Wielkie meczycho w Rzymie – Liverpool drugim finalistą Ligi Mistrzów!

Liverpool

Liverpool drugim finalistą Ligi Mistrzów. The Reds 26 maja zmierzą sie w Kijowie z Realem Madryt. W dzisiejszym spotkaniu przegrali z Romą 4:2 na Stadio Olimpico, jednak była to zwycięska klęska, ponieważ dała gościom awans. Spotkanie decydujące o trofeum zapowiada się znakomicie. Powiew świeżości, dzięki obecności piłkarzy z Merseyside jest fantastyczną wiadomością dla postronnych kibiców. Najlepiej kontrująca drużyna w Europie vs najbardziej doświadczona. Oj, będzie się działo!

Gdyby ktoś przed meczem poprosił mnie o rozpisanie scenariusza na pierwsze 15 minut to bez chwili zająknięcia wskazałbym na nawałnicę ze strony Romy. Właśnie w ten sposób rozpoczęło się to spotkanie. Podopieczni Di Francesco ruszyli na swojego przeciwnika, żeby szybko otworzyć mecz tak jak miało to miejsce przeciwko Barcelonie i Chelsea, gdzie przed własną publicznością wygrywali 3:0. Taki wynik byłby dzisiejszego wieczora spełnieniem marzeń. Niestety nikt nie był w stanie przewidzieć błędu Radji Nainggolana. Belgijski pomocnik podał piłkę do przeciwników, a Liverpool nie marnuje takich sytuacji. Szybka kontra duetu Firmino i Mane i mieliśmy 1:0. Przy takim wyniku sprawy awansu dla gospodarzy mocno się skomplikowały. Ten gol był doskonałym potwierdzeniem tego etapu rozgrywek, gdzie każdy najmniejszy błąd zamieniany jest w bramkę. Podobnie było w przypadku błędów Rafinhii i Ulreicha. Jeśli jesteśmy już przy komediowych pomyłkach to nie sposób nie wspomnieć o wyrównującej bramce. Rzymianie wyrównali w 15 minucie, a raczej The Reds doprowadzili do remisu za nich. Obrońca wybija piłkę, trafia Milnerowi w głowę, a piłka wpada do siatki. Klip z tej akcji śmiało można wysyłać do programów typu “Piłkarskie jaja”. Oglądalność będzie się zgadzać. Roma postawiła na ataki lewą flanką, gdzie biegali El Shaarawy oraz Kolarov. Trent Alexander-Arnold miał z nimi trochę problemów, jednak drużyna Kloppa miała ten mecz pod kontrolą. Szczególnie po drugiej bramce, którą zdobył Gini Wijnaldum. Holender doskonale odnalazł się w polu karnym i strzałem głową pokonał Alissona.

Druga połowa rozpoczęła się podobnie do pierwszej, a więc od nawałnicy ze strony gospodarzy. Tym razem nikt nie popełnił amatorskiego błędu. Najpierw w znakomitej sytuacji sam na sam z Kariusem znalazł się Dzeko. Bośniak został sfaulowany i powinien być rzut karny, a do tego być może czerwona kartka. Sędzia zamiast tego odgwizdał spalonego, którego…nie było. To już chyba klasyka z tymi kontrowersjami. Roma dopięła swego kilka minut później. Po szarży El Shaarawy’ego piłkę do siatki dobił Dzeko i znowu tliła się iskra nadziei w kibicach i piłkarzach Giallorossich. W 62 minucie mieliśmy kolejne przełomowe wydarzenie. Trent Alexander-Arnold mówiąc dosłowanie wyskoczył do bloku i uratował swój zespół przed stratą bramki. Szkoda tylko, że zrobił to ręką, a piłka nożna to nie siatkówka. Nie wiem po co są sędziowie zabramkowi skoro nigdy nie potrafią podjąć wiążącej deyczji i do czegoś się przydać. Po tej sytuacji spotkanie nadal było rozgrywane od bramki do bramki, ale poza kilkoma zmarnowanymi sytuacjami Romy nie działo się zbyt wiele, aż do 86 minuty. Właśnie wtedy swoje winy odkupił Radja Nainggolan, który uderzeniem z dystansu pokonał Kariusa. W 94 minucie sędzia w końcu podyktował zasłużony rzut karny dla gospodarzy. Na bramkę zamienił go Radja, ale gospodarzom zabrakło czasu do wyrównania. Podsumowując losy tej rywalizacji trzeba przyznać, że był to kapitalny dwumecz, w którym mieliśmy wielki popis ofensywnej piłki i piłkarzom obu zespołów należą się brawa na stojąco.

Brak Romantady

Co było głównym czynnikiem, który zdecydował, że Roma nie zdołała odwrócić losów tego dwumeczu? Moim zdaniem były dwa kluczowe aspekty. Pierwszym z nich było ćwierćfinałowe spotkanie z Barceloną. Wtedy nikt na nich nie stawiał i nie dawał większych szans. Goście zdecydowanie zlekceważyli Rzymian, dzięki czemu było im łatwiej. Tym razem Liverpool wyszedł na pełnej koncentracji i nie było mowy o sekundzie odpuszczania. Drugi aspekt to zbyt mocny atak Liverpoolu. The Reds mają piekielną siłę rażenia i byłem pewien, że zdobędą przynajmniej jedną bramką na Stadio Olimpico. Nie pomyliłem się, a sprawy awansu mocno skomplikował Giallorossim Radja Nainggolan, który popełnił błąd bliźniaczo podobny do Rafinhi z pierwszego starcia Bayernu z Realem. Zabrakło również czasu, ale trzeba przyznać, że Roma była w tym dwumeczu wielka i czapki z głów przed tą drużyną oraz trenerem.

Cichy bohater pierwszej połowy, antybohaterem drugiej

Na wyróżnienie po pierwszej połowie zasługiwał Damir Skomina, który bardzo dobrze prowadził ten mecz. Od pierwszych minut ustawił sobie piłkarzy, którzy wiedzieli na ile mogą sobie pozwolić. Słoweniec nie chciał być głównym bohaterem tej rywalizacji i usunął się w cień, ale w kluczowych momentach podejmował bardzo dobre decyzje. Przykładem może być nurkowanie El Shaarawy’ego z pierwszej połowy. Po kontrowersjach z pojedynku Bayernu z Realem takie sędziowanie było lekiem na serce wielu piłkarskich kibiców, którzy marzą o sprawiedliwych starciach. Jedyną kontrowersyjną sytuacją był faul na Wijnaldumie przed polem karnym. Nie zgadzam się z kolei z ekspertami w studiu Canal +, którzy widzieli przewinienie z pierwszej połowy na Sadio Mane. Takich odepchnięć w każdym spotkaniu jest wiele. Nie można podjąć takiej decyzji w półfinale Ligi Mistrzów. Dobrze, że sędzia to puścił i pozwolił rozstrzygnąć obu drużyną losy na boisku, a nie gwizdkami. Niestety w drugiej połowie ewidentnie nie dojechał. Co tu dużo mówić, okradł zespół gospodarzy z dwóch rzutów karnych, a do tego Karius mógłby wylecieć za czerwoną kartkę. Za dużo tych kontrowersji, które decydują o awansach. Piłka staję sie powoli widowiskiem, w którym reżyserskie role zaczynają pełnić arbitrzy. Można negować oczekiwanie związane z system Var, jednak jest to jedyna opcja, żeby uzdrowić dzisiejszy futbol.

Skuteczne Zagranie

Warto również wspomnieć, że nasz typ na to spotkanie wszedł jak w masło. Jeśli graliście z nami w dzisiejszym dniu to z pewnością jesteście zarobieni, ponieważ doubelek na Ligę Mistrzów i Puchar Polski wszedł po przyjemnych kursach. Oby tak dalej!