Damian Stasiak przed KSW 61: Powrót kibiców przełoży się na widowiskowość walk
fot. Damian Stasiak/Facebook
– Zawodowy sportowiec musi walczyć w każdych warunkach. Jeżeli są fani, to okay, ale jeżeli nie, to też trzeba, umieć się do tego dostosować. Jestem pewien, że przyjemniej rywalizuje się, kiedy są obecni i z pewnością będzie to głośny powrót – mówi serwisowi Zagranie.com Damian Stasiak, który wystąpi na gali KSW 61.
Kamil Piłaszewicz: Patrząc na to, że lada moment ponownie zobaczymy Cię w klatce KSW, to nie sposób nie zapytać, od kiedy wiesz o swoim występie?
Damian Stasiak: O swoim udziale na którejś z gal wiem już od dłuższego czasu. Termin mojej walki stale się przesuwał, bo najpierw miałem ofertę walki na marzec w kategorii do 61 kg. Stwierdziłem, że to mi nie pasuje, ponieważ wtedy proces zbijania wagi byłby dla mnie za ciężki. Potem była propozycja występu na kwietniowym evencie, ale też nie wyszło, a w maju nie ma gali, także ostatecznie wystąpię na początku czerwca. W przygotowaniach jestem od dłuższego czasu i na szczęście to już jest końcówka, bo czuję już te wszystkie miesiące przygotowań i chcę to wreszcie spożytkować na walkę.
Jak wyglądały negocjacje odnośnie terminu i przeciwnika?
– Jeśli chodzi o termin, to już wcześniej powiedziałem. Co do przeciwnika, to kogo mi KSW proponowało, to go akceptowałem. W sumie miałem trzy propozycje. Pierwszym rywalem miał być zawodnik, który wystąpi na tej samej gali, tylko z jakichś przyczyn zostało to zestawienie zmienione. Potem okazało się, że drugi rywal nie może z jakiś powodów zawalczyć, więc cieszę się, że do skutku doszło zestawienie z zawodnikiem z Ukrainy. Naprawdę jest mi obojętne, kto jest moim rywalem, bo istotna będzie moja dyspozycja, przygotowanie, a powiem nieskromnie, że jestem w naprawdę doskonałej formie.
Andreii Liezhniev był swego czasu pretendentem do pasa mistrzowskiego organizacji M-1 Global. Jego osiągnięcia robią w jakiś sposób wrażenie na Tobie?
– Nie, nie robią. Cieszę się, że nie jest to zawodnik z tzw. łapanki, tylko doświadczony, wszechstronny. Także jest to gwarancja trudnej walki i cieszę się, że będę musiał do niej wyjść w stu procentach skupiony.
Liezhniev dziewiętnastokrotnie zwyciężał, w tym sześć przez nokaut, a siedem przez poddanie i tak się zastanawiam, spodziewasz się, że wasza walka nie potrwa piętnastu minut?
– Moje przygotowania zostały poprowadzone tak, bym był w pełni gotowy na trzy rundowe starcie. Nie ukrywam, że będę dążyć do tego, żeby zakończyć tę walkę przed czasem, pewnie przez poddanie. Jestem zawodnikiem, który zasadniczo lubi szybciej kończyć swoje starcia, ale jeżeli okaże się, że będziemy walczyć piętnaście minut, to również jestem na to gotowy.
Ukraiński zawodnik to wymarzony przeciwnik na etap kariery, w którym się znajdujesz?
– Nie mam wymarzonych rywali, więc na pewno Andreii nim nie jest. Do każdego przygotowuję się zazwyczaj identycznie ciężko. To, z kim walczę, to zawsze są decyzje osób zarządzających federacją, której jestem reprezentantem. Ze swej strony mogę zapewnić, że postaram się, by starcie było jak najciekawsze i zakończyło się moim zwycięstwem.
Być może o Ukraińcu w polskich mediach mówi się jako o underdogu, gdyż nie spodziewa się, że może zaskoczyć, jak chociażby Daniel Torres w walce z Salahdine Parnasse?
– Myślę, że polscy kibice i media ogólnie zawsze chcą widzieć w roli faworytów swoich zawodników. Czasem jest tak, że reprezentant Polski jest underdogiem, a w mediach jest kreowany na faworyta. Mnie jest zupełnie obojętne, czy jestem postrzegany jako jeden, czy drugi, bo i tak, i tak trzeba wyjść do klatki i przekonać się, kto ostatecznie okaże się lepszy.
Czujesz się na tyle zdecydowanym faworytem, że jeśli mielibyśmy założyć zwycięstwo Andreii, to wyłącznie przez jakiś błąd z Twojej strony?
– Nie, nie czuję się, aż tak wyjątkowym faworytem. Jedyne, co czuję, to to, że jestem naprawdę bardzo dobrze przygotowany i, że jestem pewny swoich umiejętności. Wiem, co potrafię i po prostu zrobię wszystko, by na koniec, to moja ręka powędrowała w geście zwycięstwa.
fot. Damian Stasiak/Facebook
W pierwszym starciu w KSW mierzyłeś się z Antunem Raciciem, już byłym mistrzem federacji, więc być może była propozycja zaczekania i stoczenia rewanżu z Chorwatem?
– Rozdział związany z moimi walkami w kategorii do 61 kg, naprawdę jest już zamknięty. Jestem coraz starszy i na co dzień znacznie większy, cięższy, przez co schodzenie do tej dywizji wagowej jest dla mnie coraz trudniejszym wyczynem. Myślę, że schodzenie do 61 kg w moim wypadku jest nawet niezdrowe, bo już, aby zmieścić się w limicie do 66 kg, muszę od dłuższego czasu trzymać dietę. Poza tym ostatni zjazd do 61 kg okazał się bardzo trudną przeprawą, więc nie chcę tego powtarzać. Nie chcę szkodzić zdrowiu.
Na chwilę zatrzymując się przy możliwych pojedynkach w przyszłości, chciałbyś zmierzyć się z Robertem Ruchałą?
– Jeżeli osoby decyzyjne z federacji przedstawią mi właśnie Roberta jako następnego przeciwnika, to zgodzę się na to starcie. Ogólnie teraz w kategorii do 66 kg w KSW widzę dużo młodych, perspektywicznych zawodników, którzy mają szansę zajść daleko. Na pewno dla wielu z nich byłbym ciekawym wyzwaniem, więc wcześniej, czy później z którymś z nich się zmierzę. Czy będzie to akurat Robert? Nie wykluczam, ale też są inni.
Odbiegając od tematu ewentualnych następnych pojedynków, to jak wyglądają Twoje przygotowania do KSW 61?
– Całość przebiegała i przebiega bardzo dobrze. Przygotowuję się w dwóch klubach: United Gym w Aleksandrowie Łódzkim pod okiem Radka Olczyka i w Octopus Łódź pod nadzorem Dawida Pepowskiego. Oni są moimi głównymi szkoleniowcami. Poza tym pieczę nad moimi przygotowaniami trzyma również trener przygotowania motorycznego, czyli Przemysław Strumian. Bardzo fajnie nam wychodzi spinanie wszystkiego i wykonywanie, więc myślę, że efekty będą doskonale widoczne na gali KSW 61, która odbędzie się już piątego czerwca.
W jakiś sposób je zmodyfikowałeś, musiałeś dostosować pod Andreii?
– Nic nie zmieniałem. Cały czas trenuję w dany sposób. Dopiero teraz, czyli w czasie końcówki przygotowań, moi sparingpartnerzy starają się robić częściej mniej więcej to, co Andreii robi w walce. Natomiast niczego nie zmieniam u siebie, bo wiem, jaką mam wykonać robotę w walce.
Jacy sparing partnerzy imitują sylwetkę i zachowania w klatce Twojego najbliższego przeciwnika?
– Musiałbym wymienić wszystkich chłopaków z Octopus Łódź z kategorii lekkiej. Każdy z nich prezentuje doskonałą formę i starają się, jak najbardziej mnie dociążać. Z imion i nazwisk nie ma sensu wymieniać, bo jest to naprawdę bardzo długa lista.
fot. Damian Stasiak/Facebook
Najpierw gala miała odbyć się w gdańskim Teatrze Szekspirowskim, ale teraz została przeniesiona do Ergo Areny. Jak oceniasz tę zmianę?
– Zdecydowanie na plus! Cieszę się, że wreszcie kibice będą mogli wejść na trybuny. Będzie to naprawdę coś fajnego! W czasie mojej ostatniej walki byli fani, ale wtedy to była bardzo mała ich garstka. Teraz będą mogli wypełnić pięćdziesiąt procent trybun, więc będzie całkiem niezła wrzawa. Z tego, co wiem, to sporo kibiców ode mnie, tj. z Aleksandrowa również jedzie na tę galę, więc będę mieć bardzo duży doping, co będzie bardzo fajne.
Patrząc na to, że na trybuny może wejść lekko ponad siedem i pół tysiąca kibiców, wyobrażasz sobie, jak będzie wyglądał powrót do zawodowych startów przed publiką?
– Sądzę, że będzie tak jak wcześniej, czyli że fani będą głośno dopingować swoich zawodników, w których będą widzieć faworytów. Jestem pewien, że to, że w hali będzie głośno, przełoży się na widowiskowość walk.
Ponad rok spędziliśmy bez udziału fanów w czasie wydarzeń sportowych w Polsce i tak się zastanawiam, czy spodziewasz się, że pierwsze kroki, chwile tuż po wejściu będą wywoływały dodatkowe ciarki na ciele ze stresu?
– Na pewno będą, bo kiedy w końcu usłyszy się kibiców, którzy będą właśnie Ciebie dopingować, to wiadomo, że będzie chciało się zrobić wszystko, by ich nie zawieść. Chciałbym, by moi fani byli usatysfakcjonowani z tego, co wydarzy się w oktagonie. Emocje na pewno będą bardzo duże, ale jestem pewien, że sobie z nimi poradzę i zrobię, co do mnie należy.
Zastanawiam się, jak profesjonalni sportowcy odbierają temat powrotu kibiców na trybuny, ponieważ minęło około czternaście miesięcy, odkąd publika na galach została ograniczona do absolutnego minimum i jednak z czasem przyzwyczailiśmy się do nowych standardów. Dlatego ciekaw jestem, co sądzisz o tezie, że również zawodowi sportowcy przyzwyczaili się do nowych standardów, formatu, w jakim odbywają się wydarzenia sportowe?
– Zawodowy sportowiec musi walczyć w każdych warunkach. Jeżeli fani są, to okay, ale jeżeli nie, to też trzeba, umieć się do tego dostosować. Uważam, że przyjemniej rywalizuje się, kiedy jednak są. Jestem pewien, że ich obecność będzie przekładała się bezpośrednio na to, że walki będą dużo ciekawsze, fajniejsze. Musieliśmy rywalizować również wtedy, kiedy kibiców nie było, bo zarabiamy na tym. Myślę, że teraz można już optymistycznie patrzeć w przyszłość. Pewnie jeszcze chwilę zajmie nam przyzwyczajenie się, że w końcu wróciliśmy do normalności, ale naprawdę fajne jest to, że wreszcie wrócimy do klimatu, który był przed pandemią.
Jest coś, o co nie zapytałem, a chciałbyś powiedzieć?
– Chciałbym pozdrowić wszystkich kibiców i zaprosić do oglądania mojej walki, która odbędzie się już piątego czerwca. Obiecuję, że zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy, by była jak najciekawsza i zakończona moim zwycięstwem.
Zaloguj się, aby dodawać komentarze
Nie masz konta ? Zarejestruj się
(0) Komentarze