Playoffy w NBA: czy Gortat i spółka sprawią niespodziankę? Gramy o 350 PLN!
Pierwsze spotkania w playoffach są często jedynie przetarciem i rozpoznaniem rywala. Dopiero drugie mecze odpowiadają nam na więcej pytań. Dzisiaj zostaną rozegrane 3 starcia, dzięki którym pozbany więcej odpowiedzi. Przygotowałem dla Was kupon złożony z dwóch zdarzeń i gramy o 350 PLN! Co typujemy? O tym przeczytasz w poniższej analizie. Do dzieła!
Minionej nocy udało nam się trafić podwójną szansę na Miami Heat po kursie 2.24. Niestety, po raz kolejny zawiedli nas San Antonio Spurs, a raczej ich obrona. Szkoda, ale nie poddajemy się i walczymy dalej.
Dołącz do grona ludzi śledzących NBA i podziel się swoją opinią -> Typy NBA – grupa dyskusyjna
Kupon został stworzony na podstawie oferty bukmachera Fortuna.
Zdarzenie: Toronto Raptors – Washington Wizards: podwójna szansa
Typ: Washington Wizards 2-2
Kurs: 2.20
Toronto Raptors na pewno odetchnęli z ulgą, bo w końcu przełamali klątwę. Po 10 z rzędu porażkach w meczach otwarcia serii playoffowej, Dinozaury wygrały… chociaż nie zabrakło emocji i nerwów. Nihil novi. Jeszcze na początku czwartej kwarty to goście byli na prowadzeniu. Od tego czasu na parkiecie rządzili już tylko Raptors i ich rezerwowi. Nie mogło się obyć oczywiście bez corocznej kupki dwóch gwiazd: DeMara DeRozana i Kyle’a Lowry’ego. Kiedy widzisz ich postawę w playoffach, to doskonale wiesz, która część rozgrywek się rozpoczęła. Obaj w pierwszej połowie złożyli się na 7 punktów i do przerwy to Wizards wygrywali. Demony z przeszłości wróciły. Ostatecznie DeRozan i Lowry uzbierali 28 oczek, ale w kolejnym spotkaniu świetna postawa ławki rezerwowych może nie wystarczyć. Liderzy będą musieli przyjść do gry. Czy przyjdą, to już inna kwestia.
Raptors walczą o to, żeby polecieć do Waszyngtonu bez porażki na swoim koncie. Dla Wizards dzisiejsze starcie to okazja na urwanie meczu na wyjeździe, co w dużym stopniu przybliżyłoby ich do sprawienia niespodzianki w tej serii.
Dużo będzie zależało od wyjściowego składu Czarodziei, bo ławka jak ssała, tak ssie. Starterzy w pierwszym pojedynku też się nie popisali. Piątka Wall, Beal, Porter, Morris, Gortat była łącznie o 10 punktów gorsza od rywali w czasie wspólnej gry. To już się jednak nie powinno powtórzyć. Nie bez powodu wyjściowy skład Wizards uchodził przez kilka lat za najlepszy w NBA. Scott Brooks może nie mieć wyjścia i będzie musiał trzymać swoich podstawowych zawodników na parkiecie przez długi czas. Ale wiele zależy też od samych graczy, a konkretnie unikania przez nich przewinień. Marcin Gortat w trakcie pierwszych dwóch minut miał już dwa faule, łapiąc jeden z nich przy… rzucie sędziowskim. Marcin, tak nie można.
Mimo słabej postawy liderów (DeRozana i Lowry’ego) Raptors i tak trafili aż 53% rzutów z gry i zza łuku. Taka sytuacja może się już nie powtórzyć, bo nie wierzę, że zadaniowcy mogą utrzymać tak wysoki poziom. 16 na 30 za trzy punkty to elitarna skuteczność, a taką efektywność bardzo trudno zachować, co pokazał zresztą dzisiejszy mecz Philadelphii 76ers.
Cały czas wierzę w Wizards w tej serii. Pierwsza potyczka pokazała możliwości tego zespołu. W końcu to oni prowadzili po pierwszej połowie i dopiero pod koniec czwartej kwarty musieli uznać wyższość rywali. Jeżeli pierwsza piątka gości zagra lepiej, to mogą nawet urwać ten mecz. Ja jednak nie typuję czystego zwycięstwa Washington Wizards. Stawiam na podwójną szansę (swoją drogą 3 dni temu udało nam się trafić ten sam typ po kursie 2.43), czyli wygrywamy w przypadku prowadzenia gości po pierwszej połowie lub triumfie w całym starciu.
Marcin, musisz!
Do analizy użyłem Darmowy Skarb Kibica NBA przygotowany przez naszą redakcję. Żeby mieć jak największe szanse na celny typ, warto przyjrzeć się dokładnie drużynom, ich wynikom, statystykom itd. Dzięki temu zmaksymalizujemy szansę na zysk.
Zdarzenie: Portland Trail Blazers – New Orleans Pelicans: handicap -6.5/+6.5
Typ: Portland Trail Blazers -6.5
Kurs: 1.81
Dla Portland Trail Blazers dzisiejsze spotkanie to must win. Ale jak to? Przecież za nami dopiero jedno spotkanie. Racja, ale takie są fakty. Trail Blazers przegrali pierwsze starcie 95-97 i w przypadku porażki, awans do następnej fazy będzie praktycznie graniczył z cudem. Dlaczego? Bo dwa następne mecze zostaną rozegrane w Nowym Orleanie i Pelicans przy stanie 2-0 mieliby dwa następne pojedynki we własnej hali, z których na 99% minimum jeden by wygrali. 3-1 jest możliwe to odrobienia, ale nie chcesz stawiać się w takiej sytuacji.
Dość gdybania, bo w końcu jak na razie Trail Blazers przegrali tylko raz. Przyjrzyjmy się, dlaczego.
Gospodarze praktycznie przez całe spotkanie byli gorsi i jedynie dzięki zrywowi w czwartej kwarcie nawiązali walkę, lecz to okazało się za mało. Wynik może być mylący, bo CJ McCollum trafił trójkę równo z końcową syreną, gdy już wszystko było rozstrzygnięte.
Zatem co nie zagrało?
Na pewno duet McCollum – Lillard spisał się poniżej oczekiwań. Obaj złożyli się na zaledwie 37 oczek, trafiając jedynie 13 z 41 rzutów z gry. Co ciekawe, trójki im wpadały (8 na 19), a problemem była skuteczność za dwa. Lillard miał tylko dwie celne próby z 12, a McCollum 3 z 8. To musi ulec poprawie. I na pewno ulegnie. Damian Lillard to walczak, który wyjdzie na parkiet niesamowicie zmotywowany. To on jest duszą i sercem tej drużyny i od niego zależy w dużym stopniu wynik. Ta porażka zadziała na pewno na niego jak płachta na byka. Lillard kiedy trzeba, przychodzi do gry i niesie zespół na swoich barkach.
W tym momencie jest mu jednak potrzebna pomoc. Wszystko z powodu obrony stosowanej przez Pelicans. Alvin Gentry zarządził podwajanie lidera Trail Blazers. Podwajanie, jako taktyka w defensywie, to dobry sposób na wyeliminowanie z gry najważniejszego zawodnika rywali. Dzięki temu zabierasz piłkę najmocniejszemu ogniwu (w tym przypadku Lillardowi) i oddajesz ją w ręce innych. Chcesz zmusić ich do podejmowania decyzji. Chcesz, żeby ciężar gry spoczywał na ich barkach. I w takiej sytuacji niesamowicie istotna jest postawa reszty teamu.
Jak łatwo się domyślić w pierwszym spotkaniu wyglądało to słabo dla gospodarzy. O McCollumie już wspomniałem, ale on nie jest jedynym winnym. Tutaj szczególnie należy ,,wyróżnić” Al Farouqa Aminu i Evana Turnera. Panowie ewidentnie się nie popisali. Mam tutaj na myśli skuteczność zza łuku. Aminu trafił tylko jedną z pięciu trójek, a Turner jedną z czterech, co daje łącznie szalone 22%. Tak nie może być. Wspomniana dwójka musi być skuteczna, bo inaczej podwajanie Damiana Lillarda będzie uchodziło Pelicans na sucho. Nie licząc Lillarda i McColluma, Trail Blazers mieli zaledwie 4 celne trójki na 20 oddanych. Dramat. Portland miało dużo otwartych pozycji, tylko nie potrafiło tego wykorzystać.
Ale zapaliło się światełko nadziei. Istnieje szansa, że do gry w dzisiejszym starciu powróci Moe Harkless. Dla wielu z Was to pewnie anonimowa postać. Nie dziwię się. Jednak Harkless jest kluczową postacią dla sukcesu swojej drużyny.
25-letni zawodnik to etatowy niski skrzydłowy i to on jest dopełnieniem piątki Lillard, McCollum, Aminu i Nurkić. Jego najważniejszym zadaniem jest rozciąganie gry i trafianie rzutów za trzy. I w tym sezonie robi to kapitalnie, bo jego skuteczność wynosi aż 41.5% (od lutego 46%). Dodam tylko, że jest to zdecydowanie najlepszy wynik w karierze Harklessa. 25-latek był jednym z kluczowych elementów sukcesu Trail Blazers w sezonie regularnym, kiedy w pewnym momencie zwyciężyli w 18 z 20 meczów. Brak Moe było widać pod koniec fazy zasadniczej, kiedy to w 10 ostatnich potyczkach Portland zanotowało bilans 4-6, przegrywając m.in. 4 razy z rzędu. Harkless jest im potrzebny jak tlen. Jeśli wróci, to Turner będzie mógł wrócić do swojej etatowej roli, czyli bycia rezerwowym a w jego miejsca wejdzie świetny i przede wszystkim pewny strzelec zza luku.
Aktualnie jego status jest określany jako ,,questionable”, czyli pod znakiem zapytania. Takie 50/50.
Z nim czy bez niego, moim zdaniem górą będą dzisiaj gospodarze.
Dla Portland Trail Blazers w obecnym kształcie nie są to pierwsze playoffy. Ten zespół jest lepszy niż kilka lat temu, głównie przez postęp w defensywie. Jak widać po wyniku pierwszego pojedynku (97-95 dla Pelicans), obrona funkcjonowała świetnie. Teraz pora poprawić tylko grę w ataku. Wiem, że brzmi to prosto, ale taka jest prawda. Lillard nie będzie miał drugiego tak słabego meczu i moim zdaniem Dame poniesie zespół i doprowadzi go do wygranej. Trail Blazers muszą zwyciężyć w tym spotkaniu, bo w innym wypadku będą w niesamowicie trudnej sytuacji. Presja teraz leży po stronie gospodarzy, ale dla nich to nic nowego. Oni muszą, a Damian Lillard już nie raz pokazywał, że lubi wyzwania. Dlatego też stawiam na wygraną Portland Trail Blazers. Dla podwyższenia kursu typuję to zdarzenie z handicapem.
Dziękuję za przeczytanie.
Powodzenia!