Playoffy w NBA: skuteczność 14/18 ostatnich typów – mecz numer 5 pomiędzy Rockets i Warriors
Wydawało się, że wynik tej serii jest już rozstrzygnięty – Warriors mieli spokojnie wygrać mecz numer 4 i wyjść na prowadzenie 3-1. Mieli, ale Houston Rockets dosłownie wyrwali to spotkanie, po świetnym występie w defensywie. Stan serii w tym momencie to remis 2-2, czego niewielu z nas się spodziewało. Dzisiaj o 3:00 zostanie rozegrany spotkanie numer 5. Kto będzie górą w tym pojedynku i co typować? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w poniższym tekście. Gotowi? To zapraszam do analizy. Do dzieła!
Wczorajsze typowanie to kolejna wygrana z naszej strony, co daje już trzecią z rzędu analizę w formie video, która zakończyła się dla nas sukcesem (łącznie 14/18 ostatnich typów)!
Typowaliśmy, że Boston Celtics będą górą w meczu numer 5 i tak też się stało. Gospodarze po raz kolejny potwierdzili swoją świetną dyspozycję w Bostonie i praktycznie od początku kontrolowali przebieg spotkania. Teraz przed nami starcie w Cleveland – czy Celtics zakończą rywalizację, czy jednak Lebron James doprowadzi do wyrównania?Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Dołącz do grona ludzi śledzących NBA i podziel się swoją opinią -> Typy NBA – grupa dyskusyjna
Kupon został stworzony na podstawie oferty bukmachera Fortuna.
Skorzystaj z najlepszych kursów na rynku.
Zdarzenie: Houston Rockets – Golden State Warriors: obie drużyny zdobędą (razem z dogrywką) poniżej/powyżej 218.5 punktów
Typ: poniżej
Kurs: 1.99
Seria pomiędzy Golden State Warriors a Houston Rockets była zapowiadana jako hit tego sezonu. Praktycznie od początku rozgrywek było wiadomo, że to właśnie te zespoły zobaczymy w Finałach Konferencji Zachodniej. Wszystko na to wskazywało i tak też się stało. Ale wyobrażenia na temat przebiegu tej serii były zupełnie inne. Wielu z nas spodziewało się ultraofensywnej rywalizacji, co nie powinno dziwić. Mówimy tu o dwóch historycznie dobrych atakach. I Warriors i Rockets są elitarni w zdobywaniu punktów i potrafią to robić praktycznie na zawołanie, jednak sposób, w jaki to robią, jest diametralnie inny. I do tej pory gra toczy się na warunkach Rakiet, ale to chyba zdążyłeś już zauważyć.
Izolacje – to motyw przewodni pierwszych czterech meczów. Nie łudź się, że to się zmieni. Nie, Rockets nie zaczną grać inaczej, bo to jest coś, co robili przez cały sezon regularny i playoffy. Harden i Paul szukają słabego punktu w obronie rywali i atakują, atakują i jeszcze raz atakują. Wszystko opiera się na pojedynkach jeden na jeden. Czy jest to najpiękniejsza strategia? Według mnie, niekoniecznie. Chyba wszyscy wolimy, gdy każdy zawodnik jest zaangażowany w grę i piłka krąży po obwodzie. Na koniec dnia, w koszykówce nikt nie dostaje not za styl. To nie są skoki narciarskie ani łyżwiarstwo figurowe. Tutaj liczy się efekt i – co by nie mówić – to Rakiety bronią się wynikami, że hej.
65 zwycięstw w fazie zasadniczej i remis 2-2 w rywalizacji z jednym z najlepszych zespołów w historii NBA. Chyba nic nie trzeba dodawać. Rockets weszli do głowy Warriors, którzy po raz pierwszy w erze Kevina Duranta, zostali zmuszeni do wysiłku. Jeszcze ani razu nie przegrali więcej niż dwóch spotkań w serii. Do teraz. A Houston nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa, oj nie. Oni przygotowywali się tylko na tego jednego przeciwnika. Wiedzieli, na kogo trafią prędzej czy później. Ale byli przygotowani, a kiedy jesteś przygotowany, nie boisz się o rezultat. Dla wielu wynik 2-2 po czterech pojedynkach może być zaskoczeniem (dla mnie jest), jednak nic nie się dzieje przez przypadek. To też się nie wydarzyło. Poprzednia potyczka była tylko kwintesencją całej tej drogi i potwierdziła, że obrana ścieżka była właściwa.
Skupmy się na obronie, bo za to trzeba najbardziej docenić podopiecznych Mike’a D’Antoniego.
Jeżeli oglądasz tę serię na bieżąco, to wiesz, że są momenty, w których atak Warriors funkcjonuje kapitalnie, co nie powinno dziwić, patrząc na zgromadzony talent. Ale są też momenty, w których nawet oni wyglądają bezradnie. Tak było w czwartej kwarcie meczu numer 4. Wyglądało to tak, jakby mistrzowie NBA nagle stracili umiejętności. Miałem małe deja vu do Kosmicznego Meczu. Czyżby druga część tego filmu rozgrywała się właśnie na naszych oczach? Nie, ale w końcu musi się przecież pojawić. Lebron, czekamy aż zastąpisz Michaela nie tylko na pozycji najlepszego koszykarza w historii (hehe).
Wróćmy jednak do Rockets i ich obrony, która przez ostatnich 12 minut we wtorek była kapitalna.
Warriors zostali zatrzymani na zaledwie 12 punktach, co daje szaloną średnią punktu na minutę. Mało? Wojownicy mieli więcej strat (4) niż celnych rzutów z gry. Jeden z nich należał do Stepha Curry’ego. Problem w tym, że spudłował on jednocześnie aż 8 razy. Kevin Durant był kompletnie poza rytmem w czwartej kwarcie tak, jak cała ofensywa Warriors. Rockets ich kompletnie zatrzymali, nie pozwalając na łatwe rzuty. Nacisk z ich strony był kapitalny. Błędy w obronie można policzyć na palcach jednej ręki i praktycznie każdy spisał się fantastycznie. Tak, tutaj musimy docenić James Hardena, który zanotował aż 3 przechwyty i 2 bloki. Od początku było widać większe zaangażowanie w jego wykonaniu w defensywie i to przyniosło efekty w postaci wygranej. Świetną pracę wykonali również PJ Tuckers (16 zbiórek!!!), Trevor Ariza. Ich wartości nie oddadzą statystyki, jednak bez nich nie byłoby teraz 2-2.
Houston robią to, co wdrożyli na początku sezonu – zmieniają krycie praktycznie w każdej akcji, dzięki temu wybijając przeciwników z rytmu. W pierwszych dwóch seriach playoffowych było to szczególnie widoczne, bo ani Timberwolves, ani Jazz nie byli w stanie wykreować sobie solidnych pozycji. Z mistrzami NBA miało być inaczej, jednak jak wskazuje wynik serii, nie do końca jest. Oczywiście, kontuzje odegrały swoją rolę, ale nie możemy tutaj nie docenić świetnej defensywy Rockets w poprzednim spotkaniu. Pamiętaj, że grali w Oakland, gdzie Warriors nie przegrali od… Finałów w 2016 roku. Nie miałeś wrażenia, że już to kiedyś widziałeś? Tej niemocy w ofensywie w wykonaniu Golden State? Stare demony wróciły. 2 lata temu Curry nie potrafił minąć Kevina Love, desperacko szukając trójki. Teraz to wyglądało podobnie, mimo że Wojownicy sprowadzili Kevina Duranta, który… miał być antidotum właśnie w takich sytuacjach; w sytuacjach, gdy potrzeba kreatorów w grze jeden na jeden.
Houston Rockets już przed tymi rozgrywkami byli elitarnym teamem w ataku. To, że będą świetni po tej stronie boiska, było pewne, bo dodali jeszcze Chrisa Paula. Tym, co oddzielało ich od stania się realnym zagrożeniem dla Warriors, była obrona. Jeszcze sezon wcześniej ekipa z Teksasu zajęła 18. miejsce pod względem efektywności defensywnej. Było średnio. Gdy trójki nie wpadały do kosza, Rakiety nie miały prawa wygrać. Ich taktyką było rzucenie więcej punktów od przeciwników. Tak, wiem, brzmi to kuriozalnie, gdyż taki jest cel koszykówki. Chodzi mi o to, że oni po prostu próbowali iść na wymianę ciosów, licząc, że ich działa na to wystarczą. Mury obronne ich już nie interesowały. Ta taktyka wyszła w serii z San Antonio Spurs, gdzie Rockets nie byli w stanie zdobywać seryjnie punktów i ostatecznie przegrali 2-4.
Cóż, najważniejsze jest wyciąganie wniosków i tak też zrobił Daryl Morey. Sprowadził do Houston Paula, Tuckera, Luca Richarda Mbah a Moute, dając tym samym wszystko, co potrzebne, do zaimplementowania strategii zmian krycia. Dzięki temu niedoskonałości Jamesa Hardena miały zostać przykryte. I zostały, czego skutkiem jest szósta efektywność defensywna w minionych rozgrywkach.
Czy Warriors mogą zagrać drugi tak słaby mecz? Wątpliwe, chociaż… Rockets postawili się w sytuacji, gdzie są w stanie zatrzymać mistrzów NBA. Grają przecież we własnej hali. Poza tym, pod znakiem zapytania stoi występ Andre Iguodali, a Klay Thompson w poprzednim starciu doznał urazu kolana. Fakt, że wrócił na parkiet, ale nie wyglądał dobrze, a po końcowym gwizdku utykał. Nadal trudno mi jednak stawiać przeciwko Golden State. To jest po prostu zbyt dobry team. To cały czas jest tylko 2-2. Tylko i aż 2-2.
Typuję, że zobaczymy defensywny mecz. Obie ekipy mają niesamowity potencjał w obronie i im dalej w las, tym ta seria powinna być brzydsza. Nic się nie zmieni pod względem przebiegu i cały czas dominować będą izolacje, które przeciwko tak dobrym defensywą mogą już nie być tak efektywne. Zarówno Rockets, jak i Warriors wiedzą, że dzisiejszy wynik najprawdopodobniej zadecyduje o wyniku tej rywalizacji. Jeżeli wygrają gospodarze, to Golden State będą mieli nóż na gardle i znajdą się w sytuacji, w której nie byli od dawna. Z kolei porażka Rockets równa się praktycznie odpadnięciu tej drużyny, bo wątpię, że drugi raz zdołają triumfować w Oakland. Jedno jest pewne – zapowiada nam się kozacki mecz numer 5. Stawiam, że zobaczymy pojedynek pod znakiem obrony. Dlatego też typuję under punktowy i dla podwyższenia kursu, wybieram wyższą linię.