Dokąd pędzi TurboGrosik? – analiza aktualnej sytuacji piłkarza Hull City
Kamil Grosicki to bezsprzecznie najbardziej kontrowersyjna postać związana z piłkarską reprezentacją Polski ostatnich dni. Najpierw dziwne wpisy na Twitterze sugerujące, że nie może pogodzić się z brakiem powołania, a punkt kulminacyjny nastąpił w Deadline Day. Zapraszamy na analizę obecnej sytuacji tego piłkarza. Jaki los czeka skrzydłowego w ciągu najbliższych miesięcy? Być może znajdzie się jakieś koło ratunkowe?
Gdzie to wszystko się zaczęło?
Wydawało się, że po dobrym okresie w Stade Rennais przyszłość przed reprezentantem Polski stoi otworem. Kolejnym argumentem w CV Polaka było udane Euro. Pierwszy cios przyszedł w raz z niewypałem transferowym do Burnley. Grosik był o krok od ekipy Sean’ Dyche’a, która w poprzednim sezonie była rewelacją angielskiej ekstraklasy. Skrzydłowy spełnił swoje marzenie o występowaniu na boiskach Premier League pół roku później, przenosząc się do Hull City. Cały ruch był ryzykowany, ponieważ drużyna Tygrysów walczyła o utrzymanie. Nowo zatrudniony szkoleniowiec Marco Silva miał uratować ten projekt, jednak ostatecznie się nie udało. Polak przez pół roku pograł na największych stadionach w Anglii, jednak to by było na tyle. Hull w tamtym czasie miało kilka postaci, które pomimo spadku potrafiły się wybić. Pierwsze z brzegu przykłady to między innymi Andrew Robertson, który obecnie jest uznawany za najlepszego lewego obrońcę w całej lidze, a w tamtym czasie grał na wahadle za plecami Grosika. Innym zawodnikiem, który po spadku Tygrysów rozłożył skrzydła jest Harry Maguire, który ma za sobą kapitalny mundial. W letnim okienku transferowym mocno chciał go mieć w swoim składzie Jose Mourinho, jednak Leicester ustawiło zaporową kwotę 75 milionów funtów. Można powiedzieć, że Grosicki był trzecią postacią, która najmocniej wybijała się w zespole spadkowicza, w 15 rozegranych spotkaniach zaliczył pięć asysty, a mimo to do dziś nie doczekał się pomocnej dłoni.
Piąte koło u wozu dla Hull City
Hull City po spadku z Premier League zamiast walczyć o awans, to przed rokiem można powiedzieć, ze było zaangażowane w walkę o utrzymanie. Tygrysy grały słabo, a reprezentant Polski rozegrał w ich barwach 37 spotkań, w których zdobył dziewięć bramek i sześć asyst. Łącznie na placu gry spędził 2128 minut. Praktycznie co okienko transferowe, Grosicki stara się wywalczyć transfer. Takie zachowanie nie może się podobać kibicom, którzy są zżyci z Hull City. Mimo wszystko samemu klubowi sprzedaż tego zawodnika byłaby na rękę. Prawoskrzydłowy jest najdrożej wycenianym graczem w całej kadrze Tygrysów. Obecnie jego wartość według portalu Transfermarkt.pl to 7 milionów euro. Dodatkowo, Polak kasuje jedną z najwyższych, o ile nie najwyższą pensję w klubie. Kontrakt podpisywał przecież, jeszcze na poziomie Premier League przechodząc za 9 milionów. Na pewno nie narzeka na słabą tygodniówkę. Pomimo wysokich apanaży, Grosicki nie zagrał w żadnym meczu ligowym Hull City w tym sezonie. Łącznie jego drużyna mierzyła się z sześcioma rywalami, a Polak ani razu nie znalazł się w kadrze. Wystąpił jedynie w ramach Carabao Cup, gdzie wszedł na boisku na 21 minut w rywalizacji z Sheffield United, warto odnotować, że w serii rzutów karnych pomógł swojej drużynie trafiając do siatki. Sam menedżer drużyny w ostatnim czasie sugerował, że odejście Grosickiego byłoby dobre zarówno dla samego piłkarza, jak i klubu. Teraz trochę zmienił perspektywę, jednak trzeba przyznać, że nie miał wyjścia, ponieważ przynajmniej do stycznia muszą ze sobą współpracować.
–O Kamilu Grosickim można by było zrobić film! Sytuacja jest taka, że Kamil jest z nami. Ma przecież dwa lata ważnego kontraktu. W poniedziałek Kamil wraca do treningów z zespołem, na pewno będę chciał z nim porozmawiać osobiście, od tego zaczniemy. Nie będzie problemów z jego powrotem, bo wcześniej integrowaliśmy go z resztą zespołu. Kamil jest doskonałym zawodnikiem. Teraz zdaje sobie sprawę, że będzie z nami i mam nadzieję, że pomoże zespołowi iść naprzód. Niedawno reprezentował swój kraj w mistrzostwach świata w Rosji. Nie ma wątpliwości, że jego umiejętności są wysokie. Musi jednak udowodnić swoją wartość. – powiedział Nigel Adkins zapytany o sytuację Grosickiego.
Grosicki i zamieszenie w Deadline Day – klasyka
W małym skrócie przedstawimy sytuację z ostatniego dnia na rynku transferowym, ponieważ w tym temacie już wszystko zostało powiedziane. Przez całe okienko transferowe dostawaliśmy informacje na temat rzekomej zmiany klubu. W Deadline Day w mediach pojawił się news, potwierdzony zdjęciem, że Kamil Grosicki przechodzi testy medyczne w Bursasporze. Ostatecznie transfer spalił na panewce. Według doniesień medialnych Polak po prostu uciekł z obiektów Bursasporu wraz ze swoim agentem do Stambułu. Prześmiewczo można powiedzieć, że cała sytuacja wyglądała mniej więcej tak:
— Michał Walczak (@xwalchuckx) August 31, 2018
W Cafe Futbol Mateusz Borek i Tomasz Hajto podali informację, na temat rzekomego wkroczenia do gry przez Sporting Lizbona. Transfer nie wypalił na kwadrans przed końcem Deadline Day przez zwiększone oczekiwania finansowe Hull City. Anglicy chcieli odzyskać część zainwestowanych pieniędzy, przez co podnieśli początkową cenę wykupu do 5 milionów euro.
Jaki los teraz czeka Kamila Grosickiego?
Z pewnością Kamil Grosicki mógłby liczyć w Bursasporze czy Sportingu Lizbona na regularne granie, czyli coś co jest wymogiem postawionym mu przez Jerzego Brzęczka, żeby wrócił do kadry.
–Mój przekaz do Grosickiego jest jasny: Kamil, bardzo cię potrzebuję. Teraz cię nie powołałem nie dlatego, że nie grałeś, tylko byleś na etapie zmiany klubu. Wczoraj z Kamilem rozmawiałem, wraca do Hull. Potrzebujemy takiego Kamila Grosickiego, a nawet lepszego niż ten, który grał w eliminacjach do MŚ – powiedział na pierwszej konferencji prasowej Jerzy Brzęczek.
Po słowach Nigela Adkinsa można oczekiwać, że reprezentant Polski dostanie swoją szansę w tym sezonie Championship. Jakby nie patrzeć jest jedną z najważniejszych postaci w tej drużynie, jeśli znajduje się na boisku. Klub płacąc mu najwyższą pensję z pewnością przynajmniej do stycznia będzie chciał z niego korzystać, żeby zwiększyć możliwą cenę rynkową. Nie ulega wątpliwości, że w zimowym okienku transferowym będziemy świadkami kolejnej telenoweli. Grosicki musi zakasać rękawy i walczyć o miejsce w składzie, a dzięki temu wróci do reprezentacji. Mateusz Klich jest najlepszym dowodem na potwierdzenie tezy, że z Championship do kadry nie jest daleko.
Kamila Grosickiego czeka teraz klasyczny powrót syna marnotrawnego. Kibice nie są po jego stronie, wiedzą, że naciskał na transfer. Koledzy z drużyny z pewnością również będą mieć to w głowie. Pozytywem dla reprezentanta Polski jest fakt, że na boiku gwarantuje odpowiednią jakość. Hull City obecnie zalicza fatalny start nowego sezonu. Po sześciu kolejkach są na 21 pozycji, czyli pierwszym miejscu przed strefą spadkową. Łącznie zdobyli tylko cztery punkty. Sytuacja Tygrysów nie jest ciekawa, więc nie będą mogli sobie pozwolić na odesłanie na trybuny takiego piłkarza jak Kamil Grosicki. Polak powinien pokornie wziąć się do pracy, a swoje szanse na pewno dostanie. Takich powrotów po nieudanych transferach było więcej, więc nie jest pierwszym przykładem.
Przykłady piłkarzy, którym transfer wysypał się na ostatniej prostej
David de Gea pokazał, że po braku transferu do Realu Madryt potrafił wejść na wyżyny swoich umiejętności, a dodatkowo odzyskać serca kibiców Manchesteru United. Wiemy, że w tym przypadku zdecydowały tylko sekundy i słynny “błąd” faxu Eda Woodwarda.
Patrik Schick dokładnie rok temu przerabiał podobną sytuację. Na ostatniej prostej wysypał mu się transfer do Juventusu, który byłby spełnieniem jego marzeń. Czeski napastnik grzecznie wrócił do Sampdorii, wziął się do pracy, a miesiąc później pomocną dłoń wyciągnęła AS Roma.
Na polskim podwórku bardzo dobrym i świeżym przykładem jest Robert Gumny. Prawy obrońca poprzedniej zimy był już o krok od przejścia do Bundesligi. Lech Poznań zaakceptował ofertę Borussii Moenchengladbach, ale po testach medycznych transfer się wysypał.To miała być formalność, jednak zdjęcie kolana zasiało wątpliwości w głowach działaczy niemieckiego klubu. Gumny stracił wielką szansę, ale nie jest powiedziane, że była ona ostatnią.
Kamil też już raz przerabiał dokładnie taką samą sytuację po nieudanym transferze do Burnley. Można powiedzieć, że powoli robi się w tym ekspertem. W 2016 roku ciężką pracą odzyskał miejsce w Stade Rennais, a później wywalczył sobie transfer, oby tym razem było podobnie!