Jedynka draftu błysnęła w Los Angeles!

Koszykówka NBA

To był solidny do tej pory sezon w wykonaniu Markelle Fultza, który odnalazł na Florydzie miejsce, gdzie może spokojnie wracać do dobrej gry w koszykówkę. Aż do środy, kiedy to 21-latek przypomniał wszystkim, że nie bez powodu wybrano go w 2017 roku z jedynką w drafcie. Fultz błysnął w Staples Center w starciu z wielkimi Los Angeles Lakers i poprowadził Orlando Magic do wygranej, przerywając tym samym serię dziewięciu kolejnych zwycięstw LAL.

Na taki mecz długo musiał czekać Markelle Fultz, ale ta cierpliwość się opłaciła. W środę w Los Angeles rozgrywający Orlando Magic zaliczył drugie w karierze triple-double złożone z 21 punktów, jedenastu zbiórek oraz dziesięciu asyst. Jakby tego było mało, to właśnie jego rzuty w ostatnich minutach meczu pozwoliły Magic utrzymać prowadzenie i odnieść bodaj największe zwycięstwo w tym sezonie. Fultz jakby rzucił wyzwanie LeBronowi Jamesowi w końcówce, a potem zagrał doskonale. Na parkiecie zostawił niemal wszystko, czego najlepszym dowodem było to, że zaraz po ostatnim swoim trafieniu w tym meczu – na 119-116 dla Magic – nie zdołał nawet dotrzeć do swojej ławki rezerwowych, lecz legł na samym środku parkietu z powodu skurczy. Na całe szczęście po spotkaniu była już tylko radość.

Fultz to jeden z ciekawszych przypadków ostatnich lat – niekwestionowany numer jeden w drafcie, potem tajemnicza kontuzja, która okazała się bardzo skomplikowaną i poważną przypadłością. W ubiegłym sezonie zrezygnowali więc z niego Philadelphia 76rs, ale jak mówi sam Fultz była to dla niego tylko dodatkowa motywacja. Dziś w Filadelfii mogą zastanawiać się, czy nie zrobili tego za szybko. Fultz rozgrywa bowiem solidny sezon w barwach Magic, gdzie dostał szansę na odbudowanie swojej kariery. Nadal nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie tak wielką gwiazdą jak wróżono mu to przed draftem, lecz takie występy jak ten przeciwko Lakers przypominają nam wszystkim o jego wielkim potencjale. A dla niego samego są tylko potwierdzeniem, że ciężka praca popłaca i że nie warto się poddawać.

Największe wrażenie robi jednak może nie tyle triple-double, co fakt, że ten występ Fultza przyniósł Magic wspaniałą wiktorię ponad Los Angeles Lakers – dla drużyny LeBrona to pierwsza w tym sezonie porażka z zespołem z ujemnym bilansem. Także sam James mówił po spotkaniu, że bardzo cieszy się z sukcesów Fultza i tłumaczył dziennikarzom, że najważniejsze w tym wszystkim jest dostać szansę. LBJ ma 100 procent racji: Magic wierzą w Fultza, a Fultz coraz bardziej zaczyna wierzyć w siebie. Jak przyznał po meczu, jego koszulka z tego spotkania wraca do jego domu, gdzie zawiśnie na honorowym miejscu. Będzie mu przypominać, że pierwszy poważny krok ku staniu się w tej lidze kimś więcej został już zrobiony. On sam z reguły jest dla siebie bardzo surowy, ale po takim meczu może wreszcie poczuć trochę satysfakcji.

Pozostałe informacje ze środy w NBA:

  • Wydarzeniem środy, jeszcze zanim rozpoczęły się jakiekolwiek mecze, było ogłoszenie spodziewanej daty debiutu Ziona Williamsona. Jak bowiem podał David Griffin, generalny menedżer New Orleans Pelicans, numer jeden draftu 2019 ma rozegrać swój pierwszy mecz już 22 stycznia przeciwko San Antonio Spurs.
  • Niespodzianka w Bostonie, gdzie tamtejsi Celtics ulegli Detroit Pistons po kolejnym świetnym meczu Derricka Rose’a. Były MVP ligi od jakiegoś czasu gra po prostu znakomicie, a w środę zaaplikował rywalom 22 punkty, trafiając wszystkie jedenaście rzutów za dwa punkty. Oprócz niego jeszcze trzech innych graczy Pistons zdobyło w tym meczu ponad 20 oczek: Sekou Doumbouya, Andre Drummond oraz Svi Mykhailiuk.
  • Brookyln Nets notują bilans 1-2 w trzech meczach od powrotu do gry Kyrie Irvinga, z czego jedyne ich zwycięstwo przyszło w starciu z Atlanta Hawks. W środę nowojorski zespół uległ na wyjeździe zespołowi Philadelphia 76ers, a Irvinga przyćmił tym razem Ben Simmons, który zapisał na konto 20 punktów oraz jedenaście asyst. Najlepszym strzelcem spotkania z dorobkiem 34 oczek był jednak Tobias Harris.
  • Drugą porażkę z rzędu zaliczyli zawodnicy Houston Rockets, którzy dość zaskakująco przegrali w środę u siebie z drużyną Portland Trail Blazers. Dla gości każdy z graczy pierwszej piątki zdobył co najmniej dwanaście punktów, a najwięcej mieli Damian Lillard (25) oraz CJ McCollum (24). Słabiutko tym razem wypadł James Harden (13 punktów, 3/12 z gry), przez co Rakietom nie pomógł nawet dobry występ Russella Westbrooka, który zapisał na konto triple-double: 31 punktów, jedenaście zbiórek, dwanaście asyst.
  • Niesamowite triple-double Luki Doncica, który w tej chwili ma już na koncie dwanaście triple-doubles i jest pod tym względem numerem jeden w całej lidze. Słoweniec tym razem zaliczył 25 punktów, 15 zbiórek oraz rekordowe dla siebie 17 asyst. Stał się tym samym najmłodszym zawodnikiem w historii NBA, któremu udało się osiągnąć takie cyferki. Dzięki jego dobrej grze Mavs wygrali już czternasty na wyjeździe mecz, tym razem ogrywając Kings w Sacramento.

Zaloguj się aby dodawać komentarze