Kto pierwszy, ten lepszy

Strzały niecelne

“Hej, mam ochotę na miłość” – mówi w jednej z piosenek Dżemu do nowo poznanego mężczyzny iście bezczelna kobieta. Słuchając tego tekstu, nie potrafię nie pomyśleć o równie zuchwałej Brytyjce o imieniu Chelsea, mam bowiem wrażenie, że gdyby kluby mogły mówić, to Chelsea zawołałaby: “Hej, mam ochotę na mistrza!”, a później sobie tego mistrza wzięła.

Londyńczycy zdobyli mistrzostwo Anglii z ręką w kieszeni i nie zwracając większej uwagi na rywali. Mimo mediów, które w ostatnich tygodniach zaczęły wywierać na drużynie Antonio Conte sztuczną presję, Chelsea wygrała swoje mecze i nie dała sobie odebrać tego, na co ciężko pracowała i na co z pewnością zasłużyła. Prawdę mówiąc, The Blues nie mieli z kim przegrać. Tak jak rok temu Leicester mogło zdobyć mistrzostwo, bo nie chciał go żaden z potentatów, tak i w tym roku trudno znaleźć inny zespół, który przynajmniej podjąłby wyzwanie.

Rzecz jasna nie umniejsza to ani osiągnięcia Lisów, ani The Blues, ale to drugi sezon z rzędu, w którym w Premier League na dobrą sprawę coś takiego jak walka o tytuł nie istnieje.

Chelsea z tytułem

Jakkolwiek rozstrzygnięcia we wszystkich najważniejszych europejskich rozgrywkach sygnalizują, że nadchodzi ów przerażający dla kibica moment, w którym w telewizji nie znajdzie niczego, co mogłoby zabić czas. Nie będzie ani środowych wieczorów z Ligą Mistrzów, ani weekendów wypełnionych zagranicznymi rozgrywkami ligowymi. Nastanie nuda i kibic znów będzie musiał wypełniać sobie czas namiętnym czytaniem spekulacji transferowych. Szczęśliwie gazety zdają sobie sprawę z potrzeb kibiców i mimo że zastąpienie emocji związanych z meczem transmitowanym na żywo jest niemożliwe, to podejmą próbę przynajmniej częściowego ich usatysfakcjonowania.

Oto nadchodzi pora na znalezienie wielkiego piłkarza, którego przyszłość być może nie jest jeszcze ustalona. Idealnie byłoby, gdyby ów piłkarz powiedział kiedyś, że marzy o grze dla Barcelony lub Realu. Wówczas nic prostszego dziennikarzom nie pozostaje niż stworzenie newsa o szokującym tytule, który zapewni czytelnika, że piłkarz X już na pewno w przyszłym sezonie zagra na Camp Nou. Okno transferowe to szczególny czas, w którym zapomina się o kłamstwach i niedopowiedzeniach. Jest to też moment, w którym dla dziennikarstwa sportowego tworzy się osobne standardy. Media bowiem mogą podać tysiąc niesprawdzonych informacji i nikt nie uzna tego za oszustwo, ale wystarczy, że choć jedna wiadomość okaże się prawdziwa, a gazeta czy portal zostaną okrzyknięte rzetelnymi.

Dziennikarstwo sportowe, rzecz jasna, rzadko porusza sprawy naprawdę istotne i mające jakikolwiek wpływ na ludzkie życia, ale wyobraźcie sobie, że poważny tytuł z wieloletnią tradycją, publikuje codziennie artykuł o zamachu terrorystycznym w którejś z zachodnich stolic i to tylko dlatego, by w razie prawdziwego zamachu być pierwszą redakcją, która podała informację. Na tym niestety polega całe dziennikarstwo sportowe w czasie przerwy między sezonami. Jest to czas, w którym cała działalność dziennikarzy ogranicza się wyścigu o to, czyje kłamstwo najszybciej okaże się prawdą. Oczywiście prawdziwego tempa cały wyścig nabrał z rozwojem mediów społecznościowych, dzięki którym co pięć minut możemy przeczytać, że wspomniany już piłkarz X teraz to na z całą pewnością przechodzi na Camp Nou czy Santiago Bernabeu. A wszystko dlatego, że pewien albański publicysta rozmawiał z kuzynem siostry brata matki kolegi z pracy agenta owego piłkarza i właśnie stąd pochodzi jego potwierdzona w stu procentach informacja o transferze.

Tytuły gazet

Wiadomość taka krąży po sieci przez kilka dni i przeważnie kończy swój żywot w sposób zupełnie niespektakularny. Kibice zapominają o całym zajściu, a rzetelność albańskiego źródła nie zostaje zakwestionowana. Kto zresztą miałby czas kwestionować cokolwiek, gdy oto pewien mołdawski sklepikarz słyszał podobno, jak piłkarz X rozmawiał ze swym teściem o cenach mieszkań w Hiszpanii?

Podejrzewam, że cały ten wyścig o to, kto pierwszy poda informację, bierze się stąd, że dziennikarze sportowi zrozumiawszy, że nie przekazują czytelnikom niczego prawdziwie ważnego, uznali, że należy przekonać wszystkich, że jest wręcz przeciwnie. Na dodatek o tym, czy dany dziennikarz warty jest uwagi, świadczy nie jego rzetelność czy jakość informacji, a to, czy był wystarczająco szybki.

Co gorsze, zdaje się, że niewiele jest osób, którym to przeszkadza. Fani najwyraźniej uwielbiają plotkować i gdybać. Dlatego też oprócz zmyślonych newsów dotyczących transferów w mediach zobaczymy setki tekstów typu: “Prawdopodobny skład Legii na następny sezon”. I nieważne, że pięciu zawodników tego składu ciągle gra w innych klubach. Fani, czytając to wszystko, będą oczywiście dziękować Bogu za tak wspaniałego przyszłego lewego obrońcę i przeklinać świat za tego, a nie innego napastnika.

Temu wszystkiemu ulegają także kluby i trenerzy. Obecnie poważny europejski klub nie może pozwolić sobie na lato bez transferów. Presję wywierają zarówno media, jak i kibice, którzy okienko transferowe bez transferów do klubu niezmiennie określają mianem “fatalnego” lub “najgorszego w historii”. Tak więc kluby kupują, nawet jeśli nie potrzebują żadnego nowego piłkarza, a kibice ciągle wymagają transferów, mimo że często sami widzą, iż nie ma już nikogo, kto realnie wzmocniłby ich ukochany zespół.

Jurgen Klopp powtarza ciągle, że nie wierzy w transfery, a w trening. Takie słowa podobają się fanom i często są cytowane przez zagranicznych dziennikarzy. Lecz nawet Klopp z całą swoją wiarą w trening nie może nie kupować. Kibice nie wybaczyliby mu, gdyby naprawdę postawił na trening i nie kupił żadnej gwiazdy.

Jedno jednak dziennikarzom sportowym – muszę to przyznać – się udało. Słuszne było nazwanie okna transferowego transferową karuzelą. Jest to karuzela, z której – jeśli raz się na nią wejdzie – nie można już zejść. Można jedynie albo poddać się jej wirowi, albo jeszcze bardziej ją nakręcać.

Tak więc przyjmując to do wiadomości i nie sprzeciwiając się temu ponad siły, wszystkie plotki transferowe traktuję jako przyjemne kłamstwa, które mają nam zastąpić prawdziwe sportowe emocje. Wszak akceptujemy tyle gorszych i większych oszustw, że te dotyczące piłki ostatecznie można tolerować.

(0) Komentarze

Zaloguj się, aby dodawać komentarze