Jedenaście kolejnych zwycięstw mistrzów NBA!
Już jedenaście kolejnych wygranych mają na koncie mistrzowie NBA z ubiegłego sezonu, czyli Toronto Raptors. To wyrównanie najlepszej serii w historii organizacji. Kanadyjski zespół pokazuje, że nawet bez Kawhi Leonarda da się wygrywać. W tej chwili Raptors umacniają się więc na drugiej pozycji w konferencji wschodniej i znów będą atakować w fazie play-off jako jedni z faworytów.
Ciężko będzie komukolwiek dogonić Milwaukee Bucks, lecz Toronto Raptors próbują i robią to w najlepszym możliwym stylu. Kanadyczycy właśnie wygrali jedenasty z rzędu mecz, pokonując w niedzielę Chicago Bulls. To wyrównanie najdłuższej serii zwycięstw w historii klubu – Raptors mieli już 11 kolejnych wygranych w styczniu 2016 roku oraz potem w lutym/marcu 2018 roku. W niedzielę do wygranej poprowadził ich dość nieoczekiwany bohater, bowiem Terence Davis, który jest kolejnym przykładem na to jak dobrym skautingiem może pochwalić się kanadyjski klub. Davis nie został wybrany w ubiegłorocznym drafcie, lecz mimo tego załapał się do składu Raptors i od początku sezonu gra naprawdę solidne rozgrywki. Przeciwko Bulls wszedł do gry z ławki rezerwowych i zapisał na konto aż 31 punktów (w tym 6/7 w rzutach za trzy), co jest jego rekordem kariery. Czterech innych zawodników zdobyło dla Raptors co najmniej 14 oczek.
Co ciekawe, Davis nie doczekał się powołania do meczu wschodzących gwiazd, w którym zagrają najlepsi pierwszo- i drugoroczniacy w NBA. Sam zainteresowany przyznaje więc, że trochę siedzi mu to w głowie, lecz z drugiej strony jest on zadowolony nie tylko ze swojej gry, ale też z postawy Raptors. Na zupełnie przeciwnym biegunie są za to koszykarze Chicago Bulls, którzy do przerwy prowadzili nawet 63-60, ale w drugiej połowie szybko zostali sprowadzeni na ziemię. Zdaniem lidera zespołu Zacha LaVine’a tego typu sytuacje zdarzają się zbyt często. Byki tracą więc okazję, by polepszyć swoją pozycję w walce o ostatnie miejsca premiowane awansem do fazy play-off w konferencji wschodniej. Przegrali trzy ostatnie mecze i nie wykorzystują faktu, że w kryzysie jest także zespół z ósmego miejsca, czyli Orlando Magic, którzy to z kolei nie potrafią wygrać już od pięciu spotkań.
Pozostałe informacje z dość spokojnej niedzieli w NBA:
- Wszystkie mecze rozegrano w niedzielę o wczesnej porze, a to ze względu na Super Bowl. Pierwszy pojedynek rozpoczął się już przed 19 czasu polskiego i dostarczył sporo emocji, bo Detroit Pistons dopiero po dogrywce ograli Denver Nuggets i na nic zdał się fantastyczny występ Nikoli Jokica, który zaliczył bardzo efektowne triple-double złożone z 39 punktów, dziesięciu zbiórek oraz jedenastu asyst. Pistons postawili natomiast na grę zespołową: siedmiu zawodników zdobyło dla nich 11 lub więcej punktów, a najwięcej miał Andre Drummond, który do 21 oczek dołożył także 17 zebranych piłek.
- Do dobrej formy po wielkim kryzysie wraca nareszcie James Harden, który w niedzielnej potyczce Houston Rockets z New Orleans Pelicans zapisał na konto 40 punktów i trafił siedem z 15 trójek. Dzięki temu Rakiety ograły rywala, choć kolejny dobry mecz – i aż 33 minuty na parkiecie – zaliczył Zion Williamson (21 punktów, 10 zbiórek). Jednocześnie trener Alvin Gentry przyznał po spotkaniu, że numer jeden ubiegłorocznego draftu powinien w tym meczu zdecydowanie częściej mieć piłkę w rękach.
- Nadal bez problemów wygrywają Milwaukee Bucks, którzy pozostają numerem jeden w lidze i nie dają się dogonić Toronto Raptors. W niedzielę łatwo uporali się z zespołem Phoenix Suns, a tylko jednej asysty i jednej zbiórki zabrakło Giannisowi Antetokounmpo, by mieć niezwykle efektowne triple-double w kształcie 30-20-10.
Zaloguj się, aby dodawać komentarze
Nie masz konta ? Zarejestruj się
(0) Komentarze