Wreszcie ktoś zatrzymał Bucks!
Najdłuższa seria zwycięstw w NBA od lat zakończona! Milwaukee Bucks ulegli w poniedziałkowy wieczór drużynie Dallas Mavericks, co jest sporym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że Mavs przyjechali do Wisconsin bez kontuzjowanego Luki Doncica. To pierwsza porażka Bucks od 8 listopada, którzy w tym okresie wygrali osiemnaście kolejnych spotkań.
Po raz pierwszy w historii NBA zdarzyło się, by drużyna bez swojego najlepszego strzelca na parkiecie zdołała przerwać taką serię zwycięstw. Nic więc dziwnego, że wygrana Mavs w Milwaukee bez Luki Doncica – który z powodu skręconej kostki może opuścić co najmniej dwa tygodnie – to niemała niespodzianka. Z drugiej strony, w historii Mavericks zdarzały się już przypadki przerywania bardzo długich serii zwycięstw. W poniedziałek, w obliczu absencji słoweńskiego zawodnika, odpowiednie wsparcie zapewnili przede wszystkim Steh Curry oraz Kristaps Porizngis – obaj zdobyli po 26 oczek, a ten drugi w czwartej kwarcie trafił kilka wielkich trójek z bardzo dalekiej odległości, czym mocno przyczynił się do obrony prowadzenia.
Mavs już po pierwszej kwarcie prowadzili bowiem 14 punktami, ale Bucks nie dawali za wygraną i w samej końcówce mieli już tylko trzy punkty straty. Ostatecznie dobra obrona Porzingisa oraz pewna ręka Tima Hardawaya Jr. na linii rzutów wolnych zapewniły Dallas wielkie zwycięstwo. Tym samym Mavs po raz dziesiąty w tym sezonie wygrali na wyjeździe (na dwanaście wyjazdowych spotkań) – w trwających rozgrywkach tylko Los Angeles Lakers oraz Milwaukee Bucks mają lepszy bilans. Dla Bucks poniedziałkowa porażka była natomiast dopiero drugą u siebie. Nie pomógł jak zwykle świetny Giannis Antetokounmpo, który zdobył w tym meczu aż 48 punktów oraz 14 zbiórek. Tak czy siak, osiemnaście kolejnych zwycięstw to najlepszy wynik klubu z Milwaukee od czasu serii dwudziestu wygranych drużyny prowadzonej przez Kareema Abdul-Jabbara w sezonie 1970/71, gdy Bucks koniec końców sięgnęli po mistrzostwo.
Dla Bucks to dopiero początek sporych wyzwań jakie przed nimi. Już w czwartek do Milwaukee przyjedzie bowiem zespół Lakers i jest to starcie, na które czekają w NBA niemal wszyscy. Co ciekawe, odkąd stery w Wisconsin objął trener Mike Budenholzer to Bucks tylko raz przegrali dwa kolejne spotkania. W czwartek łatwo jednak nie będzie, bo Lakers – prowadzeni przez rewelacyjnie grających LeBrona Jamesa oraz Anthony’ego Davisa – to w tej chwili najlepiej spisujący się na wyjazdach zespół w lidze, który ma już czternaście kolejnych zwycięstw poza Los Angeles. Na razie jednak w Milwaukee chcą dać sobie chwilę na odpoczynek, by móc docenić to niesamowite osiągnięcie jakim jest wygrana osiemnastu kolejnych spotkań. Dopiero w środę drużyna zacznie prawdziwe przygotowania do starcia z Lakers, które będzie zresztą pojedynkiem dwóch najlepszych w tym momencie klubów w NBA.
Kilka innych wiadomości z NBA po poniedziałkowej nocy:
- 25 punktów straty odrobili zawodnicy Houston Rockets, którzy ograli San Antonio Spurs. To największy comeback Rakiet w ostatnich dwudziestu sezonach. Świetnie spisał się przede wszystkim Russell Westbrook, który był najlepszym strzelcem teksańskiej drużyny z dorobkiem 31 oczek. Największe słowa uznania należą się jednak obronie Rockets, która w drugiej połowie zatrzymała Spurs na zaledwie 35 oczkach i 27-procentowej skuteczności rzutów z gry.
- Nie tylko Westbrook i Rockets mogli w poniedziałek świętować wielki comeback, bo aż 26 oczek straty odrobili z kolei gracze Oklahoma City Thunder, a przewodził im… Chris Paul, a więc były rozgrywający Rakiet, którego ci wymienili właśnie na Westbrooka. CP3 zaliczył jeden z najlepszych swoich meczów od dawien dawna, zapisując na konto 30 punktów, dziesięć zbiórek oraz osiem asyst. To z pewnością jedno z najlepszych zwycięstw Thunder w tym sezonie, którzy zaskakująco dobrze spisują się we własnej hali (wygrali tam osiem z trzynastu spotkań).
- Po zaliczeniu czterech porażek w pięciu spotkaniach na dobrą drogą wchodzą znów Toronto Raptors, którzy w poniedziałek wygrali po raz drugi z rzędu, tym razem łatwo radząc sobie ze słabiutkimi Cleveland Cavaliers. 33 punkty zdobył Pascal Siakam, a 20 punktów i jedenaście asyst miał Kyle Lowry.
- Spora niespodzianka w Memphis, gdzie Misie Grizzly ograły Miami Heat, rewanżując się tym samym za porażkę z początku rozgrywek. Wtedy o wszystkim zadecydował zryw Heat w ostatniej kwarcie i tym razem drużyna z Florydy miała ochotę wykonać podobną akcję, lecz Grizzlies byli dużo lepiej przygotowani. 20 punktów oraz dziesięć asyst miał Ja Morant, a 21 oczek oraz dziesięć zbiórek dołożył Jonas Valanciunas.