Quo Vadis, NBA?

Coraz częściej słyszy się głosy, że liga utraciła swój charakter, stała się bardziej miękka, a graczom daleko do herosów z poprzednich lat. Trudno doszukać się tych wszystkich twardzieli, którzy mimo kontuzji, za wszelką cenę grali w każdym meczu. Ostatnio stało się popularne sadzanie graczy w celu uniknięcia nadmiernej eksploatacji i minimalizacji ryzyka kontuzji. Jaki odpoczynek?! Kto w latach 80 i 90. słyszał od odpoczywaniu w trakcie sezonu: jak to niby możliwe?! Do tego zamiast bić się pod koszami widzimy podkoszowych, którzy uciekają na obwód i oddają dużo trójek. Gra zmienia się w zawrotnym tempie, ale czy to źle?

Moim zdaniem NBA nie stała się bardziej soft, tylko liga ewoluowała i stała się mądrzejsza. 

#1 Odpoczynek

Zastanów się nad tym, czy nie lepiej mieć gracza świeżego, wypoczętego, który jest mniej narażony na kontuzję? Wyobraź sobie grać 82 mecze w sezonie regularnym, później playoffy , do tego weź pod uwagę praktycznie codzienne loty przez całe USA. Jasne, możesz mówić, że to jest ich praca i zarabiają za to grube miliony. Jednak to też są tylko ludzie, którzy chcą mieć jak najdłuższe kariery nieprzerywane przez różne kontuzje i urazy. Chcesz, żeby Twoi liderzy byli gotowi na najważniejszą fazę rozrywek. Będąc zawodnikiem, członkiem sztabu szkoleniowego, czy będąc właścicielem, powinieneś mieć jeden cel, jakim jest mistrzostwo NBA. Nie ma półśrodków – wygrywa jeden zespół, a pozostałe 29 jakby nie patrzeć przegrywa, niezależnie od tego, czy odpada w finale, w pierwszej rundzie playoffówczy kończy na ostatnim miejscu w tabeli.

Sadzanie podstawowych graczy w meczach sezonu regularnego stało się dość powszechnym zjawiskiem. I niestety patrząc z tej perspektywy, dla graczy, klubów nie ma znaczenia, że kibice będą niezadowoleni.

Według mnie tego typu decyzje nie powinny być podejmowane w ostatnich chwilach przed meczem. Kibice powinni być wystarczająco szybko informowani, a ceny biletów powinny być ustalane relatywnie do liczby nieobecnych graczy. Chociaż tak naprawdę w niektórych przypadkach i to może być za mało. Będąc kibicem np. z Europy, który przyleciał na mecz swojej ukochanej drużyny, chcesz zobaczyć produkt najwyższej jakości. Bilet na samolot miałeś zabukowany kilka miesięcy przed meczem, do pojedynku swojego zespołu w najsilniejszym składzie odliczasz od dawna, a tu czeka Cię rozczarowanie – Twój zespół zagra bez podstawowych graczy i zamiast emocjonującego meczu jesteś świadkiem bezbarwnego spotkania, w którym prym wiodą rezerwowi i kończy się to porażką -30 Twojej ekipy. Kiepsko, prawda?

Najłatwiejszym rozwiązaniem byłoby ograniczenie liczby spotkań w trakcie sezonu. Niestety nie jest to taka prosta sprawa i wydaje się być to niemożliwe. Wiadomo co stoi na przeszkodzie – oczywiście pieniądze. Mniej meczów = mniejsze dochody. A przecież NBA to przede wszystkim biznes, który do tego w ostatnich latach funkcjonuje naprawdę wyśmienicie. Liga niesiona na barkach Lebrona James, fenomenie Stepha Curry’ego i jego Warriors, czy też ostatnim znakomitym sezonie Russella Westbrooka i Jamesa Hardena to produkt, który jest rozpoznawalny na całym świecie.

Najbardziej prawdopodopobnym rozwiązaniem jest wydłużenie sezonu, tzn. ograniczenie ilości spotkań przedsezonowych, co pozwoliłoby zacząć rozgrywki szybciej. W ten sposób zostałaby ograniczona liczba 3 spotkań w 4 dni, 5 meczów w 7 dni, a to właśnie te spotkania ,,cieszą się” największymi absencjami.

#2 Styl gry

Zawodnicy zmądrzeli i zamiast bić się pod koszami, wolą wychodzić na obwód i oddawać więcej rzutów za trzy. Przecież 3 to więcej niż 2, czyż nie? Tak samo rzuty z półdystansu, kiedyś oddawane tak chętnie, dzisiaj uważane są za złe i dąży się do wyeliminowania ich z repertuaru zespołów. Po co oddawać rzut z 6 metrów i mieć tylko dwa punkty, skoro można cofnąć się o krok i mieć trzy punkty. 36% za trzy to jest to samo, co 54% za dwa – prosta matematyka.

Jestem trochę za młody, żeby pamiętać czasy Jordana, Bad Boys itd., jednak moim zdaniem tamta koszykówka była ciężka do oglądania. Spróbuj obejrzeć sobie mecz playoffów sprzed 10 czy 20 lat. Pewnie pierwszą myślą będzie ,,za jakie grzechy?” i zdasz sobie sprawę, że nie jesteś aż tak znudzony, żeby to oglądać. Kiedy na końcu trzeciej kwarty będziesz widział wynik w okolicach 50 punktów, postanowisz dać sobie spokój. Koszykówka ewoluowała i trzeba się z tym pogodzić. Nie zobaczysz już duetów pokroju Tima Duncana i Davida Robinsona, ale to nie znaczy, że jest gorzej.

Hipotetyczna sytuacja. Zgłasza się do Ciebie osoba, która niezbyt interesuje się koszykówką i prosi Cię, żebyś polecił jej jakiś mecz, może być starszy, dzisiejszy, whatever. Bardzo duże wyzwanie: pamiętaj, że masz zachęcić, a nie na dobre odwieść od koszykówki. Zatem cel postawiony jasno: znaleźć coś interesującego! Myślisz, przeglądasz stare zdjęcia, skróty meczów i czego szukasz? Oczywiście, że punktów!

Koszykówka stała się bardziej fun to watchPrzykład, mój dobry przyjaciel, który na co dzień nie interesuje się koszykówką, ostatnio dał się porwać atmosferze playoffów. Miał to szczęście, że trafił na pierwsze spotkanie w serii między Golden State Warriors a Portland Trail Blazers. Szok, niedowierzanie i nieustanny zachwyt. ,,Ta koszykówka może być naprawdę fajna”. Lillard, Curry, Thompson, ojej. A McCollum, przecież to nowe wcielenie Jordana!

https://www.youtube.com/watch?v=OS4NIeOqGgA

Pamiętam jak przez cały zeszły sezon wszyscy ekscytowali się Stephem Currym. Co to był za indywidualny wyczyn. To, co robił Westbrook, to nic w porównaniu do zeszłorocznego MVP. Naprawdę. Trójka z 10 metrów? Proszę bardzo. 12 trójek w meczu i game winnerNie ma problemu. Curry pokazał, że koszykówka niebazująca głównie na atletyzmie może być naprawdę coolSam nie dowierzałem w to, co widzę. Dla takich przeciętnych ludzi jak my (mam na myśli warunki fizyczne), Stephen Curry jest przykładem, że nie trzeba być fenomenalnym atletą, żeby osiągać rzeczy nieprzeciętne. I to nie jest tak, że zostało mu to wszystko dane. Swoją ciężką pracą, hektolitrami potu na treningach doszedł praktycznie na sam szczyt. Sky is the limit.

Można narzekać, że NBA straciła to coś, że nie jest już taka twarda. Jednak te nowe wydanie naprawdę potrafi porwać wielu fanów i dostarczać niesamowitych wrażań. Przecież koszykówka powinna się rozwijać, gracze stawać się coraz bardziej wszechstronnymi, bo czemu nie?

(0) Komentarze

Zaloguj się, aby dodawać komentarze