Kliniczny Real jedną nogą w samolocie do Kijowa – słaby występ Lewandowskiego

Bayern

Real Madryt po raz trzeci z rzędu zdobywa Allianz Arena. Królewscy wypracowali sobie dobrą zaliczkę przed rewanżem na Bernabeu, jednak jak pokazało starcie z Juventusem nie mogą być niczego pewni. Dla Bayernu była to pierwsza porażka przed własną publicznością w tym sezonie. Kluczowym momentem spotkania była bramka do szatni, którą zdobył Marcelo. Kluczowi aktorzy tego spektaklu w osobach Ronaldo i Lewandowskiego w dzisiejszym meczu znaleźli się w cieniu swoich kolegów.

Bayern grał, Real osiągnął wynik

Spotkanie na Allianz Arena rozpoczęło się od szachów. Przez pierwsze 15 minut oba zespoły postawiły na wzajemnie badanie się. Szczególnie mocno w oczy rzucał się wysoki pressing, którym Bayern nękał swojego przeciwnika. Real nie chciał być dłużny, jednak Królewscy mieli problemy z dłuższym utrzymywaniem się przy piłce. Zidane zdecydował się w tym meczu na wariant z Lucasem Vazquezem na prawym skrzydle i Cristiano Ronaldo na szpicy. Już w pierwszej minucie meczu mieliśmy bardzo dobrą okazję dla gospodarzy, ale Robert Lewandowski trochę za mocno podał do Thomasa Mullera. W przeciwieństwie do komentatorów dla mnie nie było mowy o rzucie karnym w tej sytuacji. Pierwsze przełomowe wydarzenie miało miejsce w 6 minucie, gdy game plan Bayernu się posypał. Arjen Robben ma dwie cechy charakterystyczne. Pierwsza to zejście do lewej nogi, a druga to kontuzjogenność. Tym razem nie pograł sobie zbyt długo, a jego miejsce na boisku zajął Thiago. Hiszpan wszedł bardzo nerwowy na boisko. Widać, że nie spodziewał się tak szybkiego pojawienia na placu gry. Kilka niecelnych podań z pewnością również mu nie pomogło. W okolicach od 20 minuty zaczęła się klarować przewaga gospodarzy. W 28 minucie Die Roten wyprowadzili zabójczy atak. Pięciu podań licząc dogranie od Ulreicha potrzebowała ekipa Heynckesa, żeby zdobyć bramkę. James doskonale otworzył przestrzeń Kimmichowi, a Niemiec sprytnym uderzeniem oszukał bramkarza. Myślę, że wszyscy w tym, Keylor Navas spodziewali się dośrodkowania. Następca Philippa Lahma pokazał niekonwencjonalne zagranie, które trafiło do siatki. 1:0 i przewaga gospodarzy zaczynała się powiększać. Jedyne ciosy jakie do końcówki pierwszej połowy otrzymywali Bawarczycy były zadawane przez siebie. W 34 minucie boisko musiał opuścić Jerome Boateng, a więc Heynckesa stracił już dwie zmiany, a Bayern dwóch kluczowych piłkarzy. W kolejnych minutach gospodarze mieli kilka fantastycznych sytuacji. Największą zmarnował Ribery, który nie opanował piłki po doskonałym zagraniu Thiago. Gdy wydawało się, że kolejna bramka dla Gwiazdy Południa jest tylko kwestią czasu, do głosu doszli Królewscy. Real za sprawą Marcelo zdobył bramkę. Był to gol praktycznie z niczego, ale trzeba pochwalić doskonałe uderzenie Brazylijczyka. Pierwsza połowa zakończona remisem, ale piłkarze Bayernu z pewnością pluli sobie w brodę, ponieważ powinni prowadzić.

Kliniczny Real po zmianie stron

Po zmianie stron zobaczyliśmy zupełnie inny mecz. Ewidentnie bramka  zdobyta przez Marcelo zrobiła robotę. Real uwierzył, że jest w stanie odnieść lepszy wynik na Allianz niż remis. Królewscy rozpoczęli drugą część gry z jedną zmianą. W miejscu Isco na murawie pojawił się Marco Asensio. Hiszpan miał dodać przede wszystkim szybkości na skrzydłach i spełnił swoje zadanie. Real był znacznie spokojniejszy. Było widać, że bramka wyjazdowa ich zadowalała.  Po stracie Rafinhi piłkę przejął Lucas Vazquez, który doskonałym podaniem obsłużył Asensio, a ten nie miał problemów z pokonaniem Ulreicha. Bayern miał swoje szansę do końca meczu, a główną rolę w ofensywnie Die Roten spełniał Franck Ribery. Mimo 35 lat na karku kręcił obrońcami Królewskich aż miło. Niestety dla tego piłkarza jego rajdy zazwyczaj kończyły się na Keylorze Navasie, który był dobrze dysponowany w dzisiejszym meczu. Pod koniec spotkania bardzo dobrą sytuację zmarnował Robert Lewandowski i mówiąc krótko nie był to jego mecz. Myślę, że Bayernowi przede wszystkim zabrakło sił w tym meczu oraz jakości na ławce. Zabrakło kogoś, kto dodałby wiatru na skrzydłach. Brak Vidala, Alaby, Neuera, Comana i szybkie zejście Robbena i Boatenga bardzo mocno skomplikowały wydarzenia na Allianz Arena.

Pan piłkarz – James

Jest coś w tym, że przy spotkaniu z byłym zespołem zawodnicy mobilizują się zdecydowanie bardziej. Dla Jamesa był to mecz sezonu. Kolumbijczyk był w dzisiejszym meczu niewiarygodny. Do przerwy zanotował 100% celnych podań, w tym jedną asystę do Kimmicha. Mógł mieć również drugą, ale Lewandowski nie wykorzystał dobrej okazji. Były piłkarz Realu miał wiele do udowodnienia i trzeba przyznać, że spełnił swój cel. Jeździł na tyłku od początku do końca swojego występu. W Madrycie był głównie kreatorem gry, natomiast tutaj gra bardziej w roli numeru osiem i ta rola pasuje mu idealnie. Pomimo słabszej gry po zmianie stron całej drużyny Bayernu, Kolumbijczyk nadal był liderem zespołu, jednak trzeba przyznać, że trochę obniżył loty, ale w ogólnym spojrzeniu zaliczył bardzo dobry występ.

Gwiazdy zawiodły

Przyznam szczerze, że podobnie jak inne media widziałem to spotkania jako rywalizację Lewandowskiego z Ronaldo. Tych dwóch piłkarzy stanowi o jakości obu drużyn. Cristiano zagrał w roli napastnika, jednak przez długi okres gry był osamotniony. Polak zmarnował dwie dogodne sytuację, w których z pewnością mógł się lepiej zachować. W pierwszej połowie po doskonałym dograniu Jamesa uderzył głową, jednak w sam środek bramki, więc Navas nie miał większych problemów. W samej końcówce meczu po podaniu od Tolisso stanęła twarzą w twarz z Kostarykańskim bramkarzem, jednak i tym razem przegrał pojedynek. Dwie wielkie gwiazdy w cieniu, ale trzeba przyznać, że samo spotkanie również nie porwało, jak wczorajsza bitwa na Anfield. Dla Ronaldo był to pierwszy mecz w obecnej edycji Ligi Mistrzów, gdzie nie zdobył bramki. Z kolei Robert Lewandowski od 362 minut w Lidze Mistrzów nie trafił do siatki.