Przemek Karnowski, w szaleństwie goni za marzeniami

March Madness, Marcowe szaleństwo, czy prostu Turniej NCAA. Okres w roku, gdy NBA schodzi na drugi plan. Gwiazdy NBA ustępują miejsce w nagłówkach gazet młodym i gniewnym, którzy w przyszłości zawładną najlepszą koszykarską ligą świata.

Przewidywanie wyników w ciągu całego turnieju jest praktycznie niemożliwe. W trakcie 40-minutowych meczów dzieją się rzeczy, które momentami trudno byłoby sobie wyobrazić. Wszystko się może zdarzyć – dosłownie i w przenośni. Problemy z faulami najlepszego gracza Twojej drużyny, które zmuszają go do patrzenia na mecz z ławki. Głęboki rezerwowy rywali, którego imienia nawet nie potrafisz wymówić ma ten jedyny mecz w karierze, w którym wszystkie rzuty mu wpadają. Młodzi zawodnicy potrafią dokonywać rzeczy nieprawdopodobnych, łącząc swoją młodzieńczą fantazję z czystym skillem. Jednak i to potrafi być zgubne.

Niedoświadczeni gracze w ułamku sekundy mogą stracić pewność siebie, kompletnie zwątpić we własne umiejętności. Wtedy nawet najprostsze zagranie staje się trudne. Obręcz do kosza wydaje się być mała, linia za trzy za daleko, a do tego tysiące ludzi na trybunach i miliony przed telewizorami nie pomagają w radzeniu sobie z presją. Jednych napędza cały ten hype, drudzy są sparaliżowani przez ogrom przedsięwzięcia. Turniej NCAA to czas, w którym weryfikuje się czy gracz potrafi grać na dużej scenie, czy też nie ma tego czegoś w sobie.

March Madness to idealne miejsce dla ,,kopciuszków”. Historię słabszych drużyn, które niespodziewanie pokonują faworytów to coś, co ludzie kochają najbardziej. Rozgrywka w formie pucharowej daje możliwość świeżego startu dla drużyn z gorszym sezonem regularnym. Tabula rasa. Poza rozstawieniem w drabince turniejowej, przeszłość nie ma znaczenia. Jest tylko jeden, konkretny mecz, który może być nawet tym ostatnim w karierach akademickich. Młodzi zawodnicy zostawiają serce na parkiecie, grając jakby to była walka na śmierć i życie. Nie ma kalkulacji, jest po prostu walka.

W sobotnim final four, które odbędzie się w Phoenix zagrają Gonzaga Bulldogs, South Carolina Gamecocks, North Carolina Tar Heels oraz Oregon Ducks. Każdy z tych zespołów zasługuje na szacunek. Żeby dojść tak wysoko, każda ekipa musiała  wygrać 4 mecze w trudnym turnieju z najlepszymi drużynami w całym kraju. Na tym etapie nie ma słabych teamów. Możemy spodziewać się widowiska najwyższej jakości. Może niekoniecznie na najwyższym poziomie sportowym, ale w sferze zaangażowania i woli walki nie będzie nic do zarzucenia młodym graczom.

Życie potrafi pisać różne scenariusze, a March Madness jest tego idealnym przykładem.

I to jest piękno, za które kochamy Marcowe Szaleństwo.

(7) South Carolina vs. (1) Gonzaga (00:09 polskiego czasu)

Droga do Final Four (Gonzaga):

  1. #16 South Dakota St., 66-46
  2. #8 Northwestern, 79-73
  3. #4 West Virginia, 61-58
  4. #11 Xavier, 83-59

Dla obu drużyn będzie to pierwszy występ w najlepszej czwórce akademickich drużyn w kraju. Ekipa Przemka Karnowskiego co roku jest w czołówce najlepszych ekip w kraju w sezonie regularnym. Podczas 18 lat gry pod wodzą trenera Marka Few, Bulldogs mają bilans 512-112 (82% wygranych). Mimo wielu lat sukcesów nie byli w stanie wygrać turnieju NCAA, ani nawet wejść do czołowej czwórki. W tym sezonie miało być inaczej i zespół Polaka jest na dobrej drodze do pierwszego w historii triumfu. Zanotowali tylko jedną (!) porażkę w całym sezonie, utrzymując wysoką dyspozycję w turnieju.

Droga do Final Four (South Carolina):

  1. #10 Marquette, 93-73
  2. #2 Duke, 88-81
  3. #3 Baylor, 70-50
  4. #4 Florida, 77-70

W przeciwieństwie do zespołu z Gonzagi, Gamecocks przebyli bardzo długą i wyboistą drogę, aby znaleźć się w gronie czterech najlepszych drużyn akademickich. W sezonie regularnym zanotowali bilans 26-10, przed turniejem mając problemy z dyspozycją. Przegrali 5 z 7 meczów poprzedzających March Madness. W samym turnieju, w 3 z 4 meczów musieli odrabiać straty w drugich połowach. Pokazali jednak niesamowitą determinację i potrafili obrócić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Ekipa z Południowej Karoliny pokazała, że drużyna rozstawiona niżej (#7) nie musi stać na straconej pozycji i po ciężkich bojach awansowała do czołówki. Gamecocks grali odpowiednio z drugim, trzecim, czwartym zespołem w swojej drabince, więc stali przed naprawdę dużym wyzwaniem.

Będzie to pojedynek dwóch czołowych drużyn po bronionej stronie parkietu. Gonzaga przed turniejem była na drugim miejscu w lidze we wskaźniku efektywności defensywnej (tracili tylko 82,3 punktu na 100 posiadań), a South Carolina tylko jedno miejsce za nimi (83,5). Oba zespoły są też w czołówce broniących rzuty za trzy. Bulldogs pozwalali rywalom na 29,3% zza linii 6,32 metra (czwarte miejsce w kraju), podczas gdy Gamecocks na niewiele ponad 30% (30,1%, ósme miejsce).

Głównym zadaniem zespołu Przemka Karnowskiego powinno być ograniczenie popisów Sindariusa Thornwella. Grający na pozycji obwodowej Junior (trzeci rok na uczelni) jest liderem drużyny w minutach, punktach, zbiórkach i przechwytach na mecz. W March Madness zalicza średnio 25.3 punktu.

Podopieczni Marka Few muszą uważać na agresywną obronę Gamecocks. W meczu z West Virginia pokazali, że mają problemy z takim typem obrony. A trzeba pamiętać, że zespół Franka Martina jest jednym z czołowych w kraju w wymuszaniu strat. W ciągu sezonu byli na drugim miejscu w tej kategorii, wymuszając aż 17.2 straty na mecz.

Zdecydowanym atutem zespołu ze stanu Washington jest ich strefa podkoszowa. Gonzaga ma w swoim składzie jednych z najlepszych centrów w kraju. Przemek Karnowski i Zach Collins (pierwszoroczniak) są w stanie niszczyć rywali blisko kosza czy w razie podwojenia odegrać do niekrytego kolegi. Przemek Karnowski to połączenie niesamowitego IQ boiskowego i warunków atletycznych, które ułatwiają grę jemu samemu, jak i jego partnerom z drużyny.   

South Carolina to zespół, którego nie można lekceważyć. Zdążyli już pokazać, że nie boją się mocniejszych drużyn i potrafią z nimi wygrywać. Gonzaga musi wyjść skupiona i nie dać możliwości agresywnie broniącym rywalom na rozkręcenie się. Czeka nas niewątpliwie wspaniały pojedynek, w którym miejmy nadzieję górą będzie zespół naszego rodaka.

(3) Oregon vs. (1) North Carolina (2:49 polskiego czasu)

Droga do Final Four (Oregon):

  1. #14 Iona, 93-77
  2. #11 Rhode Island, 75-72
  3. #7 Michigan, 69-68
  4. #1 Kansas, 74-60

Dla ekipy Oregonu będzie to pierwsze Final Four od 1939 roku, gdy odnieśli zwycięstwo nad Ohio State. Od 2015 roku w każdym następnym roku są rundę wyżej, docierając w końcu do najlepszej czwórki. W Elite Eight (odpowiednik ćwierćfinału) sprawili niespodziankę, pokonując rozstawionych z numerem jeden, Kansas. Naszpikowana gwiazdami drużyna Billa Selfa (m.in. czołowy prospekt Josh Jackson) nie potrafiła przeciwstawić się zespołowej grze drużynie Bucks i przegrała 60 do 74. W sezonie regularnym Bucks przegrali tylko 5 meczów, kontynuując swoją dobrą dyspozycję w trakcie March Madness.

Droga do Final Four (North Carolina):

  1. #16 Southern Texas, 103-64
  2. #8 Arkansas, 72-65
  3. #4 Butler, 92-80
  4. #2 Kentucky, 75-73

Ekipy z Północnej Karoliny, można powiedzieć, jest stałym bywalcem tej części rozgrywek. Jest to ich dwudziesty występ na tym etapie turnieju (największa ilość w historii NCAA). Podopieczni Roya Willams’a awansowali do czołowej czwórki po niesamowicie emocjonującej wygranej z Kentucky. Sean Maye trafił rzut, który na 0.3 sekundy do końca dał ekipie Tar Heels prowadzenie i upragniony awans. Rok temu w podobnych okolicznościach przegrali finał z Villanova, gdy Kris Jenkins trafił rzut równo z końcową syreną. North Carolina mając w pamięci tę druzgocącą porażkę, bardzo zmotywowana i doskonale przygotowana kroczy do zwycięstwa w całym turnieju.

Rzuty trzypunktowe to będzie jeden z głównych czynników również w drugim półfinale. Z pozostałych w turnieju czterech zespołów, Oregon oddaje, jak i trafia najwięcej trójek ze skutecznością aż 43.2%. Jest to ich niewątpliwa broń i North Carolina musi skupić się na jej ograniczeniu.

Zupełnie inaczej sytuacja ma się do zespołu z Północnej Karoliny. Im rzuty za trzy kompletnie “nie siedzą” i trafiają słabe 32.1%. Dowodem tego jest mecz z Kentucky i trafione tylko 3 z 15 rzutów. Dodatkowo Oregon wie jak bronić trójki, zatrzymując w sezonie swoich rywali na 31.1% (16 miejsce w kraju).

Po stronie Roya Williams’a i jego podopiecznych jest na pewno doświadczenie i gra w meczach o najwyższą stawkę. Będzie to już 9 występ w tej fazie rozgrywek podczas jego kadencji. Porażka w zeszłorocznym finale dodatkowo rozbudza apetyty na wygraną w tegorocznym turnieju. Nie można jednak lekceważyć zespołu Ducks i progresu, jaki poczynili na przestrzeni lat. Grają nowoczesną i przyjemną dla oka koszykówkę, a co najważniejsze widać tego efekty.

Kto wygra?

Ostatnia prosta zmagań akademickich przyniesie nam na pewno wiele emocji. Moje typy? Według mnie w finale zmierzy się Gonzaga Bulldogs z North Carolina Tar Heels. Typ, którym za sprawą gry Przemka Karnowskiego po części kieruje serce. Za ekipą Roy’a Williamsa przemawia doświadczenie i trauma, która wyrządziła zeszłoroczna przegrana w końcowych sekundach. Jednak na koniec dnia nie można zapominać, że to Final Four i wszystko jest możliwe. Niezależnie od tego kto wygra, warto na chwilę zapomnieć o NBA i dołączyć do grona kibiców akademickiej koszykówki.

 

(0) Komentarze

Zaloguj się, aby dodawać komentarze