Wspaniałe przywitanie mistrza NBA

Parada mistrzowska Toronto Raptors

Mylił się ten, kto sądził, że fani Toronto Raptors nie będą zadowoleni z widoku Kawhi Leonarda. Było wręcz przeciwnie – w środę skrzydłowy po raz pierwszy od czasu odejścia do Los Angeles Clippers pojawił się w Kanadzie i został przywitany tam niemal jak król. Nie ma się jednak czemu dziwić, wszak to właśnie Kawhi poprowadził Raptors do pierwszego tytułu w historii klubu, zaliczając po drodze fantastyczne mecze w fazie play-off.

Zdobył mistrzostwo, a więc zrobił swoje i latem odszedł do rodzinnego miasta. Kawhi Leonard został wspaniale przywitany w Kanadzie, gdzie kibice nie zapomnieli mu, ile dobrego dla nich zrobił i ile świetnych wspomnień im stworzył. W środę 28-latek pojawił się w Kanadzie po raz pierwszy od mistrzowskiej parady, kiedy to wspólnie z kolegami świętował zdobycie mistrzowskich pierścieni. Aż do teraz jednak Kawhi swojej biżuterii nie miał – dopiero w środę została mu oficjalnie przekazana przy owacjach tłumnie zgromadzonych w hali kibiców Raptors. Wcześniej było też wideo z podziękowaniami, które po meczu m.in. Doc Rivers – trener LAC – nazwał wprost “najlepszym tego typu wideo”, a co by nie mówić widział on już sporo takich materiałów (oglądał nawet takie wideo stworzone dla niego samego przez Boston Celtics).

I rzeczywiście, Raptors przywitali swojego byłego gracza po królewsku, a Kawhi przed meczem i po meczu wspominał mistrzowski sezon, delektując się także mistrzowską biżuterią (jego pierścień ma najwięcej diamentów spośród wszystkich pierścieni graczy Raptors). Ale gdy zaczął się mecz to nie było już żadnych sentymentów i Clippers łatwo poradzili sobie z kanadyjskim zespołem, wygrywając 112-92. Główny bohater tego wieczoru przypomniał z kolei fanom dlaczego tak go kochali i zaprezentował się z bardzo dobrej strony, zapisując na konto 23 oczka, pięć zbiórek oraz sześć asyst. O jeden punkt więcej dla przegranych zdobył Pascal Siakam, najlepszy strzelec tego spotkania. Clippers wygrali po raz trzeci z rzędu, a w Toronto mogą już mówić o małym kryzysie, jako że była to czwarta porażka w ostatnich pięciu spotkaniach.

Inne informacje ze środowego wieczoru w NBA:

  • Dość słabo – jak na swoje standardy – grudzień rozpoczął James Harden, ale wygląda na to, że ten mini-kryzys już za nim. W środę obrońca Rockets znów zachwycił, zdobywając aż 55 punkty (ze 116 swojej drużyny) w starciu z Cleveland Cavaliers. Harden trafił dwadzieścia z 34 rzutów z gry, w tym aż dziesięć z 18 prób zza łuku.
  • Efektowne zwycięstwo Indiana Pacers nad Boston Celtics, którzy w środę zatrzymali rozpędzonego Kembę Walkera (44 punkty) i wytrzymali zaciętą końcówką, przechylając szalę na swoją stronę. Jest też jeszcze jedna zła informacja dla fanów Bostonu: kolejny uraz, tym razem głowy, złapał Gordon Hayward i jego występ w czwartkowym, hitowym starciu z 76ers stoi pod znakiem zapytania.
  • 20-punktowe straty odrobili tym razem Charlotte Hornets w starciu z Brooklyn Nets, a kolejny znakomity występ zaliczył Devonte’ Graham, który zdobył rekordowe w karierze 40 oczek. W tej chwili trudno znaleźć lepszego kandydata do nagrody dla gracza, który poczynił największy postęp niż Graham właśnie.
  • Rekord organizacji śrubują za to Milwaukee Bucks, którzy nawet bez Giannisa łatwo poradzili sobie w środę z drużyną New Orleans Pelicans i wygrali już szesnaste kolejne spotkanie, umacniając się tym samym na fotelu lidera konferencji wschodniej. Pod nieobecność greckiego skrzydłowego najlepszym strzelcem Bucks z dorobkiem 29 oczek był Eric Bledsoe.
  • Piąte zwycięstwo z rzędu koszykarzy Los Angeles Lakers, którzy nadal grają bardzo dobry basket. W środę szybko odskoczyli zespołowi Magic w Orlando, wygrywając pierwszą kwartę wynikiem 26-9. Znów bardzo dobrze spisał się LeBron James – skrzydłowy zaliczył kolejne triple-double (25 punktów, jedenaście zbiórek oraz dziesięć asyst), kontynuując świetną grę w swoim siedemnastym już roku w lidze.
  • Jeden z najlepszych wsadów jak dotychczas w tym sezonie zaliczył w Phoenix młody rozgrywający Ja Morant z Memphis Grizzlies. Pod koniec spotkania Morant agresywnie wszedł pod kosz i niemal eksplodował, pakując piłkę ponad Aronem Baynesem (szacunek dla Australijczyka za to, że nie boi się kontestować tego typu prób). Misie Grizzly wygrały ostatecznie 115-108, a do zwycięstwa poprowadził ich duet Dillion Brooks (27 punktów) – Jarren Jackson Jr (24 punkty).
  • Wielkie emocje w starciu… dwóch najgorszych drużyn w lidze. New York Knicks dopiero po dogrywce ograli w San Francisco zespół Warriors, przerywając tym samym swoją serię porażek. Jest to dopiero piąte zwycięstwo nowojorskiej drużyny w trwających rozgrywkach – dla przypomnienia, GSW mają ich tyle samo… Najwięcej punktów w spotkaniu zdobył Marcus Morris, zapisując na konto aż 36 oczek oraz dziesięć zbiórek.