Osiem zwycięstw z rzędu – Celtics w gazie!
Chyba mało kto spodziewał się, że na początku sezonu to odmieniona drużyna Boston Celtics będzie najlepszym zespołem w lidze. Po dziewięciu meczach Celtowie mają jednak rzeczywiście najlepszy w NBA bilans, a w poniedziałek wygrali po raz ósmy z rzędu. Dość powiedzieć, że takiej serii zwycięstw Kemba Walker w swojej karierze nigdy jeszcze nie miał.
Latem klub z Bostonu przeszedł spore zmiany, ale jak pokazuje początek sezonu – były to chyba zmiany na dobre. Choć z klubem pożegnały się takie gwiazdy jak Kyrie Irving (odszedł do Brooklyn Nets) czy Al Horford (przeszedł do Philadelphia 76ers) to jednak nie widać żadnego spadku w jakości gry Celtów. Co więcej, jest zdecydowanie lepiej i przyjemniej dla oka niż w poprzednim sezonie, kiedy naszpikowana talentem drużyna z Bostonu zaliczyła bardzo rozczarowujące rozgrywki. Teraz talentu jest ogółem chyba nieco mniej, ale wygląda na to, że Bostończycy dużo bardziej do siebie pasują, a znakomicie spisują się w tym sezonie Kemba Walker, Jayson Tatum, Gordon Hayward czy Jaylen Brown.
W poniedziałek Celtowie ograli 116-106 drużynę Mavericks i zatrzymali szarżę świetnego Luki Doncica, a sporą rolę odegrał tutaj Walker, który w czwartej kwarcie trafił trzy ze swoich ośmiu rzutów za trzy. Zakończył zmagania z dorobkiem 29 punktów, a Bostończycy mogli cieszyć się z ósmego zwycięstwa z rzędu – a wszystko to pod nieobecność Haywarda, który w poniedziałek przeszedł operację złamanej ręki i najprawdopodobniej wypada z gry na około sześć tygodni.
Co wiemy o Celtach po tych ośmiu zwycięstwach?
- Kemba Walker wreszcie może pokazać swój pełen potencjał. W poprzednich latach był numerem jeden Charlotte Hornets, a teraz jego odpowiedzialność rozkłada się także na innych utalentowanych graczy. Tym samym Kemba doskonale odnalazł się w nowym dla siebie systemie i potwierdza to takimi występami jak ten przeciwko Mavericks.
- Jayson Tatum i Jaylen Brown robią kolejny krok do przodu. Tatum z pewnością chciałby wymazać z pamięci starcie z teksańską drużyną, gdyż w poniedziałek trafił tylko jeden z 18 rzutów i dlatego zaraz po meczu udał się jeszcze na salę treningową. Wcześniej jednak pokazywał bardzo dobrą dyspozycję. Brown z kolei właśnie zaliczył drugi z rzędu mecz na co najmniej 25 oczek – po raz pierwszy w swojej karierze.
- Gordon Hayward wracał przed kontuzją do wielkiej formy. Okropna szkoda, że ten uraz przytrafił się w takim właśnie momencie, bo Hayward grał najlepszy basket od dawien dawna i znów wyglądał jak all-star. Przede wszystkim bez obaw wchodził pod kosz, skąd bardzo dobrze punktował, a do tego solidnie zbierał i dobrze rozgrywał. Celtics na razie udowodnili jednak, że są sobie w stanie dobrze poradzić bez niego i koniec końców ta absencja na tak wczesnym etapie sezonu może nie być dla Bostończyków aż tak bolesna.
- Marcus Smart nadal jest mocno niedoceniany. Chodzi tutaj nie tylko o kibiców, ale także o zespoły przeciwne. Smart uważany niegdyś za słabego strzelca mocno się w tym elemencie poprawił i jak zawsze bardzo mocno wierzy w swój rzut. Dodatkowo, nadal jest niemal nie do przejścia w obronie, o czym często przekonują się nawet dużo wyżsi zawodnicy, którzy zdaje się mają nad nim sporą przewagę. Nic bardziej mylnego, a w poniedziałek przekonał się o tym Kristaps Porzingis, którego niższy o co najmniej głowę Smart zatrzymywał w fantastyczny sposób.
Wszystko to sprawia, że Celtics wyglądają w tym sezonie naprawdę dobrze, a ich kibice znów mają sporo frajdy z oglądania swoich ulubieńców w akcji. Zobaczymy, czy taki stan rzeczy się utrzyma, choć warto przypomnieć, że Bostończycy już dwa lata temu mieli piorunujące wejście w sezon, gdy po dwóch porażkach na starcie wygrali potem szesnaście kolejnych spotkań. Teraz są w połowie drogi i kto wie, być może znów uda im się powtórzyć taki wyczyn. Zespół wygląda dziś zupełnie inaczej, ale przy korzystnym terminarzu Celtów z pewnością stać na zbliżenie się do tamtego wyniku.