Przyszłość nie należy do nas…
Uważam, że wszyscy ci, którzy wzorem Billa Shankly’ego twierdzą, iż piłka nożna to sprawa wagi największej i przy okazji są kibicami naszej biało-czerwonej reprezentacji, powinni zdać sobie sprawę, że obecna sytuacja jest z dużą dozą prawdopodobieństwa absolutną anomalią i szybko się nie powtórzy. O co chodzi? Otóż jeśli miałbym odpowiedzieć na pytanie, czy polska kadra ma przyszłość – przyszłość rozumianą jako bezproblemowe kwalifikacje na kolejne wielkie turnieje, regularne wychodzenie z grupy na tychże turniejach i gra jak równy z równym z najlepszymi – odpowiedziałbym, że nie.
Jesteśmy obecnie na 10. miejscu rankingu FIFA, a wszelkie kalkulacje małej grupy dziennikarzy sportowych, którzy potrafią także liczyć, każą nam wierzyć, że 6 lipca wskoczymy nawet na miejsce piąte. Adam Nawałka zatem nie zamierza się zatrzymywać i ciągle poprawia tę naszą historyczną pozycję. Należy, rzecz jasna, to docenić nawet mimo faktu, że nic to nie znaczy i niczego nie zmienia. No, może poza tym, że miliony Polaków na Wyspach Brytyjskich i w Holandii mogą wreszcie, bodaj po raz pierwszy powiedzieć tamtejszym tubylcom, którzy dają im pracę: “Gramy w piłkę lepiej od was!”. Tym bardziej że jeśli spojrzeć na obecny ranking FIFA, to wyjątkowo nie wygląda jak efekt losowania, a w dużym stopniu oddaje rzeczywistość. Tyle jednak o naszej pozycji, bo za rankingi jeszcze nikt nigdy nagród nie zgarnął… chyba że mowa galach telewizyjno-prasowych.
Dlaczego uważam, że nasza kadra nie utrzyma się długo na obecnym czy choćby podobnym poziomie? By odpowiedzieć na to pytanie, muszę przyjrzeć się obecnej naszej reprezentacji. Po performance, jaki przygotował dla nas śląski artysta Franciszek Smuda i wzorowym wręcz przeciętniactwie w wykonaniu Waldemara Fornalika przekonywałem wszystkich zwolenników zatrudnienia Nawałki, że są – eufemistycznie mówiąc – niepoważni. Mówiłem, że dość Polaków za sterami naszego stalowego ptaka, naszego orzełka lecącego ostatkiem sił. Domagałem się fachowca z zagranicy, kogoś, kto sprawiłby nie, że nasi kopacze nauczą się grać w piłkę, ale że chociaż zaczną ciężko pracować i dużo biegać. Okazało się jednak, że Adam Nawałka to piłkarski kapitan Wrona i nie tylko wylądował bez podwozia, lecz także od razu wzbił się tak wysoko i poleciał tak daleko, jak nikt w Polsce od prawie trzydziestu lat. Były szkoleniowiec Górnika stworzył świetny, zgrany zespół o wysokim morale, w którym nikt nie czuje się pomijany i wszyscy rozumieją swoje role.
Nawałka sprawił, że Lewandowski w kadrze jest równie dobry jak w Bayernie, że Milika ten Lewandowski nie przytłacza, że Mączyński wygryzł Krychowiaka, że Zieliński mimo wielu niepowodzeń w dorosłej kadrze w końcu wyrasta na jej dyrygenta, że Jędrzejczyk jest dobrym lewym obrońcą, że Cionek potrafi zastąpić Glika i wreszcie, że odejście Błaszczykowskiego w cień wyżej wymienionych było zupełnie bezbolesne. A przecież jeszcze trzy lata temu mecz bez Kuby oznaczał prawie pewny brak bramek z naszej strony.
Teraz jednak zastanówmy się nad kręgosłupem tego zespołu. Szczęsny, być może następca legendarnego Buffona ma rocznikowo 27 lat; Piszczek, najlepszy prawy obrońca Bundesligi, 32 lata; Glik, półfinalista Ligi Mistrzów, 29 lat; Pazdan 30; Jędrzejczyk 30; Zieliński, którym podobno zainteresowani są Klopp i Pochettino, 23; Mączyński 30; Błaszczykowski 32; Grosicki 29; Milik 23; Lewandowski, czyli ten, któremu reszta nosi fortepian, 29. Miałem wymienić kręgosłup, a wymieniłem całą jedenastkę, co tylko pokazuje z jednej strony, że to prawdziwy zespół, a z drugiej, że alternatyw jednak jest niewiele.
Za rok w tym samym składzie będzie ośmiu trzydziestolatków. Szczęsny to bramkarz na kolejnych dziesięć lat, pod warunkiem, że będzie regularnie grał, Milik i Zieliński to też duet na dekadę, Lewandowski natomiast, mając na uwadze jego tryb życia i odporność na kontuzje, będzie pewnie w stanie grać w kadrze do 35-36 roku życia i chyba powinien, bo ma szansę pobić wszelkie rekordy. To mimo wszystko wciąż tylko czterech zawodników, a o wymianie pozostałej siódemki trzeba myśleć już dziś. Poprawa: trzeba było myśleć kilkanaście lat temu, jeszcze zanim Smuda, trenując Lecha, pogardził drewnianym Lewandowskim.
Skierujmy naszą uwagę na pozostałych naszych reprezentantów. Mamy Teodorczyka, Linetty’ego i Krychowiaka, który niebawem zapomni, jak gra się w piłkę. Są jeszcze Bereszyński i Kędziora. I to w sumie wszystko, choć ani Teodorczyk nie zastąpi Lewego, ani Bereszyński nie wejdzie na poziom Piszczka.
Nasza młodzież pokazała ostatnio, na jakim jest poziomie. Nie zamierzam siać defetyzmu i krytykować tych chłopców, wszakże ledwo pięć lat temu wszyscy byli święcie przekonani, że nasza dorosła kadra już zawsze będzie składała się z dobrego bramkarza, trio z Borussii plus siedmiu przypadkowych mężczyzn, którzy uważają się za piłkarzy. Na szczęście dziś można powiedzieć, że mamy nawet czternastu piłkarzy i kilku kandydatów na piłkarzy. Cały ten balon pompowany przed Euro U21 był pokłosiem świetnej formy kadry Nawałki. Jak to Polacy, po kilku zwycięstwach uwierzyliśmy, że biało-czerwone to barwy niezwyciężone i uznaliśmy, że w sumie nieważne, kto te barwy przywdziewa, ważne, że to polska potęga piłkarska wychodzi na boisko. Niestety, ale nasza młodzież to produkt tego samego upośledzonego systemu szkolenia, który sprawił, że musieliśmy szukać Polaków w Brazylii, Nigerii czy Francji. Pomiędzy młodymi Polakami a młodymi Hiszpanami, Portugalczykami czy Francuzami jest przepaść w każdym aspekcie gry. Nawet biegamy mniej i wolniej. To nie wina tych młodzieńców, że wszyscy wmówiliśmy sobie i im, że są równie dobrzy, co Lewandowski czy Piszczek.
Tomek Hajto, krytykując Dawidowicza, powiedział ostatnio, że ten chłopak ma dwadzieścia lat, a jeszcze nic nie pokazał. Niby śmieszna to konstatacja, bo przecież w tym wieku stawia się dopiero pierwsze kroki w poważnej piłce, ale słowa Hajty nie są też całkiem pozbawione sensu. Weżmy przykład z Hiszpanii. Marco Asensio, Denis Suarez i kilku innych są niewiele starsi lub w tym samym wieku, co nasi młodzieżowcy, a jednak większość z nich już “coś pokazała”. Efekty naprawdę dobrego szkolenia widać bowiem bardzo wcześnie.
Inna sprawa, że większość naszych dobrze rokujących piłkarzy jest niszczona przez żądzę szybkiego zarobku. Dziś, po sukcesie Lewego i Milika, wystarczy jeden dobry sezon w Ekstraklasie, by wokół kolejnego Polaka zaczęli pojawiać się przedstawiciele niezłych zachodnich klubów. Sześć zer przeważnie przekonuje agentów i właścicieli klubów do tego, by wmówić swojemu młodemu piłkarzowi, że w Anglii/Niemczech/Francji na pewno sobie poradzi. Niezrozumiałe jest dla mnie, że wszyscy młodzi piłkarze powtarzają, iż inspiracją jest dla nich Lewandowski, a zapominają, że ten Polskę opuścił w wieku 22 lat, jako szczupły chłopak, który później cały pierwszy sezon w Bundeslidze przesiedział na ławie.
Mój kolega z technikum na pytanie polonistki o to, jaka była najważniejsza myśl wieszcza Adama Mickiewicza, odpowiedział: “Najważniejszą myślą wieszcza Adama Mickiewicza było stwierdzenie, że nie dla nas rośnie ananas”. I cóż tutaj dodać? Jeśli chodzi o świat piłki, to nastąpił w nim botaniczny cud i ananas wyrósł, zakwitł i obrodził owocami nad Wisłą. Niestety obawiam się, że pozostanie to tylko cudem i nie przerodzi się w nudną normę.
Zaloguj się, aby dodawać komentarze
Nie masz konta ? Zarejestruj się
(0) Komentarze