Noc epickich momentów w NBA!

Koszykówka NBA

To była noc epickich momentów w najlepszej koszykarskiej lidze świata. Ja Morant prawie przeskoczył Kevina Love, dzięki czemu zrobiłby wsad co najmniej dekady (prawie robi jednak tutaj wielką różnicę), a w Bostonie fani oszaleli na punkcie Tacko Falla, który pojawił się w grze na ostatnie pięć minut mecz między Boston Celtics a Detroit Pistons.

Zacznijmy od tego, co wydarzyło – albo nie wydarzyło – się w Cleveland, gdzie tamtejsi Cavaliers zmierzyli się w piątek z Memphis Grizzlies. Koniec końców mecz wygrali, co w tym sezonie nie zdarza im się zbyt często, ale po spotkaniu tak czy siak najwięcej mówiło się o tej próbie wsadu Ja Moranta:

Zabrakło naprawdę niewiele, by młody rozgrywający Grizzlies zaliczył jeden z najlepszych wsadów na przestrzeni ostatnich lat w NBA. Przypomniały się niemal sceny z 2000 roku, kiedy to na Igrzyskach Olimpijskich w starciu między Stanami Zjednoczonymi a Francją udany wsad po przeskoczeniu Frederica Weissa zaliczył Vince Carter. Po meczu Kevin Love żartował na twitterze, że ten wsad byłby tak miażdżący, że musiałby po nim zakończyć karierę. Podkoszowy Cavaliers docenił także umiejętności swojego przeciwnika, który w tym sezonie jest jednym z najlepszych pierwszoroczniaków. Wybrany z drugim numerem w drafcie Morant jest zresztą głównym kandydatem do nagrody dla najlepszego debiutanta w obliczu coraz mocniej wydłużającej się absencji Ziona Williamsona. W piątek to jednak ostatecznie Love mógł świętować drużynowy sukces – jego Cavs wygrali 114-107, a podkoszowy zdobył 21 oczek oraz trzynaście zbiórek. Morant tym razem miał tylko osiem punktów na koncie, ale rozdał także jedenaście asyst.

Jego wsad zrobiłby ogromny szał, ale nie ma żadnych wątpliwości, że najgłośniej w piątek w NBA było w Bostonie. Celtowie łatwo poradzili sobie bowiem z Detroit Pistons i to mimo absencji kilku ważnych graczy takich jak m.in. Gordon Hayward czy Marcus Smart, a wysoka przewaga pozwoliła wejść do gry Tacko Fallowi. Mierzący prawie 230 centymetrów podkoszowy gigant dopiero drugi raz w tym sezonie wyszedł na parkiet, a po raz pierwszy przed własną publicznością, która zgotowała mu ogromną wrzawę. Fall zakończył zmagania z dorobkiem pięciu punktów, a do tego dwa razy zebrał piłkę i miał też jeden blok. Szaleństwu dał się ponieść nawet stonowany zazwyczaj Brad Stevens, a więc szkoleniowiec Celtów, który sam zachęcał kibiców do jeszcze głośniejszego dopingu.

Garść innych informacji z piątku w NBA:

  • Druga z rzędu porażka zespołu Philadelphia 76ers na swoim własnym parkiecie, których w piątek ograli Dallas Mavericks bez Luki Doncica. Znów słabiutko spisał się Ben Simmons, który nie poczynił niemal żadnych postępów w ataku i to momentami jest ogromny problem dla Szóstek. Kolejny świetny mecz zaliczył za to Kristaps Porzingis (22 punkty oraz rekordowe w karierze 18 zbiórek), dla którego to już piąty kolejny występ z co najmniej 20 oczkami na koncie.
  • Plaga kontuzji nie przeszkodziła drużynie Toronto Raptors wygrać czwarty kolejny mecz, tym razem przeciwko Washington Wizards. Nieobecni to m.in. Marc Gasol czy Paskal Siakam, a więc ważne ogniwa kanadyjskiej drużyny. W obliczu ich absencji stery przejął Kyle Lowry – w piątek zapisał na konto 26 punktów oraz dziewięć asyst.
  • Piątą wiktorię z rzędu odnieśli za to w piątek koszykarze Indiana Pacers, którzy bez większych problemów ograli Sacramento Kings. Wciąż nie do końca sobą jest powracający do gry po urazie kostki DeAaron Fox. W szeregach Pacers z kolei wszystko działa jak dobrze naoliwiona maszyna: siedmiu graczy miało w tym meczu jedenaście lub więcej punktów, a najlepszym strzelcem z dorobkiem 23 oczek był TJ Warren.
  • Pięć kolejnych zwycięstw na koncie mają teraz także Denver Nuggets – oni w piątek okazali się być lepsi od drużyny Minnesota Timberwolves, którzy to nadal muszą sobie radzić bez swojego lidera w osobie Karla-Anthony’ego Townsa. Triple-double złożone z 22 punktów, dziesięciu zbiórek oraz dziesięciu asyst zaliczył za to Nikola Jokić.
  • W pojedynku dwóch najsłabszych drużyn konferencji wschodniej górą Golden State Warriors, dla których to dopiero szóste w trwających rozgrywkach zwycięstwo. W piątek byli nieznacznie lepsi od New Orleans Pelicans, a do wygranej poprowadził ich D’Angelo Russell, świetnie punktując w czwartej kwarcie.