Wrócić na ligowy szczyt, czyli typ na mecz Minnesota Timberwolves – Houston Rockets
Dzisiaj wyjątkowy dzień i razem jako ekipa Zagranie przygotowaliśmy wspólny kupon, z którego wygraną (lub samą stawkę) przeznaczymy na reprezentantów AMP futbol. W związku z tym tylko jeden typ, który nie będzie liczony do miesięcznego wyniku.
Odbierz bonusy powitalne przygotowane specjalnie dla czytelników Zagranie!
Kod rejestracyjny: 1250
Golden State Warriors przez ostatnie dwa lata są poza zasięgiem ligi, grając na poziomie najlepszych drużyn w historii. Zespół oparty na Stephenie Currym, Kevinie Durancie, Draymondzie Greenie i Klayu Thompsonie to pewniak do tytułu już kolejny sezon z rzędu. Niewiele jednak zabrakło, żeby w poprzednich rozgrywkach Warriors zostali zdetronizowani przez Houston Rockets.
Daryl Morey stworzył w Houston coś wyjątkowego. Genialne umysły ofensywne Jamesa Hardena, Chrisa Paula i Mike’a D’Antoniego w połączeniu z niemal bezbłędną egzekucją systemu zmian krycia w defensywie sprawiły, że Rockets zbliżyli się do tego, co prezentowali Wojownicy. Ba, niektórzy powiedzą, że najlepsza drużyna poprzedniej fazy zasadniczej prześcignęła mistrzów NBA.
Finały Konferencji Zachodniej miały rozstrzygnąć tę kwestię, ale niestety, po raz kolejny bogowie koszykówki nie byli łaskawi, zabierając dwóch kluczowych zawodników z obu ekip: Paula po stronie Rockets i Iguodalę po stronie Warriors. Ten pierwszy brak dużo bardziej wpłynął na wynik zespołu i ostatecznie to Wojownicy wygrali 4-3. Ale z łatwością można stworzyć narrację, że Rakiety przegrały na własne życzenie. W meczach nr 6 i 7 podopieczni Mike’a D’Antoniego prowadzili dwucyfrową różnicą punktów po 24 minutach, a i tak zdołali przegrać. To nie wszystko – w pojedynku zamykającym serię Harden i spółka nie trafili 27 trójek (!) z rzędu, pudłując rzuty, które każdego innego dnia znalazłyby drogę do kosza.
To już jednak przeszłość i tego nikt nie zmieni. Przejdźmy do obecnych rozgrywek.
Lato w Houston było mało udane, bo z zespołu, który był o krok od mistrzostwa ligi, odeszło dwóch graczy, którzy w dużym stopniu byli odpowiedzialni za sukces z poprzedniego sezonu. I to nie tak, że Luc Richard Mbah a Moute i Trevor Ariza byli nie do zastąpienia – Rockets po prostu nikim ich nie zastąpili. Nie, Carmelo Anthony nigdy nie był rozwiązaniem.
I tak oto Rakiety zamiast znaleźć się na koszykarskim Olimpie, spadły bardzo nisko. Bo nie dość, że skład nie był szerszy, to nie obyło się bez kontuzji najważniejszych, jak i tych mniej ważnych koszykarzy. A przy wąskiej rotacji każda para rąk mniej robi znaczenie.
Lista meczów opuszczonych przez zawodników Rockets w sezonie 2018/19:
- James Harden – 3
- James Ennis – 3
- Eric Gordon – 4
- Gerald Green – 4
- Chris Paul – 5
- Michael Carter – Williams – 5
- Marquesse Chriss – 8
- Nene Hilario – 21
Ale już są! Wrócili! Houston Rockets w spotkaniu z Chicago Bulls zagrali w pełnym składzie. To nie mogło skończyć się inaczej niż pewnym zwycięstwem ekipy z Teksasu. Mecz wcześniej – w powrocie Chrisa Paula – Rockets przejechali się po San Antonio Spurs, wygrywając 136-105 po trafieniu 22 trójek. A jeśli rzuty za trzy im wpadają, to żadna obrona nie jest w stanie się im przeciwstawić.
Właśnie, obrona. To postawa defensywna była czymś, co wyniosło Rakiety na inną orbitę. Do tej pory było z tym lepiej lub gorzej, ale ze wskazaniem raczej na tę drugą opcję, o czym świadczy 23. efektywność po tej stronie boiska po 22 występach. Co jednak istotne, dwa ostatnie pojedynki pokazały to, czego nie widzieliśmy od maja – świetną obronę Houston Rockets. Spurs i Bulls zostali zatrzymani na 105 punktach i wygląda to dla mnie jak coś, co może się utrzymać.
Minnesota Timberwolves od czasu wymiany Jimmy’ego Butlera wygląda naprawdę nieźle, poprawiając postawę w defensywie. Nie wydaje mi się, że Leśne Wilki zdołają zrobić to samo w rywalizacji z Rockets, bo chociażby Boston Celtics wytknęli niedoskonałości Wolves po tej stronie boiska.
Przypomnijmy, że w I rundzie playoffów byliśmy świadkami rywalizacji Houston Rockets (#1) z Minnesotą Timberwolves (#8). Nie jest to seria, o której będziesz pamiętał. Faworyci wygrali pewnie 4-1, a historią meczów w tej parze była fatalna postawa Karla-Anthony Townsa, który został kompletnie zdominowany przez Clinta Capelę. KAT był cieniem samego siebie, zaliczając zaledwie 15.2 punktów przy skuteczności 46.7% z gry i trafiając łącznie tylko trzy trójki. Towns nie był w stanie poradzić sobie z fizycznością Szwajcara, ale też i ze zmianami krycia, kiedy nie mógł punktować choćby przeciwko Jamesowi Hardenowi.
Rockets kompletnie wyłączyli atak Timberwolves i typuję, że dzisiaj będzie podobnie. James Harden i Chris Paul to nadal świetny duet i jeśli obaj są zdolni do gry, to ich drużyna powinna być faworytem praktycznie w każdym starciu. Zdrowi Houston Rockets to dla mnie nadal jeden z trzech najlepszych teamów w NBA. I możemy mówić, że Leśne Wilki lepiej bronią. Okej, ale kto się zajmie pilnowaniem Paula, kiedy na Hardenie będzie Robert Covington? Derrick Rose? Jeff Teague? Andrew Wiggins?
No tak średnio bym powiedział.