Na zachodzie sobie poradzili… podobno!

Zamieszki na stadionach

Przez lata w Polsce królował mit, że jako kibice piłki nożnej prezentujemy żałosny poziom. Wieczne rozróby, walki z policją, zniszczona infrastruktura stadionowa. Mówiło się o tym, że to nie do pomyślenia w Niemczech, Anglii czy innych topowych ligach. Tam już dawno tego problemu nie ma. Jest kultura i każdy z kibiców, w momencie wejścia na stadion zamienia się w kulturalnego i miłego człowieka. Jak się okazuje, jest zupełnie inaczej. Momentami dzieje się gorzej niż na naszym krajowym podwórku. A poziom zabezpieczenia takich imprez często odbiega od tego, co możnaby nazwać radzeniem sobie.

Najświeższy przykład: Kibic Barcelony, który podczas derbów z Espanyolem wszedł na stadion z atrapą broni. Jak to możliwe, przecież tylko w Polsce mogą się dziać takie rzeczy. W końcu jesteśmy 100 lat za murzynami w kwestii zabezpieczania stadionów. Kolejny przykład, który wprawił w osłupienie kibiców na całym świecie a polaków rozbawił do łez. Steward z meczu Tottenhamu z Bournemouth. W Anglii, która swego czasu słynęła z najbardziej agresywnych kibiców. W kraju, gdzie coraz częściej dochodzi do zamachów. Steward nawet nie udaje, że zależy mu na tym co, kto wniesie na stadion. Tym razem nic złego się nie wydarzyło. Ale co jeśli następnym razem na stadionie znajdą się osoby, którym jedyne na czym zależy to sianie terroru?

To znów Anglia. Tym razem spotkanie West Hamu z Chelsea z 1/8 pucharu Anglii. Zresztą Kibice West Ham United pokazali już nie raz, na co ich stać. Rok wcześniej obrzucili butelkami i kamieniami autokar z piłkarzami Manchesteru United. Jednakże w spotkaniu pucharowym to kibice Chelsea jako pierwsi zaczeli rozróby. Pomiędzy nimi oczywiście znajdowali się ludzie, którzy chcieli spokojnie obejrzeć mecz dopingując swoje drużyny. Jak to się stało, że na stadion, w kraju, który chełpi się z tego, że już sobie poradzili z chuliganami wpuszcza się ludzi tego pokroju. Co więcej dopuszcza się do tego żeby wzajemnie obrzucali się butelkami a nawet krzesełkami.

Liga Europy i spotkanie Besiktasu z Lyonem. Wydawać by się mogło, że Francja, która i tak od dłuższego czasu jest postawiona w stan gotowości będzie jeszcze ostrożniej podchodziła do kwestii meczy. Znów błąd. Na stadion wpuszczono setki kibiców, którzy oprócz flag czy szalików zabrali również petardy i race. Zamieszanie, które wyniknęło później spowodowało, że rozpoczęcie meczu przesunięto o ponad 40 minut. Ponadto doszło do wielu starć między kibicami i policją przed stadionem, jak i w samym mieście. Czy tak wygląda Europa, która radzi sobie z problemem chuligaństwa?

Największą porażką Francji w kwestii radzenia sobie z awanturnikami było jednak wydarzenie z EURO 2016. Walki pomiędzy kibicami Rosji i Anglii pokazały, że po pierwsze. To nie polacy są największymi zadymiarzami piłkarskiej Europy. Po drugie, kwestie bezpieczeństwa leżały i kwiczały. Były nawet doniesienia, które mówiły o tym, że stewardzi i ochrona obiektu niespecjalnie zabierała się za uspokojenie sytuacji na stadionie. Dopiero przyjazd policji francuskiej sprawił, że pracownicy zabezpieczający to spotkanie ruszyli do pracy. W czasie kiedy Rosjanie i Anglicy chcieli sobie powybijać zęby, nasi rodacy rozkręcali jedne z najlepszych imprez, wolnych od agresji i jakichkolwiek bójek. Śpiewy oraz tańce, do których dołączyć mógł każdy zainteresowany rozbrzmiewały do białego rana. Mimo zaszczucia ze strony polskich i światowych mediów, to polacy pokazali jak się kibicuje z kulturą

To samo dzieje się u naszych sąsiadów. Niemcy, którzy często są przywoływani jako przykład nie tylko sportowy, ale również kibicowski nie są jednak tacy grzeczni. W lutym tego roku podczas spotkania pomiędzy Borussią Dortmund a RB Lipsk byliśmy świadkami totalnego zdziczenia kibiców BVB. Agresja dotknęła każdego, kto sympatyzował z drużyną beniaminka. Doszło do licznych kradzieży, pobić czy rzucania butelkami czy kamieniami. Wśród ofiar takiego zachowania znalazły się nawet dzieci czy kobiety. Najzabawniejsze w tej sytuacji jest to, że DFB (niemiecka federacja piłkarska) najbardziej oburzyły transparenty wywieszone na stadionie.

Mimo to, że niejednokrotnie fani źółto-czarnych pokazali się ze złej strony. To w starciu BVB z Legią Warszawa w Lidze Mistrzów to fani polskiego zespołu byli przedstawiani jako gorsi. Czy kiedyś ta nagonka się skończy? Co jeszcze musi się stać, aby wreszcie dostrzeżono, że problem chuliganki dotyczy całego piłkarskiego świata i nigdzie sobie z nim do końca nie poradzili. Rozumiem, że taktyką zrzucania odpowiedzialności na przeciwnika można trochę wybielić swoich fanów, ale nawet polskie media prowadzą ofensywę wobec polskich kibiców. Czy to nie czas, aby wreszcie przejrzeć na oczy? W Danii obrzucono zawodnika zdechłymi szczurami, we Włoszech z trybun udawano odgłosy wydawane przez małpy, gdy przy piłce był czarnoskóry zawodnik. Takich przykładów można mnożyć dziesiątki, jeśli nie setki. Dzieje się to wszędzie. Czemu więc największą uwagę poświęca się Polsce? Czemu nie drżymy gdy do polski przyjeżdża zespół z Wielkiej Brytanii? Przecież tam cały czas jest źle, mimo tego co mówią media. Wydaje mi się, że w ostatnich latach poziom polskiej piłki się poprawił. Zarówno na boisku, jak i na trybunach możemy zaobserwować poprawę. Dlaczego więc tak uparcie powtarza się że “Na zachodzie sobie poradzili, tylko w Polsce taka dzicz”

Zaloguj się aby dodawać komentarze