Przespane lato i pobudka zimą? Tak żyją Pawie z Elland Road! Gramy Premier League o 344 PLN!
Nigdy nie słyszałem, by pawie hibernowały, lecz kiedy patrzy się na działania transferowe zarządu Leeds (a w zasadzie ich brak), należy zadać sobie pytanie, czy na pewno? Klub z Ellan Road kompletnie przespał okazję, by wzmocnić kadrę, efektem czego kilka kontuzji sprawia, iż na sobotnie zawody z Arsenalem Marcelo Bielsa ma do dyspozycji ledwie 12 zawodników z pierwszego zespołu. Czy taki stan rzeczy oznacza pewne 3 punkty dla Londyńczyków? Czy Aston Villa po raz kolejny potwierdzi dobrą formę i wygra z Burnley? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w analizie poniżej. Serdeczenie zapraszam do lektury.
Leeds United – Arsenal
Zaczynamy od spotkania na Elland Road, w którym osłabione Leeds podejmie londyński Arsenal. Choć w przypadku gospodarzy, określenie „osłabione” to chyba nie do końca adekwatne określenie. W poprzedniej kampanii zespół Southampton zmagał się z ogromną ilością kontuzji, a w składzie co kolejkę debiutowali wychowankowie klubu, efektem czego zespół Jana Bednarka dostawał regularne baty. Identyczną sytuację zobaczymy dziś, bowiem w szeregach gospodarzy zabraknie aż 9 bardzo istotnych zawodników, a na ławce rezerwowych średnia wieku piłkarzy nie przekroczy zapewne 22 lat. Jest to efekt dziwnej, a wręcz niezrozumiałej polityki transferowej klubu. Pawie należą do czołówki Premier League, jeśli chodzi o przebiegnięte kilometry, czy ilość założonych pressingów, a kadra jest w tym klubie wyjątkowo wąska.
Już podczas minionych tygodni Leeds nie prezentowało się dobrze, a na Marcelo Bielsę spadała regularna krytyka. Nikt jednak nie spodziewał się tego, co wydarzyło się przed kilkoma dniami na Etihad Stadium. Mateusz Klich i spółka przegrali z Manchesterem City aż 0:7! Przypomnę tylko, że w poprzedniej kampanii, ówczesny beniaminek był w stanie pokonać Obywateli na wyjeździe, w dodatku grając w osłabieniu. Trudno więc mówić o jakimkolwiek progresie podopiecznych Bielsy. Zaglądając we wcześniejsze spotkania Leeds, wcale nie jest znacznie lepiej. Pawie wygrały ledwie raz w 7 poprzednich starciach, a o poprawienie tej statystyki będzie dziś niezwykle trudno.
Złośliwi powiedzą, że Arsenal w końcu wrócił na swoje miejsce, lecz prawda jest taka, że czwarta pozycja, na której znajdują się Kanonierzy, jest wynikiem świetnej postawy na boisku i mrówczej pracy na treningach. Londyńczycy mają spore problemy w meczach z ekipami o podobnym potencjale, jednak regularnie ogrywają ekipy z dołu tabeli. W dodatku zespół na dobre zakończył uzależnianie swojej formy od dyspozycji Aubameyanga, który ostatnimi czasy powoduje same problemy na Emirates Stadium. Najpewniej zimą zarząd rozejrzy się za nowym napastnikiem, jednak na dzień dzisiejszy w zespole ze stolicy jest kilku graczy, którzy nie zawodzą i regularnie zdobywają bramki.
Takim piłkarzem jest z pewnością Emil Smith-Rowe, który poczynił gigantyczny postęp i na dzień dzisiejszy stanowi o sile ofensywnej Arsenalu. Nie sposób przeoczyć dobrej dyspozycji Saki, Odegaarda, czy kilku defensorów na czele z Tomiyasu i Tierneyem. Ogólnie rzecz biorąc, The Gunners w końcu są kolektywem, który wie jak chce grać i wychodzi na boisko po 3 punkty. Dobitnie potwierdziły to 2 ostatnie spotkania – wygrana z Southampton 3:0 i pewne zwycięstwo nad West Hamem 2:0. Muszę również wspomnieć, że podopieczni Artety potrafią grać cierpliwie i wyczekiwać swojej okazji na otwarcie wyniku. Tak było w spotkaniu z Newcastle, czy w derbach Londynu z West Hamem. Podobny przebieg miało również starcie w EFL Cup z Leeds United, które Arsenal zwyciężył 2:0, po dwóch bramkach w drugiej połowie.
Statystyki:
- Leeds zajmuje 16. pozycję w Premier League, ma na koncie 16 punktów.
- Pawie zdobyły 1 punkt w 3 ostatnich meczach.
- Piłkarze Bielsy wygrali 2 z 8 domowych spotkań w tym sezonie.
- Leeds przegrało drugą połowę w 3 poprzednich starciach.
- Arsenal plasuje się na 4. miejscu w stawce, ma w dorobku 29 oczek.
- Kanonierzy wygrali 2 minione spotkania bez straty gola.
- Podopieczni Artety wygrywali drugą połowę w 3 z 5 poprzednich meczów.
- 5 z 6 ubiegłych starć bezpośrednich zakończyły się zwycięstwem Kanonierów.
Podsumowanie:
Zwykle szerokim łukiem omijam zakłady dotyczące połów, jednak tym razem robię wyjątek. Być może podstawowy skład Leeds nie będzie wyglądał aż tak tragicznie, jednak wskutek masy Bielsa będzie miał bardzo małe pole manewru, jeśli chodzi o możliwe zmiany. Uważam, że ten fakt będzie widoczny po przerwie i Arsenal wykorzysta zmęczenie rywali, którzy w minionych tygodniach nie prezentowali się najlepiej. Podopieczni Artety wyglądali znakomicie w 2 poprzednich meczach z Southampton i West Hamem i w obu byli lepsi po zmianie stron. Uważam, że kurs na zwycięstwo The Gunners w drugiej połowie jest zdecydowanie za wysoki i wrzucam go na swój kupon.
Aston Villa – Burnley
Meldujemy się w Birmingham, gdzie ekipa The Villans postara się potwierdzić dobrą formę i zgarnąć kolejny już komplet punktów. Wejście Stevena Gerrarda do Premier League trzeba określić mianem bardzo przyzwoitego, jeśli nie bardzo dobrego. Pod wodzą legendy Liverpoolu Aston Villa wygrała 4 z 6 spotkań, a punkty traciła jedynie kosztem wspomnianego przed momentem Liverpoolu i Manchesteru City. Progres tej ekipy widać niemalże we wszystkich aspektach gry, jak i statystykach. The Villans pod wodzą Gerrarda grają odważniej w ofensywie, częściej pressują, ale także dopuszczają rywali do mniejszej ilości strzałów, co ma znaczenie w kontekście mojego typu na to spotkanie. Wydaje się, że były menadżer Rangersów pozytywnie wpłynął na Konsę i Mingsa, bowiem Aston Villa pod jego wodzą dopuszcza rywali do średnio 10 strzałów na mecz. Za kadencji Deana Smitha było to zaś ponad 14 uderzeń na 90 minut. Warto również wspomnieć, iż zespół z Birmingham stracił 5 goli w 6 poprzednich meczach, a biorąc pod uwagę klasę rywali, z jakimi się mierzył, jest to naprawdę dobry wynik.
Powiedzmy sobie kilka słów o ekipie Burnley, której gra jest jak flaki z olejem – nudna i monotonna. Jest bardzo prawdopodobnym, iż The Clarets po raz kolejny uciekną spod topora i utrzymają się w elicie, jednak na ich boiskową postawę patrzy się naprawdę trudno. Zespół ten nie potrafi grać piłką, ale stawia przede wszystkim na kontry i stałe fragmenty, w których jest naprawdę dobry. Doskonałą definicją postawy Burnley jest chociażby ostatni mecz z West Hamem, w którym udało się wywalczyć bezbramkowy remis. O dziwo, był to piąty z rzędu mecz, w którym podopieczni Seana Dyche’a nie przegrali. Kilka słów o grze ofensywnej zespołu z Turf Moor – ta bez Maxa Corneta praktycznie nie istnieje, a jeśli dodamy do tego absencję Ashleya Barnesa, to pole manewru w ataku jest naprawdę ograniczone. Dość powiedzieć, że Burnley podczas 3 poprzednich spotkań oddało w sumie 3 celne strzały i nie zdobyło w nich ani jednego trafienia. Dziś z przodu zapewne zobaczymy znów Rodrigueza i Wooda – ten zabójczy duet zdobył w bieżącej kampanii w sumie 3 bramki. Czy tym razem The Clarets zagrają odważniej i zatrudnią Emiliano Martineza?
Statystyki:
- Aston Villa jest na 10. pozycji w lidze, ma w dorobku 22 oczka.
- Zespół z Birmingham wygrał 4 z 6 poprzednich starć.
- The Villans za kadencji Gerrarda dopuszcza rywali do średnio 10 strzałów na bramkę.
- Obrona Aston Villi dopuściła do straty 5 bramek w 6 minionych spotkaniach.
- Burnley plasuje się na 18. miejscu w stawce, zdobyło dotychczas 11 oczek.
- The Clarets w 8 meczach wyjazdowych zdobyli 6 goli.
- Piłkarze Seana Dyche’a w każdym z 3 poprzednich starć oddali 1 celny strzał, nie zdobyli w nich ani jednego gola.
- Burnley notuje średnio 3,5 celnych uderzeń na 90 minut.
Podsumowanie:
Tym razem idę w kierunku celnych strzałów, a w zasadzie ich braku. Burnley bez Corneta wygląda dramatycznie w ofensywie i nie zdobyło gola w 3 poprzednich starciach. Z kolei The Villans poczynili spory postęp w obronie i sądzę, że dziś gospodarze zachowają czyste konto. Moja propozycja to under 3,5 celnych strzałów przyjezdnych. Proponowany niżej kupon zagrać możecie w Totalbet, u którego to bukmachera dostaniecie kilka ciekawych bonusów, jeśli zarejestrujecie się z naszym kodem promocyjnym. Zieloności!
fot. Pressfocus
Zaloguj się, aby dodawać komentarze
Nie masz konta ? Zarejestruj się
(0) Komentarze