Funty, funty! Komu funty?
“Do lata, do lata, do lata piechotą będę szła” – śpiewa Beata Kozidrak i myślę, że gdyby Arsene Wenger, Pep Guardiola i Jurgen Klopp mówili po polsku, to właśnie tę piosenkę w trakcie minionego sezonu musieliby nucić nad wyraz często. Ich drużyny kończyły rozgrywki, krwawiąc z wielu ran i walcząc ostatkiem sił, toteż zakończenie sezonu wcale nie oznaczało dla nich wakacji.
Wszyscy trzej panowie wzięli się ostro do pracy, mimo że jak do tej pory poważnie wzmocnił się jedynie Manchester City. Gdyby przejrzeć plotki transferowe, okazałoby się, że z tymi trzema klubami łączeni są niemalże wszyscy dostępni na europejskim rynku piłkarze. Wygląda to tak, jakby trzy rozkapryszone kobiety postanowiły wykorzystać premię męża, po czym wpadły do centrum handlowego, nie wiedząc za bardzo, co kupić i co ile jest warte.
Guardiola wzmocnił zespół Bernardo Silvą z Monaco, za którego zapłacił 50 mln euro i trzeba przyznać, że przy dzisiejszych cenach pewnie nie dało się kupić go taniej, więc transfer sam w sobie można zaliczyć do udanych (inna kwestia, czy Silva sprawdzi się w Anglii). Do City trafił też bramkarz Benfici – Ederson… za 40 mln euro. Słownie: czterdzieści milionów za bramkarza, który w kadrze przegrywa rywalizację z rezerwowym Romy. Nawet jeśli Guardiola widzi w Edersonie coś, czego nie widzą inni, to taka kwota jest raczej oznaką zaślepienia niż wielkiej wiary.
Do Arsenalu z kolei na zasadzie wolnego transferu dołączył z Schalke Sead Kolasinac. W minionym sezonie Bośniak w 36. meczach strzelił 3 bramki i zaliczył 9 asyst, a należy pamiętać, że najczęściej grał jako lewy obrońca. Nowy nabytek Arsenalu ma 23 lata i gra na chyba najtrudniejszej do obsadzenia pozycji, tak więc transfer jak najbardziej na plus. Oprócz niego z Arsenalem łączy się Jamesa Rodrigueza (jeśli Kolumbijczyk dołączy do ekipy Wengera, trzeba będzie kwalifikować to w ramach cudu) oraz, tradycyjnie, Riyada Mahreza.
Największemu szaleństwu na rynku oddał się jednak Liverpool. Działacze The Reds zachowują się, jakby to okno transferowe było pierwsze w historii klubu. Wszystko zaczęło się spokojnie, ogłoszono, że klub wzmocni Dominic Solanke, który wczoraj z reprezentacją Anglii wygrał Mistrzostwa Świata U-20. Później nadszedł czas na mocniejsze uderzenie, czyli informację o bliskim transferze Mohameda Salaha. Szybko jednak tę wiadomość przebito, gdyż nagle wszystkie brytyjskie media podały informację o tym, że Virgil Van Dijk pragnie przenieść się na Anfield Road. Kwota transferu miała wynieść 60 mln funtów, a Van Dijk miał zostać najdroższym piłkarzem w historii Liverpoolu. W międzyczasie mówiło się też o szykowanej przez Kloppa ofercie za Naby’ego Keitę z RB Lipsk.
Jak dziś wygląda sytuacja? Jedynym nabytkiem Kloppa wciąż jest nastolatek Solanke. W sprawie Salaha Liverpool nie robi żadnych postępów, gdyż nie chce zgodzić się na niewygórowaną cenę postawioną przez Romę. Jeśli chodzi o Keitę, to ucichły wszelkie plotki dotyczące jego transferu na Anfield. Najciekawsze sytuacja wynikła w związku z Van Dijkiem. Otóż Southampton zgłosił organom Premier League, że Liverpool działał w sprawie transferu w sposób nielegalny. The Reds od razu wystosowali oświadczenie, w którym… przepraszają Southampton i ogłaszają, że ich zainteresowanie obrońcą Świętych się kończy. Dla mnie jest to oczywiste przyznanie się do winy i próba uniknięcia zakazu transferowego. Zresztą Liverpool został już ukarany dwuletnim zakazem ściągania piłkarzy do akademii. Wiele brytyjskich mediów potwierdza, że Klopp miał się spotykać z Van Dijkiem oraz wymieniać z nim liczne wiadomości, a to jest nielegalne.
Oczywiście wszystkie kluby postępują dokładnie w ten sam sposób. Kilka miesięcy przed otwarciem okna transferowego wysyła się ludzi, którzy sondują, czy dany zawodnik będzie chciał dołączyć do konkretnego klubu. Jeśli tak, to często ustala się też wstępne warunki kontraktu. Rzecz jasna agent każdego piłkarza może kilku klubom dać zielone światło, co przeważnie oznacza, że dojdzie do licytacji. W ten sposób największe kluby tworzą swoje listy transferowe. I byłoby hipokryzją, gdy Southampton zgłosił tylko to. Świętym jednak chodziło o coś innego. Liverpool oczywiście dogadał się z Van Dijkiem za ich plecami, lecz władze Southampton miały nadzieję, że mimo to dojdzie do licytacji pomiędzy Manchesterem City, Chelsea oraz The Reds właśnie i zamiast 60 uda się uzyskać 70 mln. W Liverpoolu ktoś jednak przepuścił do mediów informację o dogadaniu się z Van Dijkiem, co sprawiło, że Chelsea oraz City zrezygnowały z licytacji. I oto powód donosu do władz Premier League – jak zwykle pieniądze. Kibice Liverpoolu od razu powołali się na fakt, że przecież wszyscy rozmawiają z piłkarzami przed transferem. Tak, wszyscy łamią prawo, lecz Liverpool zachował się jak złodziej, który okrada drugiego złodzieja, złamał kodeks piracki. Zasada brzmi: nie donosimy na siebie, gdy łamiemy prawo, ale nie próbujemy oszukiwać siebie nawzajem. The Reds zapomnieli o tej drugiej części i pretensje mogą mieć tylko do siebie. Klopp stracił szanse na pozyskanie głównego celu transferowego.
Te 60 czy 70 milionów, które The Reds mieli zapłacić za Van Dijka, 40 zapłaconych za Edersona czy 50 za Silvę, są powodem, by po raz kolejny zastanowić się nad współczesnym rynkiem. Czy Europa oszalała? Gdy przedstawiciele Premier League podpisali umowy, na mocy których w ciągu trzech lat liga otrzyma ok. 8 mld funtów za prawa do transmisji rozgrywek, pojawiły się głosy, że Anglicy niechybnie zdominują Europę. Ja natomiast miałem przeczucie, że w chorej lidze, w której za Fabio Boriniego płaci się 10 mln funtów, takie pieniądze nie sprawią wskoczenia na wyższy poziom, a jedynie wzrost cen. Jeśli do tej pory za przeciętniaka płaciło się 20 mln, to teraz płaci się 40. Dlaczego? Ponieważ klubom z dołu tabeli nie opłaca się już sprzedawać. Kiedyś za pieniądze ze sprzedaży najlepszego piłkarza mogły kupić 4 innych i liczyć, że któryś okaże się równie dobry. Dziś wolą zatrzymać gwiazdę i być pewnymi utrzymania, gdyż na pozostaniu w lidze zarobią dużo więcej. Dzieją się rzeczy, które były nie do pomyślenia jeszcze kilka lat temu. Oto Southampton ma na stole ofertę opiewającą na 60 mln funtów, lecz jego właściciel mówi, że nie musi nikogo sprzedawać.
Jeśli spojrzeć na inne ligi, to portugalska zawsze była szalona, a Benfica czy Porto od lat oczekiwały chorych pieniędzy za każdego, kto strzelił dwie bramki i ładnie dryblował. La Ligę od dawno wykupują Real i Barcelona, lecz ze słabszych klubów wciąż można wyciągnąć bardzo dobrych piłkarzy za rozsądne pieniądze. Francuzi z kolei zawsze sprzedawali głównie do Anglii i zrozumiawszy, że wyspiarzy stać na wszystko, dostosowują powoli ceny do ich możliwości. Najnormalniej jest w Bundeslidze, gdzie ze względu na biedne kluby kupuje się i sprzedaje względnie tanio. Choć pewnie zmieni się to po transferze Aubameyanga i którejś z gwiazdek Lipska.
Obecnie piłkę nakręcają pieniądze i ludzie w drogich garniturach. Najwięksi agenci potrafią wcisnąć każdego swojego piłkarza do dowolnego klubu i nikt nie zna już wartości konkretnego zawodnika. Kwoty transferów oburzają nas dlatego, że większość z nas bardzo dobrze pamięta czasy, w których za największe gwiazdy płaciło się mniej niż obecnie za przeciętniaków. Radziłbym jednak przygotować się na jeszcze wyższe kwoty wydawane na jeszcze głupsze sposoby, “Kasa, Misiu, kasa” – o to w tym chodzi. Sukces sportowy to kwestia drugorzędna.
Zaloguj się, aby dodawać komentarze
Nie masz konta ? Zarejestruj się
(0) Komentarze