Niezwykły popis gwiazd NBA!

Koszykówka NBA

Tak się przechodzi do historii – Trae Young oraz James Harden dokonali w środę rzeczy, jakiej w NBA jeszcze do tej pory nie widziano. Obaj w jednym meczu zaliczyli triple-double z dorobkiem punktowym wynoszącym co najmniej 40 oczek. To pierwszy taki przypadek w historii!

To był niemal mecz dwóch połówek w wykonaniu Jamesa Hardena, który znakomicie rozpoczął środowy mecz w Atlancie i już po pierwszej kwarcie miał na koncie aż 22 punkty! Ale potem zaczął pudłować sporo rzutów i dał Hawks szansę na powrót do spotkania, czego jednak gospodarze koniec końców nie wykorzystali. Pierwszy rzut oka na linijkę statystyczną Hardena może robić wrażenie: 41 punktów, dziesięć zbiórek oraz dziesięć asyst, czyli drugie kolejne triple-double. Wrażenia nie robi natomiast już jego skuteczność, bo obrońca Rockets spudłował aż 25 z 34 rzutów i trafił zaledwie cztery trójki na aż 20 prób! Po atomowym starcie w drugiej połowie trafił tylko dwa z 18 rzutów, ale nie zawiódł przynajmniej na linii rzutów wolnych, zdobywając bardzo ważne w kontekście ostatecznego wyniku punkty w końcówce.

Sporej szansy na zwycięstwo nie wykorzystali więc Hawks, których jak zwykle prowadził Trae Young – młody rozgrywający koniec końców wygrał nawet ten nieformalny pojedynek z Hardenem, kończąc zmagania z dorobkiem 42 punktów, trzynastu zbiórek oraz dziesięciu asyst. Nie udało się co prawda wygrać, a środowa porażka była już 30. w trwającym sezonie dla Hawks (drużyna z Georgii legitymuje się teraz najgorszym w lidze bilansem, bo ma na koncie ledwie osiem zwycięstw), lecz mimo tego Young był po meczu w dobrym humorze. Wskazywał na to, że drużyna w dobrym stylu odpowiedziała na ataki Rockets i podjęła walkę z zespołem z Houston. Jego zdaniem najważniejsze jest teraz, by drużyna była w stanie skutecznie kończyć mecze, co z pewnością jej w tym sezonie nie wychodzi.

Pozostałe informacje ze środowej nocy w NBA:

  • Niecodzienna sytuacja w Bostonie. Po raz pierwszy w karierze – a także ogólnie po raz pierwszy w życiu – z parkietu wyrzucony został Kemba Walker. Zadecydował o tym sędzia, który dopiero debiutuje w NBA. Tym samym nie udała się wielka pogoń Celtów za San Antonio Spurs, którzy zaliczyli drugie z rzędu efektowne zwycięstwo po tym jak kilka dni temu ograli Milwaukee Bucks. Najlepszym strzelcem teksańskiej ekipy był znajdujący się ostatnio w świetnej formie DeMar DeRozan (30 punktów).
  • Ciekawie było także w Indianapolis, gdzie Miami Heat dość łatwo ograli tamtejszych Pacers. Wydarzeniem meczu było jednak spięcie na linii TJ WarrenJimmy Butler, które zaczęło się od pyskówki, a skończyło się na tym, że Warren wyleciał z parkietu – Butler wysyłał mu zresztą wtedy… całusy na pożegnanie. Po spotkaniu obaj nie szczędzili brzydkich słów, a skrzydłowy Heat zakreślił już sobie nawet kolejne starcie obu zespołów, do którego dojdzie w marcu. Tymczasem w środę aż siedmiu graczy z Miami zdobyło 14 lub więcej punktów.
  • Najlepsze w meczu 33 punkty – w tym także te przesądzające o jednopunktowym zwycięstwie Denver Nuggets – zdobył Nikola Jokić w pojedynku z Luką Doncicem i Dallas Mavericks. Serbski podkoszowy aż 26 ze swoich 33 oczek zdobył w drugiej połowie, demonstrując swoją bardzo dobrą formę (w poprzednim meczu ustanowił swój rekord kariery, zdobywając 47 punktów). Doncić tymczasem znów był bliski triple-double (zabrakło jednej zbiórki), lecz Słoweniec nie zdobyło choćby punktu w ostatniej kwarcie i po spotkaniu – wyraźnie sfrustrowany – opuścił halę bez rozmowy z dziennikarzami.
  • Szybko po porażce z San Antonio Spurs otrząsnęli się Milwaukee Bucks, którzy w środę po trudnym boju w San Francisco ograli Warriors. Najwięcej punktów dla drużyny z Wisconsin zdobył oczywiście Giannis Antetokounmpo, który zapisał na konto 30 punktów oraz trzynaście zbiórek. Kozły pozostają ekipą numer jeden w całej lidze.
  • Dobre wiadomości dla fanów Los Angeles Lakers – badania nie wykazały żadnej poważnej kontuzji i Anthony Davis powinien w miarę szybko wrócić do gry po bardzo bolesnym, groźnie wyglądającym upadku. Na ten moment LAL nie wykluczyli nawet występu Davisa w piątkowym starciu z Mavericks.