Playoffy w NBA: skuteczność 12/14 ostatnich typów – mecz numer 4 Finałów Wschodu

Czy siódemka okaże się szczęśliwa dla fanów NBA? Miejmy nadzieję. Dzisiejszej nocy zostanie rozegrany siódmy mecz w tegorocznych finałach konferencji i oby był to pierwszy, w którym będziemy mieli jakiekolwiek emocje i wyrównaną walkę. O 2:30 Cleveland Cavaliers podejmą Boston Celtics. Stan serii to 2-1 dla Celtics, lecz Cavs są świeżo po 30-punktowej wygranej w spotkaniu numer 3. Czy Lebron James i spółka wyrównają stan rywalizacji, czy też może młodzi i gniewni z Bostonu przybliżą się do zdetronizowania Króla? Przygotowałem dla Was jeden typ na ten pojedynek z oferty Totolotka. Zapraszam do lektury.

Wczorajsza analiza to kolejna wygrana z naszej strony, co daje skuteczność 12 na 14 ostatnich typów! Jesteśmy on fire jak Stephen Curry minionej nocy. Typowaliśmy, że Curry zdobędzie więcej niż 24.5 punktu i udało się – Stephen zdobył aż 35 oczek, trafiając m.in. 5 rzutów za trzy. To był ten Steph Curry, który elektryzuje fanów i za którym tak bardzo tęskniliśmy. Golden State Warriors kompletnie zniszczyli Houston Rockets, wygrywając aż 41 puntkami. Gwałt. Warriors nigdy nie zanotowali wyższego zwycięstwa w playoffach, a Rockets jeszcze nie przegrali taką różnicą w rozgrywkach posezonowych. Cóż, każdy zapamięta inaczej tą ,,historyczną” noc. My cieszymy się razem z Warriors.

Nie masz konta w Totolotku?  Zarejestruj się i odbierz darmowe 25 PLN w ramach bonusu Totolotka!

Totolotek odbierz bonus

Bonus Totolotka to jedna z najlepszych ofert dla nowych graczy. Dowiedz się więcej o bonusie Totolotka i skorzystaj z okazji:

Totolotek bonus – czytaj dalej

Zdarzenie: Cleveland Cavaliers – Boston Celtics: suma punktów gospodarzy poniżej/powyżej 106.5

Typ: poniżej

Kurs: 1.85

Finały konferencji w NBA jak na razie, delikatnie mówiąc, są mało zacięte. Z 6 do tej pory rozegranych spotkań jeszcze żadne nie rozstrzygnęło się różnicą mniejszą niż 10 punktów. To mówi dużo. Poziom meczów jest wysoki i możemy podziwiać świetne występy koszykarskie, jednakże jest to show tylko przez jednego aktora.

Do sześciu razy sztuka? Oby, bo emocji w tegorocznych finałach konferencji jest jak na lekarstwo. Moim zdaniem ta tendencja się dzisiaj obróci i zobaczymy naprawdę zacięty pojedynek.

Spotkanie numer 3 w Finałach Wschodu stał pod znakiem dominacji Cleveland Cavaliers. Już od początku było widać, że Cavs zwyciężą. Dla nich był to must-win i zrobili to, co mieli zrobić, wygrywając aż 116-86. To nigdy nie był mecz, bo gospodarze od momentu pierwszego gwizdka kontrolowali sytuację na parkiecie.

Tym razem Lebron James nie musiał mieć kosmicznego występu, bo reszta drużyny przyszłą do gry. Król skończył z ,,zaledwie” 27 punktami, ale dołożył do tego 12 asyst (swoją drogą, obie te rzeczy wytypowaliśmy poprawnie), angażując resztę swojego teamu. Można było się spodziewać, że zadaniowcy będą spisywać się dużo lepiej we własnej hali. Nagle trójki zaczęły wpadać, a ofensywa Cavaliers (najlepsza w lidze od czasu trade deadline), wreszcie wyglądała tak, jak tego oczekiwano. Gracze Cavs trafili aż 17 z 34 trójek, co daje niesamowitą skuteczność na poziomie 50%. Wow.

To był jeden z tych dni, w których ten zespół wygląda jak realny kandydat do walki o tytuł. Kiedy zawodnicy nienazywający się Lebron James są on fire, to nagle przypominamy sobie, jak Cavaliers potrafią dominować. W takiej sytuacji żadna obrona nie jest ich w stanie spowolnić.

Nie to, że Celtics próbowali to zrobić, bo mecz numer 3 był ich zdecydowanie najgorszym defensywnie w tegorocznych playoffach.

Prowadzenie 2-0 to dość komfortowa sytuacja. Wiesz, że masz już przewagę i porażkę w starciu numer 3 możesz wpisać w koszty. Trudno się zmotywować po dwóch zwycięstwach, mając dodatkowo margines błędu. W końcu jedna jaskółka wiosny nie czyni i przegrana w hali rywala to coś, czego można się spodziewać. Szczególnie, gdy ten rywal walczy o życie i stawką pojedynku jest praktycznie zachowanie nadziei na osiągnięcie czegokolwiek w tym sezonie.

I tak było właśnie w poprzednim meczu.

Celtics wyglądali na niezainteresowanych. Brakowało im tej energii i zacięcia, czym wygrywali wcześniej. Nawet drużyna, która słynie z takich cech, może mieć gorszy występ na poziomie zaangażowania. Tutaj geniusz Brada Stevensa nie wystarczył i Boston de facto przegrał, zanim wyszedł na parkiet.

Poza Jaysonem Tatutem (18 punktów) trudno znaleźć koszykarza, który zasłużył na wyróżnienie. Al Horford zagrał fatalnie, zdobywając tylko 7 punktów, Jaylen Brown dołożył 10 oczek, a Celtics jako zespół trafili zaledwie 39% rzutów z gry, 27% zza łuku (6 na 22), do tego dołożyli 15 strat i zebrali o 11 piłek mniej niż Cavaliers.

Tego się nie dało po prostu wygrać.

W tegorocznych playoffach Boston Celtics zdołali triumfować zaledwie raz w halach rywali i potrzebowali do tego dogrywki. Praktycznie każdy zawodnik ma dużo niższą średnią punktową niż w Bostonie, spadek jakości jest realny i różnica jest naprawdę duża. Na pierwszy rzut oka spisują się w fatalnie na wyjazdach, ale czy tak jest w rzeczywistości?

I tak i nie.

Bilans wskazuje jednoznacznie, jak to wygląda, lecz przyjrzyjmy się dokładniej.

W serii z Milwaukee Bucks przegrali wszystkie trzy starcia na wyjazdach, jednak w pierwszych dwóch nie mieli do dyspozycji swojego najlepszego obrońcy, czyli Marcusa Smarta. Wartość Smarta jest ogromna i jego powrót od razu poprawił jakość gry tego zespołu, szczególnie po bronionej stronie boiska. Ale w spotkaniu numer 4 (jeszcze bez Smarta) goście przegrali zaledwie dwoma oczkami, odrabiając ponad 20 punktów straty. Zabrakło niewiele, ale pościg pokazał, że ten team jest w stanie odrobić każdą różnicę. Mecz numer 6 w Milwaukee Celtics przegrali, lecz pozwolili rywalom zdobyć zaledwie 97 oczek.

W serii z Philadelphią 76ers podopieczni Stevensa zanotowali pierwsze zwycięstwo wyjazdowe po dogrywce. 76ers mieli jeden z najlepszych bilansów we własnej hali, więc pokonanie ich w Filadelfii było niesamowitym osiągnięciem. Mecz numer 4 był tym z typu must-win dla nich i fakt, wygrali, tylko niewiele to zmieniło. Celtics wiedzieli, że kolejna potyczka odbędzie się w Bostonie, gdzie jeszcze nie przegrali. Wystarczyło tylko dokończyć dzieło i tak też się stało.

Jak widzimy, nie jest tak źle, jak się może wydawać, widząc bilans 1-5.

17-krotni mistrzowie NBA w najważniejszych momentach walczą i wchodzą na wyższy poziom w defensywie. Trudno oczekiwać, że Celtics mieliby drugi raz zagrać fatalnie. To nie leży w naturze tej ekipy. Ekipy, która w tych rozgrywkach była już skreślana X razy i nigdy nie miała znaleźć się tu, gdzie jest teraz. Bo jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie wierzył w ich awans do Finałów NBA. Samo wejście do playffofów miało zostać uznane za sukces. A oni nie tylko weszli do ósemki, ale też wygrali dwie pierwsze rundy i teraz potrzebują tylko dwóch zwycięstw, aby przerwać dominację Lebrona Jamesa na Wschodzie.

Dwa mecze – tak blisko, a jednocześnie tak daleko.

Potencjalne spotkanie numer 7 w tej serii odbędzie się w Bostonie, więc teoretycznie do Celtics byliby w nim faworytem; teoretycznie, bo naprzeciwko siebie mają najlepszego koszykarza na świecie, który w najważniejszych momentach przeistacza się w prawdziwą bestię. Typowanie przeciwko Lebronowi Jamesowi w takich chwilach nie ma po prostu sensu.

W historii klubu z Bostonu jeszcze nigdy nie przydarzyło się, aby drużyna przegrała przy prowadzeniu 2-0 (bilans 37-0). Ale to tylko historia i na koniec dnia to nic nie znaczy, szczególnie w boju z Królaem. Chyba nikt nie chciałby być tymi pierwszymi, którzy stracili taką przewagę.

2-1 to teoretycznie bezpieczna zaliczka, mając dwa pozostałe starcia na własnym parkiecie jednak nie w tym przypadku. Celtics jako młody team mogą się już nie podnieść po takim ciosie. Dlatego tak ważne jest to, aby dzisiaj zwyciężyć. Oni muszą mieć komfort psychiczny i w przypadku wygranej będą już jedną nogą, dwie rękami i połową głowy w wielkim finale. Wtedy wystarczy już tylko włożyć resztę ciała i postawić tę kropkę nad i w TD Garden, gdzie jeszcze nie przegrali w tych playoffach.

Goście nie mają prawa triumfować nadchodzącej nocy, jeżeli nie poprawią jakości w obronie. A wiem, że poprawią. Kto ma to zrobić, jak nie ci Boston Celtics, którzy przez całe rozgrywki (razem z playoffami) bronili kapitalnie. Nie wierzę, że Cavaliers po raz kolejny będą w stanie trafić 17 trójek na skuteczności 50%. To się zwyczajnie nie może wydarzyć. I według mnie się nie wydarzy. Zauważ, że mimo tak świetnego występu Cleveland i tak słabej postawy Celtics, ci pierwsi zdobyli ,,zaledwie” 116 oczek. Kilka trójek mniej w ich wykonaniu, kilka zbiórek więcej gości i sytuacja może nagle ulec zmianie. Typuję, że Boston Celtics zagrają dużo lepiej w defensywie. Dlatego też stawiam na under punktowy Cleveland Cavaliers.