Polskie drużyny kończą czwartek z hat-trickiem…porażek!

Legia

Eurowpierdol na całego. Przedstawiciele Ekstraklasy chowają się do nory po czwartkowych porażkach. Tylko Jagiellonia może chodzić z względnie podniesioną głową, ale mimo dobrego występu przegrała na własnym boisku 0:1 z KAA Gent. Lech Poznań otrzymał lekcję futbolu od KRC Genk, natomiast Legia Warszawa (mistrz Polski) przegrała z amatorami z Luksemburga – właśnie taki jest wyznacznik naszego futbolu. Polskie drużyny ustrzeliły hat-tricka, jednak nie o takim marzyliśmy.

Dobry występ, fatalny wynik

Podopieczni Ireneusza Mamrota przystąpili do meczu z Gentem w dobrych nastrojach. Awans w rywalizacji z Rio Ave dał im sporo pewności siebie. Dodatkowo byli po dwóch kolejnych zwycięstwach w lidze. Rywal miał spore doświadczenie na europejskich boiskach, ale Jaga nie wyszła na boisko wystraszona. Faworytem meczu nie byli, ale potwierdzili, że kibice nie mają się czego wstydzić. Początek meczu należał do drużyny gospodarzy, a na skrzydle szalał Przemysław Frankowski. Dośrodkowania raz po raz robiły sporo problemów w szeregach zespołu gości. Było widać, że ta drużyna dopiero się zgrywa, ponieważ na boisku nie byli monolitem. Największym problemem w szeregach gości był bramkarz, który raz po raz zachował się w stylu Lorisa Kariusa, ale jakimś cudem za każdym razem unikał straty bramki. W szeregach Jagiellonii na minus wypadł Cillian Sheridan. Rosły napastnik nie dojechał na to spotkanie i można powiedzieć, że gospodarze grali w dziesiątkę. Ogólnie trzeba przyznać, że było to wyrównane spotkanie, w którym zobaczyliśmy dwóch godnych siebie rywali. Niestety za każdym razem polskiej drużynie brakowało kropki nad i. Sytuacje były, za co trzeba pochwalić podopiecznych Ireneusza Mamrota. Naprawdę szkoda, że w żadnym przypadku nie potrafili przełożyć ich na bramki. Skrzydłowi robili robotę, a Novikovas i Frankowski mogli sobie tym meczem wywalczyć ciekawą propozycję transferu. Ostatecznie kluczowa sytuacja miała miejsce w samej końcówce meczu, gdy wydawało się, że oba zespoły skończą na bezbramkowym remisie. Nawet taki rezultat nie przekreśliłby szans Jagi w rewanżu. Pokazali na boisku Rio Ave, że są w stanie powalczyć na wyjeździe. Gent zagrał gorzej niż moglibyśmy się spodziewać. Nie było widać po tej drużynie doświadczenia z fazy grupowej Ligi Europy. Wygrali szczęśliwie, ale wynik idzie w świat. W 85. minucie bramkę dla gości zdobył rezerwowy – David, który pokonał bezradnego Kelemena. Jaga przed rewanżem ma do odrobienia jedną bramkę, ale po tym co dzisiaj pokazali myślę, że powalczą. Na ten moment to jedyna drużyna, której nie musimy się wstydzić w Europie.

Nie ta liga, Kolejorz zjeżdża do zajezdni

Przed meczem zapowiadaliśmy to spotkanie, jako rywalizację „kuźni talentów” z charakternym Kolejorzem. Na boisku było widać ogromną dysproporcję. Podopieczni Ivana Djurdjevića wyszli na to spotkanie w ustawieniu z trójką obrońców. Warto wspomnieć, że tworzyli ją Orłowski – Rogne – De Marco. O ile do byłego defensora Celticu nie można mieć pretensji, o tyle to ustawienie w poprzednim sezonie nie dawało rady na boiskach 3. Ligi. Gdzie z taką obroną na europejskie puchary? Trochę szacunku… Szczególnie Orłowski nie dojeżdża na tym poziomie, było to widać już w rywalizacji z Szachtiorem. Rozumiemy, że to były kapitan rezerw i tak dalej, ale sentymenty trzeba zostawiać w szatni. Lech nie miał prawa powalczyć w tym meczu w takim składzie indywidualnym. Tym bardziej, że zawieszony był Pedro Tiba. Kluczowa sytuacja miała miejsce w 44. minucie, gdy do siatki trafił Malinovsky. Trzeba przyznać, w skali całego meczu pan piłkarz. Po zmianie stron gospodarze szybko podwyższyli po golu autorstwa Samaty. W tym starciu było widać piłkarską różnicę klas. Lech został krótko mówiąc zjedzony. 21 strzałów na bramkę Kolejorza, w tym osiem celnych tak wyglądają statystyki gospodarzy po tym spotkaniu. Lech oddał łącznie UWAGA! – JEDEN CELNY STRZAŁ. No z takimi liczbami nie da się powalczyć na takim poziomie z niedawnym ćwierćfinalistą Ligi Europy. Rewanż w Poznaniu będzie tylko i wyłącznie formalnością dla Genku. Wątpię, że gra Lecha odwróci się o 180% z tak mocnym przeciwnikiem, a Belgowie nagle zapomną jak się gra w piłkę. Mimo wszystko nadzieja umiera ostatnia.

„Hej amatorzy, od was są lepsi juniorzy”

Przed meczem wydawało się, że przyjeżdżają ogórki z Luksemburgu, więc Legii nie pozostaje nic innego jak zrobić z nich mizerię. Otóż nie tym razem. Goście przyjechali do Warszawy i od początku meczu grali swoją piłkę. Mam wrażenie, że nawet będący na boisku Legioniści nie wierzyli co się dzieje. Dudelange miało przyjemność z gry i prowadziło to spotkanie. Wojskowi liczyli tylko i wyłącznie na błędy i kontrataki. F91 wyszło w tym meczu na prowadzenie i to całkiem zasłużenie, po składnej akcji całego zespołu. Legia doprowadziła do remisu po amatorskim błędzie defensywy rywali. Kucharczyk do Carlitosa i 1:1. Przed przerwą z boiska wylatuje Astiz i sytuacja robi się nieciekawa. Po zmianie stron kuriozum trwało dalej.  60. minuta Szymański fauluje w polu karnym i Dudelange wychodzi na prowadzenie 2:1. „Hej amatorzy, od was są lepsi juniorzy”, “Zejdźcie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska”, “Po co wy gracie, jak wy ambicji nie macie” –  takie przyśpiewki mogli usłyszeć piłkarze na swój temat. Oczywiście całkowicie zasłużenie. Amatorzy z Luksemburga przyjechali do Warszawy po swoje i skompromitowali mistrza Polski.

Podsumowując, kończymy ten dzień z trzema porażkami. Najbardziej bolesna jest ta w wykonaniu Legii, która przegrała u siebie z drużyną z…Luksemburga. Wstydu nie przyniosła tylko i wyłącznie Jagiellonia, która nie zasłużyła na porażkę. Bardzo ciężki dzień dla LOTTO Ekstraklasy na boiskach Ligi Europy.