Artur Szpilka dla Zagranie.com: To było dla mnie jedno z najsmutniejszych KSW

– Tak, to ja mu wspomniałem o tych zapasach. Tylko wiesz, bo też w Internecie każdy jest mądry i uważa, że wszystko wie. Ja Pudzianowi niczego nie odbierałem i stale uważam go za zawodnika MMA i tytana pracy – mówi serwisowi Zagranie.com Artur Szpilka, który już 18 czerwca wystąpi na gali KSW 71, która odbędzie się w Toruniu.

fot. Łukasz Sobala/PressFocus

Kamil Piłaszewicz: Na łamach serwisu Zagranie.com goszczę tym razem jednego z najlepszych, a także z bardziej charakterystycznych bokserów w Polsce, którego czeka jednak inna walka niż do tej pory, bo na zasadach MMA. Nie ukrywasz, że przejście traktujesz jako przygodę i do tego za chwilę nawiążę. Natomiast jako, że rozmawiamy dzień po gali KSW 70, to zastanawiam się, jakie emocje Tobie towarzyszą już po samym evencie?

Artur Szpilka:  Jest mi strasznie smutno. Było to dla mnie jedno ze smutniejszych KSW. Przegrał i Michał, który jest moim przyjacielem, któremu bardzo mocno kibicowałem, ściskałem kciuki, i Izu, i jeszcze Daniel, Kijana… Sporty walki są strasznie nieprzewidywalne. Byłem w szatni u Michała i widziałem jego przygotowania, te wszystkie emocje, jego nastawienie i to, co się wydarzyło… Bardzo mi go szkoda, bo wiem, jak to jest być ciężko znokautowanym i, co się wtedy przeżywa.

Jest ktoś kto zrobił na Tobie szczególne wrażenie?

– Nie oglądałem gali, bo praktycznie cały czas byłem z Michałem. Same jakieś tam urywki widziałem i to tyle. Mnie jest bardzo smutno, bo jak mówię: przegrał Michał, a do tego jeszcze Izu, Daniel, Kijana, czyli ci, z którymi sobie trenuję, trzymam się na co dzień.

Mateusz Borek w Kanale Sportowym po gali powiedział, że: „Nawet Witalij Kliczko mógłby być dziś dumny z tego, jaki podbródkowy wyprowadził Mariusz”. Spodziewałeś się, że Pudzian jest w stanie tak doszlifować technikę?

– Na pewno Mariuszowi trzeba oddać wielki szacunek. Znakomicie wszedł w tę walkę. Potem bardzo ładnie sobie radził. Mówię, mi jest smutno, przykro, bo znokautował mojego przyjaciela, ale prawda jest taka, że należy zdjąć czapki z głów przed Mariuszem i tyle.

Długo wielu i dziennikarzy, i zawodników, i trenerów, w tym ja, mówiło, że Mariusz dysponuje potworną mocą, ale ciągle jakby tej techniki brakowało. Tymczasem Pudzian wszedł do klatki i zrobił coś takiego w sto siedem sekund, jak sobotniego wieczoru… W tej chwili już tak na sto procent możemy mówić, że Pudzian to zawodnik MMA?

– Tak, jak najbardziej. Zresztą już wcześniej niczego mu nie odbierałem. Uważam go stale za zawodnika MMA, tylko określałem swoje przewidywania na temat walki. Michał jest fenomenalnym fighterem, człowiekiem i bardzo mi przykro, że przegrał. Moje podejście wynika stąd, że jestem z nim bardzo zżyty. Sam jestem zawodnikiem i wiem, że jak dochodzi do czegoś takiego, jak w sobotę, to się potem bardzo ciężko podnieść po takim nokaucie.

Sam Mariusz nagrał video, jak wracał do domu i wspomniał tam o, jak się wyraził: „gwieździe”, która miała podważać jego zapasy i trenować w WCA. Internet już snuł domysły, wydawał wyroki, aż sam Mariusz wstawił w relacji Twoje zdjęcie, więc pytanie brzmi… Pudzian vs Szpilka za jakiś czas?

– A, o tym mówisz… Tak, to ja mu wspomniałem o tych zapasach. Tylko wiesz, bo też w Internecie każdy jest mądry i wszystko wie. Natomiast to było tak, że Pudzian właśnie się szykował ze swoim obozem, przygotowywał się pod zapasy Michała i po sesji powiedział swoim trenerom, że jego zdaniem ma dobre zapasy. Usłyszałem i odpowiedziałem, że dobre zapasy to on dopiero zobaczy w walce z Michałem, ale też nie po to, żeby mu przygadać, czy jakoś go obrazić. Powiedziałem tak, bo w mojej ocenie Michał jest po prostu lepszy w tym aspekcie, tyle.

To nie chodziło o to, by jakoś tam zgrzać, podrażnić, czy hejtować Mariusza, bo Pudzian jest tytanem pracy i wiele serducha wkłada w sport i należą mu się gratulacje i pochwały za to. I tak, faktycznie, macie rację, że to ja to powiedziałem, ale mówię: to nie miało być w celu pośmiania się z Mariusza, czy mu dokuczenia.

Przechodząc już stricte do tematów związanych z Tobą, to czekaliśmy, czekaliśmy, aż się doczekaliśmy, więc zapytam wprost: jak się czuje Artur Szpilka ze świadomością, że jest w końcu w KSW?

– Na razie się nie czuję. Tak jak tłumaczę, traktuję te przejście jako przygodę, wyzwanie, nowy element w swoim życiu. Nie chcę narzucać sobie presji, że coś muszę, bo prawdą jest, że nic nie muszę. Chcę dawać zawsze z siebie, jak najwięcej. Teraz nic się nie zmienia. Natomiast, żeby odpowiedzieć Ci na to pytanie, to… Zróbmy tak: po walce Ci mogę wtedy odpowiedzieć na to pytanie, a nie wtedy, kiedy dopiero przygotowuję się do walki.

fot. Łukasz Sobala/PressFocus

Radczenko to wymarzony przeciwnik na debiut, nie tylko z racji niewyjaśnionych do końca spraw z pierwszego pojedynku?

– Zawsze byłem takim zawodnikiem, który chce dawać ludziom emocje. I to te przede wszystkim sportowe. Uważam, że jest to idealna walka, choć włodarze KSW mogliby jeszcze mnie zestawić z Krzyśkiem Włodarczykiem, jeżeli mówimy o tym do kogo pałam niechęcią i z kim bym chciał coś jeszcze wyjaśnić w walce zawodowej. Natomiast wiemy, że nie mogą na ten moment zorganizować tego pojedynku z pewnego pozasportowego powodu, więc uznałem, że biorę pojedynek z Radczenko. Poza tym on ma już doświadczenie w MMA, bo mierzył się już więcej niż raz w tej formule.

Mateusz Borek zapytany w Kanale Sportowym o to, co się wydarzy w Toruniu 18 czerwca, powiedział wprost: „Na pewno karty punktowe nie będą potrzebne w walce Szpilki z Radczenko. Szkoda papieru” (red. w domyśle na rozpisywanie punktacji przez sędziów). Faktycznie na takie wskazanie, taki typ u bukmacherów opłaca się postawić?

– Nie chciałbym wskazywać, co powinno się obstawić. Każdy z nas ma rozum i niech robi, co chcę. Na pewno tę walkę chciałbym rozwiązać tak, jak to sobie zaplanowaliśmy ze sztabem, a co to oznacza? Mam nadzieję, że zobaczycie w samym pojedynku. Nie chcę tyle mówić, co pokazać, przełożyć to, co jest na treningach do klatki.

Wspomniany dziennikarz z Dębicy, jak i Maciej Turski w materiale, o jakim mówię uznali również, że jak się wyrazili: na początku byłą ekscytacja, ale po walce Pudziana, jak zapukał do głowy realizm, to Artur Szpilka pewnie wracał do domu pełen różnych myśli”, także… Sprawdzam u źródła, jakie przemyślenia się pojawiły już po gali?

– Wiadomo, że różne. Najgorsze, odnośnie walki wieczoru, to to, że jak wiesz, nie patrzyłem obiektywnie na to starcie. Mówię, byłem sercem za Michałem, złożyło się na to multum spraw. Materla też ma przecież za sobą wiele ciężkich, krwawych bojów. Teoretycznie łatwa dla Michała walka – powtarzam: teoretycznie tak wyglądała – zakończyła się ciężkim nokautem.

Przyznaję, że myślałem głównie o nim, jak się czuje tego dnia, a na swoje wrażenia to tak nie za bardzo zwracałem uwagę, także nie wiem. Może i było, jak mówią, ale nie mi oceniać. Mnie najbardziej było szkoda Michała, Izu, Daniela, Kijany, bo też jestem od lat w sportach walki i wiem, jak trudno znosi się porażki, a jeszcze trudniej nokauty.

fot. Łukasz Sobala/PressFocus

Patrząc właśnie na występy np. Daniela Omielańczuka, to sam przyznał i w klatce i strefie mieszanej, że za bardzo chciał coś udowodnić samemu sobie, że wiedział, by nie kotłować się w parterze z rywalem, ale „wkręcił” do głowy inną myśl niż to, co było w planach. Z kolei dziennikarze, eksperci uważają, że dla Izu mogła to być ostatnia walka w KSW; że mimo wszystko to nie ten poziom, którego oczekiwało środowisko.

– Jak mówię, ich walk nie widziałem, znam tylko werdykty. Skoro Daniel sam tak przyznał, to znaczy, że on już wie, co nie zagrało i tyle. Co do Izu… Nie wiem. Mam tylko taką nadzieję, że się z tego podniesie. Powiem Ci, że jak tak sobie rozmawiamy, to najgorsze, co jest w sporcie zawodowym, to właśnie ta druga, ciemna strona medalu. Mijałem się z nimi tam w hali, widziałem ich miny, spojrzenia, słyszałem, co mówili i powiem Ci, że właśnie to jest najgorsze. Ktoś powie teraz, że dużo zarabiają, więc niech nie marudzą. Tak, zarabiają, ale też nikt tak nie cierpi, nie przeżywa tak emocjonalnie tego, co nie wyszło, jak zawodnicy sportów walki. Dopiero, kiedy sam jesteś w tym sporcie, jak wsiąkniesz w te środowisko, uświadamiasz sobie skalę tych dramatów, tego cierpienia.

Dokładnie. Mam za sobą niejeden wywiad, czy to z zawodniczkami, czy zawodnikami i to, co mi się najbardziej rzuca w oczy, to fakt, że nie zawsze to umiejętności decydują o tym, kto danego dnia wygra w klatce, tylko zachowanie chłodnej głowy. Przykładowo Daniel sam przyznał, co zawiodło i sprawiło, że przegrał, a z kolei Mariusz Pudzianowski kilkukrotnie szukał tego podbródkowego aż trafił, lecz nie rzucał się na Michała, jak dzik w żołędzie.

– Masz rację. W tym sporcie głowa jest najważniejsza. Też wcześniej szedłem na żywioł. Nie kalkulowałem. Natomiast im człowiek starszy, im więcej dostał lekcji pokory, jak to sobie nazywam, tym inaczej się patrzy na ten temat, co mówimy. Dlatego też właśnie ta głowa inaczej się zachowuje, ale mówię: to przychodzi z czasem. Z tego miejsca również apeluję o jeszcze większy szacunek niż do tej pory do wszystkich, którzy uprawiają sztuki walki.

Na 18 czerwca właściciele KSW zapowiadają fajerwerki i mimo wielu ogłoszeń, jak Ziółkowski vs Rajewski, powrót Różala, debiut Szpilki, to ciągle podobnież jest mało i jeszcze wiele możemy oczekiwać od karty walk gali z numerkiem 71. Tak więc zapytam wprost: po tym, co wczoraj widzieliśmy, dlaczego to wydarzenie z Torunia, a nie z Łodzi będzie miało większe szanse pretendować do miana gali roku?

– W ogóle się nad tym nie zastanawiam. Może i egoistycznie, ale dla mnie liczy się mój debiut, a nie to, jak potem cała gala zostanie oceniona. Oczywiste jest, że każde z ich wydarzeń wiele wnosi do sportów walki i jest wielkim eventem, show. Natomiast nie patrzę na KSW jako całość, czy kiedy mówimy o danej gali, tylko na swój występ. Mam nadzieję, że obejdzie się bez poważnych kontuzji i będę mógł wejść do klatki, a kolejno pokazać to, co jest ustalone. Pomimo tego, że właśnie wracam do treningów teraz w nie za dobrym humorze, to wiem, że trzeba ten przysłowiowy „kurz otrzepać” i iść, robić swoje dalej.

fot. Łukasz Sobala/PressFocus

Zakładając, że wcielisz się w rolę kibica kupującego bilet na toruńską galę, na który pojedynek – poza tym Artura Szpilki – czekasz najbardziej?

– Każdy jest super. Wiem, że to wyświechtana formułka, ale tak jest. Z tego, co pamiętam, to Marian będzie w walce wieczoru. Różal wraca; a jeszcze jest parę takich nazwisk… Naprawdę solidnych, konkretnych, a których nie mogę wyjawić. Jestem pewien, że każda walka wniesie coś nowego i wierzę, że każdy fan MMA znajdzie coś dla siebie, kiedy spojrzy na tę kartę.

A jest coś, co chciałbyś jeszcze przekazać, a o co nie dopytałem do tej pory?

– Może tylko tyle, że im dłużej się jest w tym środowisku, im więcej widzi się tych negatywnych emocji, tym bardziej dociera do Ciebie świadomość tego, ile ci wszyscy zawodnicy wkładają siebie w to, co robią. Nachodzą różne emocje. Po prostu.

Żeby jednak nie kończyć smutno, to powiem do fanów, osób, które mnie wspierają: pamiętajcie: „Zawsze ten sam, ale inny”. Nieco zmodyfikowałem swoje powiedzenie, bo „ten sam”, to dla bliskich, rodziny, a „inny”, bo nabieram, jak każdy doświadczenia życiowego, staję się coraz bardziej pokorny. Natomiast w sportach walki też chciałbym zostawać tym samym fighterem, czyli Arturem Szpilką, który zawsze daje z siebie sto procent. Wiemy, że czy to boks, czy MMA, czy jeszcze inna dyscyplina, rządzi się swoimi prawami. I nie zawsze kończymy jako zawodnicy swój pojedynek tak, jakbyśmy chcieli; ale mam nadzieję, że tym razem ognia mi nie zabraknie i, że będę mógł się cieszyć z wygranej na KSW już w Toruniu.

Zaloguj się aby dodawać komentarze