Dachowanie na autostradzie do mundialu. Duńczycy obnażyli słabości Biało-Czerwonych

Mecz w Kopenhadze miał stanowić ukoronowanie udanych eliminacji do rosyjskich Mistrzostw Świata 2018 i, jak określali to niektórzy dziennikarze, otworzyć przed polską kadrą autostradę do finałów mundialu. Porażka 4:0 potwierdziła jednak inne stwierdzenie, które przewijało się w mediach przed spotkaniem. Wyjazdowy mecz z Danią miał być bowiem najtrudniejszym wyzwaniem, jakie czekało podopiecznych Adama Nawałki. Jakie wnioski możemy wyciągnąć z meczu, w którym polegliśmy z kretesem?

1. Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa

Duńczycy, świadomi swojej trudnej sytuacji w grupie, którą dodatkowo skomplikowała wygrana Czarnogóry, mieli w tym meczu jeden cel – zwycięstwo. Nasi reprezentanci wyszli na boisko przede wszystkim po to, aby się bronić i ewentualnie kontratakować. Od pierwszych minut meczu Polacy tkwili na własnej połowie schowani za podwójną gardą, bez walki oddając Duńczykom piłkę i atakując rywali dopiero w okolicach 30-40 metra od własnej bramki. Po odbiorach brakowało spokoju w rozegraniu, a nasi stoperzy często nawet nie próbowali rozgrywać, „na alibi” wybijając piłkę daleko przed siebie bądź poza linię boczną. Pierwsza próba wysokiego pressingu została podjęta przez Biało-Czerwonych dopiero tuż przed zmianą stron. Po przerwie Polacy zaatakowali rywali nieco wyżej, ale wiele w ten sposób nie wskórali – Duńczycy do końca zachowali koncentrację, a piłka krążyła między gospodarzami jak po sznurku.

2. Legioniści zawiedli

O Michale Pazdanie, Arturze Jędrzejczyku i Krzysztofie Mączyńskim zwykło się mówić, że to zawodnicy, którzy nawet gdy słabiej wypadają w klubie, to w reprezentacji nigdy nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Dziś jednak cała trójka z Legii wypadła koszmarnie – Pazdan był zamieszany w utratę dwóch bramek, Mączyński zaliczył totalnie bezbarwny występ, a Jędrzejczyk wprawdzie szarpał na swojej stronie i sporo biegał, ale wyraźnie odstawał od rywali. Na domiar złego po stronie „Jędzy” szalał bardzo szybki i zwrotny Sisto, z którym Polacy ewidentnie sobie nie radzili. Forma Legionistów na początku sezonu pozostawia wiele do życzenia i łamie serca polskich kibiców – najpierw na poziomie klubowym, a teraz reprezentacyjnym.

3. Klęska w środku pola

Polscy pomocnicy dali się kompletnie zdominować swoim rywalom. Świetne zawody rozegrali zwłaszcza Kvist i Eriksen, którzy rozdzielali precyzyjne przerzuty do skrzydłowych i napędzali akcje Duńczyków. Żaden z zawodników naszej środkowej linii nie był w stanie przeciwstawić się swoim vis a vis, a szczególnie rozczarował kreowany na gwiazdę reprezentacji Piotr Zieliński. Pomocnik Napoli zgubił krycie przy pierwszej bramce dla Danii i zanotował kilka niebezpiecznych strat w środku pola, które mogły zakończyć się kolejnymi golami. W drugiej linii zespołu Adama Nawałki zdecydowanie brakowało kogoś takiego jak Grzegorz Krychowiak (oczywiście w formie i w rytmie meczowym). Duńczycy bez problemów przedostawali się pod nasze pole karne i wymieniali podania na połowie Polaków.

4. Polacy nie podjęli walki

Na tle zdeterminowanych i aktywnych Duńczyków nasi reprezentanci wyglądali na niezainteresowanych meczem. To było jak starcie mężczyzn z chłopcami. Podopieczni trenera Age Hareide grali agresywnie, ale nie brutalnie i wygrywali większość spornych piłek. Ich dominacja doskonale była widoczna również podczas stałych fragmentów gry, kiedy bez problemów wygrywali pojedynki główkowe z naszymi defensorami oraz w odbiorze. Przegrywający z kretesem Biało-Czerwoni zarobili tylko jedną żółtą kartkę i popełnili mniej fauli od gospodarzy, co nie najlepiej świadczy o zespole, który „przyjął” aż cztery gole. Przez 90 minut podopiecznym Adama Nawałki zaledwie raz udało się celnie uderzyć na bramkę Schmeichela, co również jest poważnym powodem do niepokoju. Polacy nie podjęli rękawicy rzuconej przez przeciwników – w drugiej połowie wydawało się wręcz, że liczą już tylko na jak najniższy wymiar kary. Niestety Duńczycy nie okazali się litościwi…

5. Straciliśmy „tylko” trzy punkty

To chyba najbardziej optymistyczne zdanie, jakie możemy wypowiedzieć po dzisiejszym blamażu podopiecznych Nawałki. Wciąż pozostajemy liderem grupy z 3-punktową przewagą nad Czarnogórą i takim samym zapasem względem naszych dzisiejszych oprawców – Duńczyków. Komplet punktów w nadchodzących meczach z Kazachstanem i Armenią jest teraz obowiązkiem reprezentacji. Na nasze szczęście Duńczyków i Czarnogórców czeka jeszcze wzajemna rywalizacja, w której przynajmniej jeden z z rywali Biało-Czerwonych musi stracić punkty.

Chociaż trudno kogokolwiek wyróżnić za dzisiejsze zawody, to wejście Makuszewskiego i Milika zaowocowało kilkoma udanymi zagraniami i zalążkami ciekawych akcji. Wielka szkoda, że kibice ćwierćfinalisty Euro i 5. drużyny świata według rankingu FIFA muszą pocieszać się w ten sposób…

Autor: Bartosz Goluch

Zaloguj się aby dodawać komentarze