Mecz numer 4 Finałów NBA: czy to ostatni występ Króla w barwach Cavaliers?
Jeszcze nie tak dawno byliśmy świadkami pierwszego gwizdka w tym sezonie NBA. Od tego czasu minęło prawie 8 miesięcy (wow, jak ten czas szybko leci) i istnieje duże prawdopodobieństwo, że przed nami ostatnie starcie tych rozgrywek. O 3:00 w Cleveland zostanie rozegrany mecz numer 3 Finałów NBA. Golden State Warriors prowadzą 3-0 w tej serii i staną dzisiaj przed szansą postawienia wisienki na torcie. Czy to zrobią? O tym przekonamy się już nadchodzącej nocy. Przygotowałem dla Was typ po kursie 2.15 z oferty Fortuny. Zapraszam do lektury.
Ostatnie propozycja to skuteczność 2 na 3 z naszej strony. Trafiliśmy typy na podwójną szansę na Cavaliers i over na liczbę asyst Lebrona Jamesa, ale George Hill nie dał rady pokryć linii punktowej. Szkoda. Oby dzisiejsze typowanie było dla nas bardziej szczęśliwe.
Dołącz do grona ludzi śledzących NBA i podziel się swoją opinią -> Typy NBA – grupa dyskusyjna
Zdarzenie zostało wybrane z oferty bukmachera Fortuna.
Zdarzenie: Cleveland Cavaliers -Golden State Warriors: handicap +6.5/-6.5
Typ: Golden State Warriors -6.5
Kurs: 2.15
Możemy się łudzić, że przeszłość nie ma znaczenia. Możemy się oszukiwać, że to, co wydarzyło się kiedyś, jest kompletnie nie istotne i nie wpływa na teraźniejszość. Liczy się tylko tu i teraz. Tabula rasa i carpe diem w jednym. Cleveland Cavaliers przynajmniej na to liczyli. Po trzech meczach Finałów NBA wiemy już, że byli w błędzie.
W zespołach z Lebronem Jamesem w składzie zawsze się coś dzieje: dobrze, źle, różnie. Patrząc na tegoroczne rozgrywki Cavs, więcej było tego złego. Ale to nie było dla wielu zaskoczeniem. Cavaliers (i wcześniej Heat) mieli tendencję do odpuszczania sezonu regularnego, mając z tyłu głowy, że mogą wejść na wyższy poziom, kiedy zajdzie taka potrzeba. Oba te zespoły miały ten dodatkowy ,,bieg”.
Właśnie, miały.
W tych rozgrywkach też można wysnuć taki wniosek, bo przecież Cleveland awansowało do Finałów NBA. Okej, jednak nie taki cel miał Lebron. Sam awans nic nie daje. Liczy się tylko jedno. Tytuł. I ten tytuł jest już na 99% poza zasięgiem Cleveland Cavaliers.
Po trzech meczach Finałów NBA Golden State Warriors prowadzą 3-0 i są na najlepszej drodze do wygrania trzeciego mistrzostwa w ciągu ostatnich czterech lat. Jesteśmy świadkami tworzenia się dynastii, proszę państwa. I tak, wynik tej serii mógłby być zupełnie inny, gdyby nie feralna końcówka meczu numer 1. To zwycięstwo mogło kompletnie obrócić losy tej rywalizacji. Mogło, lecz tego nie zrobiło.
Wyjdźmy ze świata ,,gdybania”.
Fakty są takie, że Warriors są dużo lepszym zespołem i ta seria to potwierdza. Oczywiście, mają dużo więcej talentu i nie jest to nawet kwestią sporną. Jeżeli Twoim czwartym najlepszym graczem jest Klay Thompson, to o czym my tu w ogóle mówimy?
Fenomen Golden State nie polega jednak tylko na ataku, który jest jednym z najlepszych w dziejach koszykówki. Obrona. Warriors są niesamowicie poukładani w defensywie i jako kolektyw potrafią świetnie przeciwstawić się Lebronowi Jamesowi. Nawet Król nie jest zdolny do utrzymania tak dobrej dyspozycji, jaką zaprezentował w spotkaniu otwarcia Finałów NBA, kiedy zdobył 51 punktów. Nie przeciwko tym Warriors i nie po rozegraniu pełnego sezonu regularnego i miliona minut w playoffach. James wygląda ludzko, ale czego mogliśmy się spodziewać? Prędzej czy później musiał wyjść fakt, że jest praktycznie jedynym graczem mogącym wykreować atak sobie i innym. Na dobrą sprawę, pierwszym zawodnikiem w tych playoffach, który choćby w minimalnym stopniu zdjął z niego ten ciężar, był Rodney Hood w poprzednim starciu. W 21. meczu tych playoffów. James jest nadczłowiekiem, jednak nawet on, nie jest w stanie ciągnąć swojej drużyny przez cały czas.
W takich momentach wychodzi brak drugiego kreatora. Wiesz, kto by się teraz przydał w Cleveland? Zdrowy Kyrie Irving.
James był genialny w 2015, 2016 i 2017 roku, lecz bez Kyriego Cavaliers nie osiągnęliby nic, a na pewno nie wygraliby Finałów 2 lata temu. Irving brał piłkę i grał jeden na jeden. Niektórzy go za to krytykowali, ale spójrzmy na to z drugiej strony. Kiedy ten robił swoją magię, to James mógł stać w rogu i odpoczywać, a i tak Cavs zdobywali punkty. Kyrie był po prostu tak dobry w izolacjach, że nawet Lebron potrafił osunąć się w cień. Teraz? Nie ma na to szans. Piłka jest praktycznie cały czas w jego rękach. Trudno sobie wyobrazić udaną akcję Cavaliers bez udziału Króla. Takie coś może i wystarczyło na Indianę Pacers, Toronto Raptors i Boston Celtics. W rywalizacji z Golden State Warriors to nie ma prawa przejść.
Tegoroczne Finały NBA mają podobny przebieg do zeszłorocznych: Warriors wygrywają dwa pierwsze pojedynki w Oakland i po wyrównanej walce mecz numer 3 w Cleveland. W 2017 roku w starciu numer 4 Cavaliers nie złożyli broni i pewnie triumfowali we własnej hali, zdobywając aż 137 punktów. Tak, okej, tylko pamiętaj, że w tamtym zespole był Kyrie Irving, który akurat wtedy zdobył 40 punktów. Kto go teraz zastąpi? George Hill? JR Smith? Rodney Hood.
Proszę Cię.
Cavaliers 2017 byli dużo lepszą drużyną, szczególnie po atakowanej stronie boiska. Szczerze? Moim zdaniem to jedna z najlepszych ofensyw XXI wieku. Niestety, stanęli do walki z Golden State Warriors, którzy po wygraniu 73 spotkań w sezonie regularnym dodali jednego z pięciu najlepszych koszykarzy ligi. Tamci Cavs zasłużyli na tytuł, po prostu trafili na zły okres.
W serii rok temu Cavaliers tylko raz zdobyli mniej niż 113 punktów, w dwóch ostatnich spotkaniach notując średnio 128.5 punktu. Wow, nieźle. Gorzej szło im po bronionej stronie boiska, ale to już inna kwestia. W tegorocznej serii widzimy olbrzymi spadek jakości w ofensywie, bo poza starciem otwarcia James i spółka nie zdołali przekroczyć 103 oczek. Widzisz różnicę? Różnica jest widoczna gołym okiem. Problem jest taki, że niewiele zmieniło się w obronie.
To była pięta achillesowa Cavaliers przez cały sezon. 29. miejsce w efektywności defensywnej mówi wszystko. Jest to o tyle szokujące, że 7 zespołów z dolnej dziesiątki efektywności w obronie było w dolnej dziesiątce ligi. Jaki z tego wniosek? Cavaliers mieli gorszą obronę od teamów, które celowo przegrywały.
Są zwyczaje, których się nie da zmienić i właśnie to widzimy teraz. Jeżeli nie trenujesz czegoś przez cały sezon, to nie masz oczekiwać, że nagle coś się zmieni. Tyronne Lue próbował wziąć przykład z Houston Rockets i ich taktyki zmiany krycia. Okej, wszystko fajnie, problem jest jednak taki, że Rockets praktycznie od września przygotowywali się na Golden State Warriors i swoją strategię ćwiczyli w trakcie fazy zasadniczej. Cavaliers? Oni próbowali przetrwać. Prędzej czy później to musiało wyjść. Wyszło później, niż się wszyscy spodziewali, bo dopiero w Finałach NBA.
Zmiany krycia – ogólnie obrona – polega na komunikacji, która w Cleveland jest na, delikatnie mówiąc, niskim poziomie. Jest to szczególnie widoczne przeciwko elitarnej ofensywie Warriors. To nie tak, że gracze Cavs się nie starają: – walczą, próbują, lecz w końcu popełnią ten jeden błąd i rywale mają otwartą trójkę albo rzut spod kosza. Słaba defensywa pod koniec meczu numer 3 kosztowała ich de facto zwycięstwo i szansę na osiągnięcie czegokolwiek w tej serii.
Na koniec dnia Golden State Warriors są lepszą drużyną. Steve Kerr ma do dyspozycji dużo talentu, ale trzeba też wiedzieć, co zrobić z takim personelem. Kerr ułożył te puzzle fantastycznie i Warriors są na najlepszej drodze do zdobycia kolejnego tytułu. I typuję, że to wydarzy się już dzisiaj w Cleveland. Wojownicy nie będą chcieli prowokować bogów koszykówki, żeby nie dopuścić do sytuacji z 2016 roku. Ale tutaj nie wydarzy się cud: Kyrie Irving już nie jest zawodnikiem Cavaliers i James nie jest w stanie zrobić tego w pojedynkę. Spodziewam się pewnego zwycięstwa gości. Dlatego też stawiam na handicap w stronę Golden State Warriors i dla podwyższenia kursu wybieram wyższą linię.