Playoffy w NBA: typ po kursie 2.55 na starcie Pelicans vs Trail Blazers – gramy o 406 PLN!
Za nami już 5 dni playoffów i wszystkie zespoły mają już za sobą po dwa spotkania. O każdej drużynie wiemy dużo więcej niż na początku, ale pamiętajmy, aby nie wyciągać pochopnych wniosków, bo póki piłka w grze… Każda seria rozgrywana jest do czterech zwycięstw, więc wszystko się może jeszcze zdarzyć. Dzisiaj zostaną rozegrane 3 spotkania, a ja mam dla Was na nie 2 propozycje, w tym jedną po kursie 2.55. Walczymy o 406 PLN. Gotowi? To do dzieła!
Dołącz do grona ludzi śledzących NBA i podziel się swoją opinią -> Typy NBA – grupa dyskusyjna
Kupon został stworzony na podstawie oferty bukmachera Fortuna.
Zdarzenie: Miami Heat – Philadelphia 76ers: 2. drużyna zdobędzie poniżej/powyżej 108.5 punktu
Typ: poniżej
Kurs: 1.81
Spotkanie numer 2 w serii pomiędzy Philadelphią 76ers a Miami Heat miało zupełnie inny przebieg niż mecz numer jeden, choć nie dla wszystkich było to zaskoczeniem. Heat, krótko mówiąc, robili to, co potrafią najlepiej – atakowali, grali fizycznie i nie dawali rywalom ani centymetra wolnego miejsca. To był ten zespół, który chcieliśmy oglądać. Bo nie oszukujmy się – to 76ers mają olbrzymią przewagę talentu w tej parze i jedyną szansą Żarów na zwycięstwo jest właśnie taka koszykówka. Może nie do końca piękna, ale na koniec dnia liczy się efekt, czyż nie?
To było niemożliwe, żeby Szóstki utrzymały efektywność za trzy z pierwszego starcia. 18 na 26 w całym spotkaniu i 10 na 12 w drugiej połowie to po prostu poziom kosmiczny. W drugim pojedynku wyglądało to bardziej ,,przyziemnie”. Podopieczni Bretta Browna trafili zaledwie 7 z 36 trójek: Sarić 3/10, Covington 1/9, Redick 1/7, Belinelli 2/8. Już sam fakt, że to Sarić z 30% skuteczności był najbardziej efektywny, mówi wiele. 76ers nie mogli nic trafić, ale i tak walczyli praktycznie do samego końca o wygraną. Na początku czwartej kwarty gospodarze przegrywali jeszcze –16, ale zdołali odrobić straty i różnica wynosiła tylko 2 oczka. Szybkie 6 punktów Heat przypieczętowało ich triumf i remis w serii stał się faktem.
Niewiele brakowało, a dobra defensywa Miami, nieskuteczność Philly nie miałyby żadnego znaczenia. Po pierwszej ćwiartce to Szóstki były na ośmiopunktowym prowadzeniu, wyglądając po prostu jak lepszy zespół. Losy tego starcia mogły mieć zupełnie inny przebieg, gdyby nie pewien 36-latek z Chicago.
Dwyane Wade, bo o nim mowa, praktycznie obrócił wynik w pojedynkę, pojawiając się na starcie drugiej kwarty. Od tego czasu parkiet należał do niego. Wade wziął ciężar gry w swoje ręce i mogliśmy poczuć się, jakby czas cofnął się o kilka lat. ,,Czy to 2009 rok?” – pomyślało pewnie wielu z Was. I to samo miał w głowie Dwyane. Był praktycznie nie do zatrzymania, trafiając swoich pierwszych sześć rzutów. Łącznie do połowy miał 21 punktów. I to nie tak, że były to jakieś łatwe próby. Nie, Wade trafiał kontestowane rzuty z półdystansu, które z analitycznego punktu widzenia są najmniej efektywne. Co z tego, jak wpadały.
Ostatecznie 36-latek skończył z 28 oczkami na koncie i z nim na boisku jego zespół był lepszy od rywali o 16 puntów.
Vintage.
Czego możemy spodziewać się po meczu nr 3?
Na pewno walki i zaciętego starcia. Bo trudno oczekiwać, że Heat wystrzelą i zrobią blowout. 76ers mieli problemy ze skutecznością w poprzedniej potyczce, ale nie mogą nie trafiać wiecznie. Czy mogą?
Philly z pewnością odczuwa brak swojego najlepszego zawodnika, czyli Joela Embiida.
Sytuacja z Embiidem jest o tyle ciekawa, że sam zainteresowany pali się do gry.
Oj, ktoś tu się sfrustrował. Nieładnie, Joel. Bądź dużym chłopcem i nie rozwiązuj swoich problemów przez media społecznościowe. To przecież nie jest dojrzałe podejście.
Wszystko wskazuje na to, że Embiida dzisiaj nie zobaczymy na parkiecie. Jest to duży cios dla 76ers po obu stronach parkietu.
Kameruńczyk to jeden z faworytów do otrzymania statuetki dla najlepszego obrońcy tego sezonu. Moim zdaniem Embiid skończy drugi w głosowaniu na DPOY, jedynie za Rudy Gobertem. Sama jego obecność pod koszem robi dużo i przeciwnicy dwa razy się zastanowią, zanim spróbują dostać się do obręczy.
Z drugiej strony Joel to totalny dominator w ofensywie. Nikt nie spędził więcej czasu w grze tyłem do kosza niż on. W świecie rzutów za trzy tego typu wachlarz umiejętności odchodzi do lamusa, chociaż…. nie do końca. Coraz częstszym sposobem na obronę są zmiany krycia, w wyniku czego często dochodzi do przewag wzrostu i wysoki ma naprzeciwko (lub bardziej za sobą) niskiego gracza i trzeba to po prostu wykorzystać. Poza tym, gdy trójki nie wpadają, musisz jakoś zdobywać punkty. 76ers mogliby po prostu dać piłkę Embiidowi i pozwolić mu grać tyłem do kosza. Mogliby, gdyby był na parkiecie.
Kto będzie dzisiaj górą? Trudno powiedzieć. Obie drużyny mogą wygrać, dlatego odpuszczę sobie typowanie zwycięzcy. Alternatywy? Liczba punktów gości.
Miami Heat to bardzo dobry team w defensywie, szczególnie we własnej hali. W 10 ostatnich spotkaniach w fazie zasadniczej podopieczni Erica Spoelstry sześć razy zatrzymali rywali poniżej 102 punktów. Niby żaden wynik, ale przyjrzyjmy się dokładniej. W 3 z 4 starć, w których punktów było więcej, byliśmy świadkami dogrywki. Zatem biorąc pod uwagę tylko mecze rozgrywane w regulaminowym czasie, wygląda już znacznie lepiej. Co ciekawe, jeden z tych pojedynków miał miejsce przeciwko… 76ers, którzy zdobyli jedynie 99 punktów.
W takim razie co typować?
Moim zdaniem under punktowy na gości z Filadelfii. Miami Heat pokazali w poprzednim spotkaniu, że zatrzymanie ofensywnej maszyny, jaką są 76ers, jest możliwe. Żary poczuły krew i wyjdą na parkiet z maksymalnym skupieniem i ich obrona powinna być świetna, tym bardziej w Miami. Nic nie wskazuje na występ Joela Embiida, co potencjalnie jest olbrzymią stratą dla Philly. Podsumowując, wierzę w obronę gospodarzy.
Do analizy użyłem Darmowy Skarb Kibica NBA przygotowany przez naszą redakcję. Żeby mieć jak największe szanse na celny typ, warto przyjrzeć się dokładnie drużynom, ich wynikom, statystykom itd. Dzięki temu zmaksymalizujemy szansę na zysk.
Zdarzenie: New Orleans Pelicans – Portland Trail Blazers: mecz 1X2
Typ: Portland Trail Blazers 2
Kurs: 2.55
Tego nikt się nie spodziewał, nawet najwięksi fani Anthony’ego Davisa i spółki. W oczach wielu (ale nie moich) Portland Trail Blazers byli zdecydowanym faworytem tej serii. Ilość meczów była kwestią sporną, ale konsensus był co do zwycięzcy. W tych oczach New Orleans Pelicans mieli (i nadal mają) wszystkie argumenty, żeby awansować do pierwszej rundy. Nie brałem jednak pod uwagę możliwości, że Pelikany triumfują dwukrotnie na wyjeździe.
A tak się właśnie stało.
Po dwóch meczach w tej serii mamy wynik 2-0 dla New Orleans Pelicans, co jest może niespodzianką, ale na pewno nie jest przypadkiem. Trail Blazers byli zwyczajnie gorsi, dając się zdominować fizycznie. Anthony Davis jest na ustach wszystkim, lecz to Jrue Holiday jest najlepszym zawodnikiem po dwóch meczach. Holiday gra świetnie po obu stronach boiska, zdobywając punkty i pilnując najgroźniejszego zawodnika rywali.
Statystyki są zdecydowanie przeciwko Portland. W 83% przypadków, gdy drużyna z przewagą parkietu przegrywała 0-2 po dwóch pojedynkach we własnej hali, do następnej fazy awansowali ci niżej rozstawieni. Nie wygląda to kolorowo. O ile poprzednie starcie było dla Trail Blazers tym z typu must win, o tyle nie wiem, jak nazwać dzisiejsze. Porażka to koniec marzeń o II rundzie. Nie oszukujmy się. Powrót z 0-3 graniczy z cudem. Pomyśl sobie coś abstrakcyjnego, co chciałbyś, żeby się wydarzyło, ale wiesz, że jest to praktycznie niemożliwe. Tak samo jest w tym przypadku.
0-2 to jeszcze nie koniec. Jasne, nie jest to najbardziej komfortowa sytuacja, ale zawsze może być gorzej, prawda? Spójrzmy na to optymistycznie – w zeszłych playoffach Boston Celtics doznali dwóch porażek u siebie, a mimo to wygrali 4 kolejne mecze. Można? Można.
Coś się musi na pewno zmienić. I ja nawet wiem, co.
Damian Lillard musi zacząć grać lepiej. To liderzy są rozliczani z wyników, a Lillard jak na razie zawodzi (łącznie 35 punktów przy skuteczności 13 na 41 z gry) i kompletnie nie może sobie poradzić z presją Holidaya. Coś musi się zmienić, bo dzisiaj jest ostatni dzwonek na pobudkę. Dame musi wziąć się w garść, bo inaczej będzie za późno.
I moim zdaniem to zrobi.
Nie przez przypadek Lillard był jednym z najlepszych zawodników minionych rozgrywek. Kiedy trzeba było, to brał odpowiedzialność na swoje barki. Teraz jest najlepszy moment na pokazanie światu, że jest liderem pełną gębą.
Pod znakiem zapytania stoi występ Evana Turnera, co paradoksalnie może nie być tak złą wiadomością dla Portland w obliczu powrotu Moe Harklessa. Turner w ostatniej potyczce nie trafił żadnego z sześciu rzutów z gry. Z kolei Harkless był bezbłędny i nie pomylił się przy żadnej z sześciu prób. Kiedy jeden z nich był na boisku, Trail Blazers byli gorsi od rywali o 10 punktów. Z drugim byli lepsi o 16 oczek. Chyba nie muszę dodawać, który to który.
Dla Portland Trail Blazers nie ma jutro, za tydzień – liczy się tylko kolejny występ. Bo porażka to praktycznie koniec sezonu dla Lillarda i spółki. Trzeciego miejsca na Zachodzie nie zdobywa się przez przypadek. Nie wierzę w przypadki. Za to wierzę w gości. Wierzę w Damiana Lillarda. Dlatego też typuję wygraną Trail Blazers. W końcu jak nie dziś to kiedy?
Dziękuję za przeczytanie.
Powodzenia!