 5 jest Dwight Howard, którego Hornets pozyskali kilka dni przed Draftem. Superman po wielu kontuzjach pleców nie jest już tym samym zawodnikiem, co kiedyś, ale nadal potrafi dobrze bronić dostępu do obręczy. Howard po cichu miał bardzo dobry zeszłoroczny sezon, ale wiesz, grał w Atlancie Hawks. Kto interesuje się, a przede wszystkim ogląda Hawks? Dobre występy Dwighta nie odbiły się szerokim echem. W końcu to nie jest Los Angeles, czy Nowy Jork. To zwykła, nudna Atlanta…

W zeszłym sezonie podstawowym centrem był Cody Zeller. Wybrany z #4 w Drafcie w 2013 zapewniał solidne minuty i to jego kontuzja, przez co mała ilość rozegranych meczów, była jednym z głównym powodów braku awansu Hornets do playoffów. Howard i Zeller nie mogą grać razem- żaden z nich nie dysponuje rzutem z dystansu, a to we współczesnej koszykówce jest koniecznie. Mając jednego podkoszowego, który nie grozi rzutem za trzy, można jeszcze funkcjonować jako drużyna. Jeśli ten zawodnik broni, stawia dobre zasłony i potrafi kończyć dobre spod kosza, nie ma problemu. Jednak mając dwóch takich graczy na parkiecie w tym samym momencie, drużyna sama skazuje się na porażkę. To jest zabójstwo dla spacingu i harakiri dla fanów koszykówki. Eksperyment Howard – Zeller nie ma przyszłości. W takim wypadku, to Zeller będzie musiał grać jako rezerwowy center.

Jest jeszcze jeden gracz, którzy może grać na pozycji numer pięć. Mowa o Franku Kaminskym (niestety nie Polak). Jednak na ten moment wydaje się, że Amerykanin jest za słaby fizycznie, żeby grać jako center. Moim zdaniem Kaminsky to prędzej silny skrzydłowy.

W takim wypadku wydaje się, że Przemek Karnowski powinien znaleźć dla siebie miejsce w składzie Hornets. Oczywiście jest wielu kandydatów na to miejsce, ale skoro Torunianin dostał szansę, to włodarze drużyny z Północnej Karoliny musieli dostrzec w nim to coś. Oczywiście nie mówimy tu o regularnych minutach, ale o samej szansie. Sezon NBA jest długi, a obaj podkoszowi Hornets nie należą do najbardziej odpornych na kontuzję. Oczywiście nikomu nie życzymy źle, ale w obliczu urazu któregoś z dwójki Howard – Zeller, to Przemek Karnowski mógłby dostać szansę na bycie rezerwowym centrem. Sęk w tym, żeby dostać szansę.

Warto też zwrócić uwagę, że Michal Jordan ma słabość do białych podkoszowych graczy. W Drafcie 2013 wybrał Zellera, 2 lata później Kaminsky’ego, czemu nie miałby postawić na Karnowskiego?

Wracając jeszcze do Howarda, to czy nie masz przypadkiem deja vu? Dwight Howard i młody polski center, który stawia pierwsze kroki w najlepszej koszykarskiej lidze świata. Kojarzy Ci się coś? Oczywiście, że chodzi o Marcina Gortata i początki jego gry w NBA. Wtedy Howard był gwiazdą Orlando Magic, a Gortat głębokim rezerwowym. Ale Polak nie poddał się i wolą walki, a przede wszystkim swoją ciężką pracą wypracował sobie renomę w lidze. Howard był pierwszym mentorem dla Polskiego młota w NBA.

Czemu historia nie miałaby się powtórzyć? Jeśli Przemek będzie ciężko pracował, wzmocni się atletycznie i doda rzut z dystansu, to dlaczego nie? W końcu warunki fizyczne, wyszkolenie techniczne i koszykarskie IQ to nie jest coś, co można zdobyć. Resztę, można wypracować, a znając Przemka jedno jest pewne, że będzie walczył do samego końca. Miejmy nadzieję, że w sezonie 2017/18 na parkietach NBA będziemy mogli podziwiać nie tylko Marcina Gortata, ale też Przemka Karnowskiego

(0) Komentarze

Zaloguj się, aby dodawać komentarze