Liga Mistrzów: Szał radości w Rzymie, kontrowersje sędziowskie i kolejny triumf Kloppa nad Pepem

Roma

Znamy już komplet półfinalistów Ligi Mistrzów. Po pierwszych spotkaniach wydawało się, że emocje pozostały nam jedynie na Etihad, jednak piłka nożna po raz kolejny pokazała swoje piękno. AS Roma stała się głównym bohaterem spotkań ćwierćfinałowych. Ich wyeliminowanie Barcelony przejdzie do historii piłki nożnej. A co działo się w innych meczach? Trzeba przyznać, że gorzej nie było, zapraszamy!

AS Roma vs FC Barcelona

Nie mogłem zacząć od innego spotkania. Już po pierwszym meczu na Camp Nou można było odnieść wrażenie, że wynik 4:1 jest niezasłużony. Barcelona była lepsza i to jest fakt, jednak moim zdaniem nie było tam różnicy na poziomie aż trzech goli. Powtarzali to jak mantrę piłkarze Romy. Do rewanżu podeszli w bardzo bojowych nastrojach. Trzeba przyznać, że mocno uśpili swojego przeciwnika, ponieważ w ostatniej kolejce ligowej przegrali z Fiorentiną i nic nie wskazywało na odrodzenie, a jednak! Wstali niczym feniks z popiołów. Samo spotkanie ułożyło się dla nich idealnie, dzięki szybkiej bramce Edina Dzeko. Bośniak doskonale odnalazł się po podaniu pomijającym linię obronną Barcy i skierował piłkę do siatki ter Stegena. Po tym golu na Stadio Olimpico zapaliła się mała zielona lampka z napisem, a może jesteśmy w stanie to zrobić. Piłkarze z każdą minutą zaczynali w to coraz bardziej wierzyć. Boiskowe wydarzenia sprawiały, że Duma Katalonii nie była tak straszna jak ją malują. Z każdą minutą Giallorossi podchodzili coraz wyżej i po zmianie stron Edin Dzeko doskonale zabrał się z piłką i wywalczył karnego w pojedynku z Pique. Jedenastkę na gola zamienił Daniele de Rossi, facet który w wieku 23 lat strzelał karne w finale mundialu nie mógł przegrać walki z presją. Ter Stegen był blisko, ale to nie wystarczyło. 2:0 w 58 minucie zwiastowało nam kosmiczne emocje do samego końca. Niestety dla kibiców Blaugrany, tym razem zarząd nie zainwestował odpowiednio w wynagrodzenie dla “Own Goala” i nie miał kto strzelać bramek. Leo Messi w tym spotkaniu był potulny jak baranek. Chyba przed wylotem do Rzymu, nie naładowali mu baterii i musiał grać na oszczędzaniu energii. Swoją drogą najśmieszniejsze w całym pojedynku było zachowanie Suareza, która klasycznie raz po raz leżał na murawie, udając że zaraz się udusi, straci wszystkie zęby lub skończy ze złamanym nosem. Muszę przyznać, że już nie mogłem patrzeć na zachowanie tego pseudopiłkarza. Jak wielkie było zdziwienie, gdy po bramce na 3:0 już ani razu nie zobaczyliśmy turlającego się po murawie Suareza ani ter Stegena, któremu wybicie piłki zajmowało średnio 20 sekund. Gola na 3:0 zdobył Kostas Manolas, który wprawił w zachwyt nie tylko Stadio Olimpico, ale cały piłkarski świat, oczywiście poza kibicami z Barcelony. Roma napisała piękną historię, która będzie wspominana latami. Dokonali niemożliwego i być może ta wielka firma w końcu na stałe wróci na europejskie salony. Ten klub, to miasto i Ci kibice zasługują na wielki zespół.

Manchester City vs Liverpool

Powiem szczerze, że było to jedyne spotkanie rewanżowe, na które czekałem z niecierpliwością. Kto jak kto, ale tak grający w tym sezonie Manchester City z atutem własnego boiska i powracającym Kunem Aguero moim zdaniem przed meczem był w stanie odrobić straty. Pamiętajmy, że grali z Liverpoolem, a nie Realem Madryt. Druga minuta i 1:0 po golu Gabriela Jesusa, który zajął miejsce Argentyńczyka w linii ataku. Sama bramka była mocno kontrowersyjna, ponieważ wcześniej van Dijk przy wyprowadzeniu piłki był faulowany przez Sterlinga. Trzeba przyznać, że to trafienie mocno skomplikowało plan meczowy Liverpoolu. The Reds do końca pierwszej połowy wyglądali na zagubionych. Nie grali ofensywnie, bronili się bardzo nisko. Można rzec, że używali przysłowiowego autobusu i kwestią czasu były kolejne bramki dla City. Doczekaliśmy się takiej w samej końcówce pierwszej połowy. Po fatalnym błędzie Jamesa Milnera piłka leciała do siatki, a dobił ją Leroy Sane.  Matheu Lahoz wraz ze swoimi asystentami błędnie uznali, że ta piłka została podana przez zawodnika City. Obywatele zostanie okradzeni z gola, który mógł się okazać kluczowy. 2:0 do przerwy byłoby pięknym wynikiem dla The Citizens. W dodatku nie straciliby swojego trenera, który po tej komedii został wysłany na trybuny. Sędzia ewidentnie chciał skraść show. Na drugą część gry The Reds wyszli w zdecydowanie innym nastawieniu. Widać, że Klopp nie próźnował przez 15 minut. Musiało być w szatni bardzo ostro i po męsku. Liverpool wrócił do swojej piłki, podeszli wyżej, pressowali niczym na Anfield i owoce takiej zmiany otrzymali już w 56 minucie, kiedy to Momo Salah przesądził o losach rywalizacji. Po golu na 1:1 było po meczu. City próbowało, jednak było widać zrezygnowanie w ich oczach i zachowaniu. W dalszej części spotkania, po błędzie Otamendiego piłkę przejął Firmino i technicznym uderzeniem pokonał Edersona. Jurgen Klopp po raz kolejny pokazał, że potrafi grać przeciwko ekipą Guardioli i ma patent na tego szkoleniowca. Liverpol wygrał 2:1, ale co ważniejsze po raz pierwszy od 2008 roku zakwalifikował się do półfinału Ligi Mistrzów. Kibice The Reds musieli sporo odczekać, ale piękne czasy powróciły. Jak skończy się ta historia? Sporo będzie zależeć od losowania. Z pewnością wszyscy na Anfield marzą o Romie, jednak nie będzie to taka bułka z masłem jak może się wydawać.

Real Madryt vs Juventus

Przyznaje się bez bicia, przed meczem nie dawałem jakichkolwiek szans Juventusowi. Od pierwszej minuty zrobili na mnie fantastyczne wrażenie. Drużyna znana przede wszystkim z defensywny ruszyła na Bernabeu jak po swoje. Wynik spotkania otworzył Mario Mandzukić, który kolejny raz ukuł Real. Przed przerwą ten sam zawodnik podwyższył na 2:0 i zrobiło się gorąco na boisku. Wydawało mi się, że po wyjściu z szatni Królewscy przywrócą prawidłowy porządek. Nic bardziej mylnego. Stara Dama po błędzie Keylora Navas podwyższyła na 3:0 i wszystkim zgromadzonym kibicom strach zajrzał bardzo głęboko w oczy. O klasie Juve niech świadczy statystyka z 60 minuty, kiedy to mieli przebiegnięte 78 km, a Real dla porównania 71. Widać, kto w tym meczu położył serca, a kto chciał przespacerować się do półfinału. Kluczowa sytuacja miała miejsce w doliczonym czasie gry. Każdy ją widział i tyle ile par oczu, tyle opinii będzie o tej sytuacji. Przyznam się szczerze, że około 100 razy oglądałem powtórki z różnych ujęć. Nie chciałbym być w skórze Micheala Olivera, ponieważ nawet po tylu nagraniach nie jestem w stanie powiedzieć czy był rzut karny. Moim zdaniem Lucas Vazquez położył się zbyt łatwo, ale kontakt między nim, a Benatią był. Na dwoje babka wróżyła, ja chcąc zachować sprawiedliwość dałbym obu drużynom rozstrzygnąć to w dogrywce. Dla mnie był to zbyt miękki karny w takim momencie, ale mimo wszystko akceptuję taką decyzję arbitra, bo na pewno się z niej wybroni. Podsumowując, Real gra dalej i ma szansę na trzeci tytuł z rzędu. Mimo wszystko cichym wygranym tego dwumeczu jest Juventus, który pokazał wielkie serce do walki i Bianconerim należą się ogromne brawa, bo nikt nie wierzył w ten zespół przez rewanżem.Szkoda tylko stylu, w jakim Buffon pożegnał się z tymi rozgrywkami. Chapeu bas panowie!

W spotkaniu Bayernu z Sevillą poza czerwoną kartką nie wydarzyło się nic ciekawego, więc po prostu darujemy sobie to spotkanie. Znamy już wszystkich półfinalistów. Real, Bayern, Roma i Liverpool znajdą się w piątkowym losowaniu. Dajcie znać w komentarzach jakie pary Wam się marzą. Ja chciałbym zobaczyć starcie Królewskich z Liverpoolem i Bayernu z Romą.