Świetny występ Polaków podczas turnieju w Hamburgu! Niemcy i Rosjanie pokonani.
Turniej w Hamburgu można zaliczyć zdecydowanie na plus. Minimalna przegrana z Serbią i dwie wygrane z silnymi Niemcami i Rosją to bardzo dobry prognostyk przed zbliżającymi się mistrzostwami Europy. Polacy walczyli dzielnie i pokazali, że nie boją się nikogo. Następny sprawdzian kadry już za trzy dni w Legionowie. Polska zmierzy się z Izraelem, Wielką Brytanią i Węgrami.
Polska – Serbia 78:85
Niemcy– Polska 75:80
Polska – Rosja 81:78
Przed meczami w Hamburgu dotarła do nas informacja, że Maciej Lampe nie będzie gotowy do gry na zbliżających się mistrzostwach Europy. Było więc pewne, że powracający Przemek Karnowski zagra więcej minut, niż pierwotnie planowano.
Polacy pokazali, że bardzo dobrze czują się w końcówkach meczów. W meczu z Serbią potrafili zbliżyć się na trzy punkty, jednak Slaughterowi przy podwojeniu zabrakło zimnej krwi i stracił piłkę. Przeciwko Niemcom i Rosjanom było inaczej, a rzut Ponitki za trzy, który przypieczętował wygraną, tylko to potwierdza. Podopieczni Mike’a Taylora są odporni psychicznie i walczą do końca. Taki zespół chce się oglądać.
Turniej w Hamburgu pokazał, że nasza reprezentacja może wygrać z każdym. Siła Polaków tkwi w tym, że jest paru zawodników, mogących akurat w jednym konkretnym meczu odpalić.
Wygrane z Niemcami i Rosją to świetny prognostyk przed nachodzącymi mistrzostwami Europy. A myślę, że nasza reprezentacja może być jeszcze lepsza. Jeśli Waczyński utrzyma dyspozycję, Ponitka będzie grał równo, a Slaughter nie przestanie trafiać trudnych rzutów, to możemy sprawić niejedną niespodziankę. Nie można też zapominać o Karnowskim, który z każdym meczem się rozkręcał.
Podoba mi się fakt, że mamy tak zbilansowany skład, że możemy grać praktycznie przeciwko każdemu zespołowi. Spójrz na mecz z Rosją. Przemek Karnowski wyszedł w pierwszej piątce jako środkowy, a Damian Kulig (czyli nominalny center) grał na pozycji silnego skrzydłowego. Wszystko przez to, że Rosjanie miei w swoich szeregach Timofieja Mozgova, czyli wielkiego centra z Brooklyn Nets. Przemek miał problemy ze wzrostem Mozgova w ataku, ale w obronie tyłem do kosza dawał radę.
Przeciwko niższym rywalom to Kulig może wychodzić jako środkowy, a Aron Cel jako czwórka. Praktycznie każdy zawodnik w naszym składzie (poza Karnowskim i Hrycaniukiem) dysponuje rzutem z dystansu, co bardzo ułatwia grę. Spójrz, ile miejsca do gry jest przy pick&rollach granych z Karnowskim. Waczyński, Ponitka, Cel/Kulig/Koszarek to gracze, których rzut jako przeciwnik musisz respektować. Dzięki temu powstaje duży spacing.
Waca, witamy Cię z powrotem
Od początku przygotowań do mistrzostw Europy Waczyński miał problemy z wstrzeleniem się do kosza. Rzut, czyli jego najmocniejsza broń, w ogóle nie funkcjonował. Do tego dochodziły proste straty. Adamowi brakowało pewności siebie. Przerwa spowodowana kontuzją łydki dawała o sobie znać.
Ale w Hamburgu zobaczyliśmy Waczyńskiego w najlepszym wydaniu. Wrócił stary, dobry Waca.
Mecz z Serbią nie rozpoczął się dla niego najlepiej. Nic nie wskazywało, żeby miało być lepiej niż w meczach z Czechami, Litwą i Łotwą. Wtedy nastąpił przełomowy moment (przynajmniej według mnie). Adam najpierw trafił tróję z faulem (co nie zdarza się często), następnie trafiając kolejny rzut za trzy przez ręce obrońców równo z syreną kończącą akcję. To były jego jedyne punkty w tym meczu (łącznie 7), ale lepsze miało nadejść.
I w końcu nadeszło.
Mecz z Niemcami był trochę jak deja vu. Waczyński przypomniał o swoim istnieniu w najważniejszym momencie, kiedy musiał wejść w buty lidera. Ponitce, który dzień wcześniej rzucił 22 punkty, kompletnie nie szło. Trafił jedynie 1 z 6 rzutów z gry, do których dołożył 4 straty. Wtedy do gry włączył się Waca, jak przystało na kapitana. W meczu przeciwko naszym zachodnim torunianin zanotował 18 punktów, 7 zbiórek, 2 bloki i 2 przechwyty, trafiając wszystkie rzuty osobiste. Odrodzenie. To był Adam, na którego czekaliśmy.
W meczu z Rosją dołożył kolejne 13 punktów, grając dobrze po obu stronach parkietu.
Powrót Waczyńskiego do dobrej dyspozycji to bardzo optymistyczny znak, zwłaszcza że mistrzostwa Europy już za 10 dni.
Adam, tęskniliśmy.
A.J, finall… w końcu!
A.J. Slaughter tak, jak Waczyński miał problemy ze skutecznością, ale w najważniejszym momencie wziął drużynę na swoje barki trafiając trudne rzuty. A co najbardziej istotne, poprowadził Polskę do triumfu nad Rosjanami.
Polski Amerykanin poszedł na wymianę ciosów z Aleksiejem Szwedem. Rosjanin zanotował 20 punktów, 7 zbiórek i 8 asyst, jednak trafił tylko 5 z 15 rzutów z gry. Statystyki Slaughtera nie wyglądały tak imponująco- 16 punktów i 5 asyst. Ale zwróćmy uwagę na skuteczność. A.J trafił aż 7 z 9 rzutów, nie myląc się przy żadnym z pięciu rzutów za dwa punkty. A co najważniejsze- zapewnił naszej drużynie zwycięstwo.
Właśnie w takich momentach wychodzi wartość tego zawodnika. Możemy być świadkami spotkań, w którym będzie poza rytmem i będziesz krzyczał do telewizora, patrząc na jego grę. Niektóre jego decyzje są nieprzemyślane- szybkie rzuty za trzy przez ręce, czy kozłowanie przez kilkanaście sekund bez żadnego efektu.
Jednak kiedy te rzuty wpadają, taki zawodnik to skarb.
Na początku spotkania z Rosją widzieliśmy, jak trudne może być zdobywanie punktów. Brakowało kogoś, kto wykreuje sobie pozycje. Ponitka nie jest jeszcze na tyle dobrym graczem na koźle, żeby zdobywać seryjnie punkty. Waczyński to bardziej zawodnik poza piłką, Koszarek to rozgrywający, a Karnowski miał problemy w ofensywie. W takich momentach trzeba kogoś, kto po prostu weźmie piłkę w ręce i będzie zdobywać punkty. Kimś takim jest właśnie Slaughter.
W czwartej kwarcie meczu z Rosją pokazał swoją wartość, kiedy rzucił 7 punktów, odpowiadając na akcje Szweda. Cała uwaga skupiona jest na rzucie Ponitki, ale to Amerykanin z polskim paszportem na to pozwolił.
Koszarek rozpoczyna mecze w pierwszym składzie, ale to Slaughter powinien grać i gra większe minuty. Wiadomo, że lepiej byłoby stawiać na Polaka, jednak w tym wypadku nie jest to lepsze dla drużyny. Każdy może mieć swoje zdanie co do tego, czy naturalizowani powinni grać w kadrze, czy nie. Jednak skoro już mamy A.J’a w kadrze, to kibicujmy mu jak najmocniej. Może gra jak streetballowiec, może za dużo kozłuje, ale jeden mecz nam już wygrał. Jestem pewien, że na mistrzostwach Europy będzie podobnie.
Krok w dobrą stronę
[contact-form][contact-field label=”Podpis” type=”name” required=”true” /][contact-field label=”E-mail” type=”email” required=”true” /][contact-field label=”Witryna internetowa” type=”url” /][contact-field label=”Wiadomość” type=”textarea” /][/contact-form]
Występy takie jak ten, to świetna reklama dla polskiego basketu. Umówmy się, ale koszykówka w naszym kraju nie jest najbardziej popularnym sportem. Wszędzie tylko piłka nożna… Teraz to ma chociaż podstawy, ale przez długie lata nasi piłkarze grali słabo, a mimo to ciągle się o nich mówiło. Marcin Gortat nie wystarczy, żeby basket stał się sportem narodowym. Przemek Karnowski miał swoje pięć minut z okazji występu w finale rozgrywek akademickich, ale to za mało. Żeby koszykówka w Polsce stała się bardziej popularna, potrzeba sukcesów reprezentacji narodowej. Przydałaby się też lepsza realizacja i promocja, jednak to już inna kwestia. Turniej w Hamburgu na pewno nie będzie przełomowy, lecz dał swego rodzaju nadzieję, że może będzie lepiej. Może że za 2 tygodnie o polskiej kadrze nie będzie się mówiło przez pryzmat piłki, ale koszykówki. Że to nie Lewandowski, a Ponitka i Waczyński będą bohaterami pierwszych stron gazet. Oby.
Już za trzy dni będzie kolejna okazja, żeby zobaczyć podopiecznych Mike’a Taylora. W dniach 24-26 sierpnia Polacy rozegrają turniej w Legionowie, a ich rywalami będą Wielka Brytania, Izrael i Węgier.
Zaloguj się, aby dodawać komentarze
Nie masz konta ? Zarejestruj się
(0) Komentarze