Turnieje towarzyskie to szajs: przykład Realu i Bayernu

Real Madryt - Manchester United

Na stronie zamieszczaliśmy sporo treści związanych z  International Champions Cup, w którym brały udział zarówno ekipy z Madrytu, jak i z Monachium. Bo nie było co oglądać, bo szlagierowe mecze, bo to w końcu spotkania, które mają przygotować drużyny do sezonu. Guzik! Turnieje towarzyskie to marketingowa farsa, w której zawodnicy są na boisku tylko fizycznie, nie mentalnie.

Na początek chciałbym docenić Cristiano Ronaldo, który nie świrował, że chce grać w spotkaniach przed początkiem sezonu. Realizował po prostu kontrakty marketingowe ze sponsorami, promował Nike i inne marki. Uczestniczył w spotkaniach z fanami i tak dalej. Fajnie, we wczorajszym finale Superpucharu Europy wystąpił na ostatnie 15. minut. Wcześniej trenował indywidualnie, fajnie. Mógł sobie na to pozwolić bo reszta drużyny świrowała, że ma motywację do gry w meczach w International Champions Cup.

Pierwszy akapit zabrzmiał trochę jakbym miał na celu ganienie zawodników, a nie mam. Więc o co chodzi? Mianowicie o to, że w mediach, również na Zagranie – trudno, panowała taka otoczka, że te turnieje towarzyskie zaczynają coś znaczyć. Skoro spotykają się drużyny z europejskiego, a więc światowego topu, no to muszą coś znaczyć, prawda? Nieprawda. Real Madryt czy Bayern Monachium nie miały zamiaru grać na jakichkolwiek obrotach tylko dlatego, że ich rywalami byli mistrzowie Anglii czy Włoch – sami także są przecież mistrzami w swoich krajach!

W turniej kontrolnych, przygotowawczych do sezonu to nie obowiązuje. Zawodnicy wychodzą pobiegać, są to sparingi w czystej postaci. Równie dobrze mogliby pograć juniorzy vs reprezentanci pierwszych składów. Przecież w meczu Realu Madryt z Manchesterem United, kiedy zagrali ze sobą w ICC, w drugiej połowie juniorzy Królewskich grali przeciwko podstawowym zawodnikom Czerwonych Diabłów i wygrali tą część spotkania! Tejero, Hakimi, Quezada, Feuillasier – to przecież nazwiska nieznane, niektórym najbardziej zagorzałym fanom Mistrzów Hiszpanii. Mourinho desygnował wtedy do gry Lukaku, Pogbę, Herrerę czy Mkhitiryana. Bramkę dla Realu strzelił wtedy Casemiro, jeden z dwóch zawodników podstawowej jedenastki, którzy znajdowali się na boisku.

Przypomnę, że pierwszą połowę Real Madryt grał teoretycznie najsilniejszymi zasobami, a Manchester United słabszymi niż te podstawowe. Na boisku byli Fosu-Mensah, Pereira czy Carrick.

No, a co się stało w finale Superpucharu Europy? Zizou odpowiednio zmotywował swoich piłkarzy, oni sami poczuli, że w końcu stoi przed nimi jakiś puchar, że jest coś do zdobycia i nagle wskoczyli na galaktyczny poziom z finału Ligi Mistrzów. Nie dali Czerwonym Diabłom szans, wygrywając 11 (!) finał z rzędu w rozgrywkach międzynarodowych.

https://www.youtube.com/watch?v=u2Xf_NAMuL4

Bayern Monachium był za to niemiłosiernie prany przez prawie wszystkich sparingpartnerów podczas International Champions Cup. Lewandowski i spółka wyglądali nie tylko na piłkarzy bez formy, ale również na niezbyt zadowolonych ludzi. Szczególnie polski snajper wydawał się irytować za każdym razem kiedy coś mu nie wychodziło.

Tymczasem kiedy znów przyszło co do czego podopieczni Ancielottiego się spięli i zagrali prawie na miarę oczekiwań. Było ciężko, bo Borussia Dortmund postawiła twarde warunki, ale koniec końców zwyciężyli po rzutach karnych. Lewy strzelił bramkę w regulaminowym czasie, a następnie w konkursie jedenastek. Superpuchar Niemiec zdobył Bayern.

Postanowienia końcowe:

  • Nie podniecać się turniejami towarzyskimi, ktokolwiek by w nich nie uczestniczył
  • Nie brać na poważnie wyników spotkań kontrolnych
  • Oglądać z nudów
  • Ewentualnie z głodu futbolu, ale nie tego na najwyższym poziomie, tylko zwykłego dreptania i kopania

Wnioski kieruję przede wszystkim do siebie, kolegów redakcyjnych, innych serwisów i ich redaktorów oraz do wszystkich kibiców piłki nożnej.

Zaloguj się aby dodawać komentarze