Błachowicz dla Zagranie: Czekam tylko na Jonesa! 🥊
– Akurat nad streamingiem zastanawiam się już od jakiegoś czasu. I jeżeli jeszcze miałoby mieć to takie skutki, że jakieś pieniążki byłyby przekazywane na określony cel charytatywny, to jestem w stanie przyspieszyć swoje działania w tym procesie – mówi serwisowi Zagranie.com Jan Błachowicz, który jak widać potrafi skupić się na pomaganiu potrzebującym, również przed walką o pas UFC.
Kamil Piłaszewicz: Dzień dobry. Mając okazję umówić się z zawodnikiem UFC na rozmowę, nie sposób nie zapytać… Jak ze zdrowiem u Jana Błachowicza?
Jan Błachowicz: – Dzień dobry. Aktualnie bardzo dobrze. Forma, jak na okres, który mamy, jest bardzo dobra. Nic nie boli. Miałem trochę czasu, by poleczyć jakieś mikro urazy. Nie kaszlę, temperatury nie mam, więc wszystko jest okej.
Wiem, że teraz powinienem zacząć spam pytaniami o walkę z Jonem „Bonesem” Jonesem, ale pozwolę sobie dopytać, jeszcze jak z formą?
– Tak jak już wspominałem, forma jest naprawdę okej. Może nie jest jakaś imponująca, bo wiadomo, że kluby są pozamykane, więc każdy sobie jakoś w domu ćwiczy, a nie na sali, w klatce. Ale mam to szczęście, że klub, w którym trenuję na co dzień – WCA – wypożyczył mi fajny sprzęt i dzięki temu mam mini – siłownię na tarasie. Ale szczęście też mam temu, że sąsiad ma w piwnicy siłownię, w której jest dosłownie wszystko. Wiadomo, że nie dam rady tam zrobić ćwiczeń, które mógłbym wykonać na zajęciach w klubie z ekipą, czyli ze sparing partnerami, trenerami, ale naprawdę nie mogę narzekać na formę.
Rozumiem, że czytelnicy tego wywiadu zaczynają się stresować, że jeszcze nie zadaję „tych głównych pytań”, ale nie sposób nie dopytać, ile łączy Jana Błachowicza z Bolko Kantorem?
– Kurczę… Chyba tylko pasja do sportu i to, że jesteśmy ze Śląska Cieszyńskiego. I myślę, że tego bym się trzymał.
Czytając o historii jaka wydarzyła się w czasie bitwy o Bolonię, zastanawiałem się, kto zostanie na dłużej zapamiętany jako „wyrywacz sztandarów” – Kantor, czy Błachowicz?
– Wiesz co… Żadnego sztandaru nie wyrwałem… Mogę pokonać obecnie najlepszego zawodnika na świecie w mojej kategorii wagowej, ale nie walczę o życie, tylko o coś innego. Także ciężko porównywać takie walki, bitwy. I nie sposób powtórzyć tego, co zrobił Bolko Kantor! (śmiech) I skłaniałbym się do zdania, że jednak to on zostanie na dłużej zapamiętany. Obym też nie miał okazji się sprawdzać w takich warunkach, jak on, bo chyba nikt z nas nie chce wojen. A ja bym chciał zostać zapamiętany, jako ten, który pokonał Jona Jonesa, dlatego że to nie tylko świetny sportowiec.
A co sądzi Pan o tworzeniu takich porównań?
– Według mnie ciężko to porównać, bo to kompletnie dwie różne sprawy. W czasach Bolko była wojna, czyli warunki były bojowe. Ktoś został gdzieś rzucony wbrew sobie i robił to, co kazano tylko dlatego, że myślał, że tak trzeba, że tak się powinno. I sądzę, iż jednak trochę inaczej jest zrobić coś takiego, jak on, gdzie latają kule i bomby, niż gdy wchodzi się do oktagonu, gdzie sportowo się walczy z rywalem.
Apropos tworzenia, to w ostatnim czasie udostępnił Pan w swych social media fanowski materiał promocyjny walki Błachowicz vs Jones i tak sobie myślę, czy to aby na pewno tylko fanowski projekt… (śmiech)
– Na pewno, na pewno! (śmiech) To jest tylko fanowski projekt, który powstał po to, by promować walkę, którą chciałbym stoczyć w tym roku. A pojawił się po to, by moje nazwisko stale się przewijało się przy tym Jonesa, by ludzie stale mogli mówić o tym pojedynku. Oraz żeby przyspieszyć podjęcie decyzji o tej walce u osób decyzyjnych w UFC.
Skoro wszyscy czytelnicy teraz już myślą, że zaczniemy serię pytań o starcie z Jonesem, to zapytam o to, co jest nurtujące, a mianowicie: udział w akcji #ObiadDlaBohaterów, wzięcie udziału w akcji Body Chief’u… Patrząc na ilość inicjatyw w jakie się Pan angażuje, możemy być już teraz pewni, że pójdzie Pan w ślady Marcina Różalskiego i przekaże replikę pasa mistrzowskiego na licytację charytatywną?
– Hmmm… (śmiech) Jak najbardziej. Nie jestem na nie. Tylko chciałbym pierw o niego zawalczyć i móc go obronić. Ale jeżeli mógłbym pomóc w jakiejś akcji charytatywnej, która byłaby konkretna, czyli żebyśmy naprawdę komuś pomogli i żeby pojawiły się konkretne pieniądze, to czemu nie. Na pewno byłaby ustalona jakaś cena minimalna, bo chciałbym wtedy pomóc jak największej liczbie osób, tudzież jednej, wymagającej bardziej specjalistycznych zabiegów, czy jakiejś fundacji. Trzeba pomagać tym, którzy sami nie dają sobie rady.
Przeglądając Pana social media natrafiłem na plakat z Łukaszem Jurkowskim mówiącym o akcji organizowanej przez Cancer Fighters i zastanawiam się, jak wytłumaczyć ludziom, że na świecie osoby nie umierają tylko na Covid-19?
– Ojej, to jest ciężki orzech do zgryzienia. Przede wszystkim trzeba wytłumaczyć ludziom, by wyłączyli telewizory, przestali się bać i gdzieś tam włączyli własne myślenie. Chociaż wydaje mi się, że właśnie ludzie zaczynają widzieć, co się dzieje na świecie i rozumować to, że na co dzień świat nie zmaga się tylko z tym wirusem. Nie chciałbym za dużo na ten temat mówić, bo zaraz z tego tematu przejdziemy do polityki, a nie chcę wchodzić na takie tematy…; więc reasumując – mam nadzieję, że ludzie wyłączą ten telewizor i zaczną myśleć o tym, że ludzkość nie cierpi tylko od tych trzech tygodni, ale od zawsze. I ten wirus – w mojej ocenie – nie jest wcale tak śmiertelny, jak się nam wszystkim wydaje. I są poważniejsze tematy, którymi powinniśmy się zajmować, a ten cały wirus to jest po prostu nieodpowiednio promowany przez wszelakie media.
A będąc już przy grzebaniu, stalkowaniu, czyli… Dokonywania researchu przed wywiadem, to odnalazłem kilka zdjęć, gdzie spędza Pan czas przy konsoli i nie zapytam o ulubioną grę, tylko o to, co sądzi Pan o pójściu w ślady Kamila Grabary i robiąc transmisję na żywo, grać z fanami na żywo, pod warunkiem, że uprzednio dokonają i potwierdzą dokonanie wpłaty, np. na konto Cancer Fighters?
– Akurat nad streamingiem zastanawiam się już od jakiegoś czasu. I jeżeli jeszcze miałoby mieć to takie skutki, że jakieś pieniążki byłyby przekazywane na określony cel charytatywny, to jestem w stanie przyspieszyć swoje działania w tym procesie. Ale zabieram się do tego tak jakoś od dwóch lat i na razie jakoś nie wychodzi… (śmiech) Ale nie mówię nie. Na razie wolałbym się skupić na tzw. życiu zawodowym, ale jak już zacznę wyhamowywać swą karierę, to jestem chętny na to. Raz, że lubię sobie grać na konsoli, a dwa, że jeśli jeszcze miałby pójść za tym dobry uczynek, to zostaje tylko działać.
Zanim wrócimy do wywiadu, to jeszcze zapytam, czy po tej rozmowie jest szansa na umówienie się na wspólne zagranie, np. w UFC 3? Nie żebym sugerował, że wybiorę Jona Jonesa i nie ruszę pada przez 25 minut walki… (śmiech)
– Hahahaha! (śmiech) Kwestia tylko dogrania terminu i czemu nie.
A zostając przy świecie UFC, to zapytam, jak wyżej wymieniona federacja zajmuje się swoimi zawodnikami?
– Federacja na razie walczy o to, żeby zrobić gale. A jeżeli oni zorganizują te wydarzenia, to my, zawodnicy będziemy mogli wrócić do pracy. I z tego, co wiem, to planują powoli je organizować, więc jest szansa na powrót do normalności. Wiem, że ci zawodnicy, którzy mieli walczyć na przełożonych eventach, to jakieś tam rekompensaty finansowe otrzymali itd. Ale jak mówię, najważniejsze, żeby ruszyli, a my się nie będziemy wtedy martwić o przyszłość. Ale to czas pokaże jak będzie. Na razie trzeba być gotowym na każdy scenariusz.
Jakie komunikaty otrzymał Pan od osób decyzyjnych w UFC odnośnie obecnej sytuacji?
– Akurat miałem takiego farta, że zrobiłem walkę przed całą tą sytuacją. W ogóle, to mieliśmy rozmowy z włodarzami oraz prezydentem UFC – Daną White’m na temat całej sytuacji itd. I dlatego wierzymy, że już niedługo to wszystko zacznie wracać do normy.
Różne komunikaty w internecie potwierdzają, że Krzysztof Jotko już niedługo ma stoczyć swą walkę, więc zapytam, czy równie szybko do oktagonu chciałby wrócić Jan Błachowicz?
– Ze mną jest jeszcze jeden problem, bo trzeba otworzyć granice, bym mógł wrócić do pracy. I nawet jeśli UFC zacznie robić gale w Stanach oraz zakładając, że dostałbym propozycję walki, to musi być jeszcze możliwość podróżowania, bym mógł się zgodzić na ich ofertę. Mam nadzieję, że tak jak nie raz mówię, zawalczę jeszcze w tym roku.
Wymarzonym rywalem jest nadal Jon Jones, czy może jednak Dominick Reyes?
– Nie. Ciągle na tapecie jest tylko Jon Jones i mam nadzieję, że moja kolejna walka będzie tylko z nim. I chcę, by odbyła się jak najszybciej. Potrzebuję około dwóch – dwóch i pół miesiąca na to, by być w stu procentach gotowym na niego, więc jak sytuacja na świecie się uspokoi, to jestem gotowy.
„Techniczna bestia” – tak wypowiedział się o Panu wspomniany Kalifornijczyk i tak się zastanawiam, jak zareagował w pierwszej chwili Pan na te słowa?
– Miło, że zawodnicy tego kalibru doceniają moje umiejętności. I on w tamtej wypowiedzi jeszcze przyznał, że mógłby ze mną zawalczyć o pas tymczasowy. I takie rozwiązanie też biorę pod uwagę, ale ten pas musiałby być wtedy na szali, by po pojedynku jeden z nas mógł go zabrać. I tylko wtedy zgodzę się na taką walkę. Jeżeli Jon Jones byłby zawieszony na jakiś okres za swoje ostatnie wybryki – choć na razie nic na to nie wskazuje – to wtedy okej, ale raczej moje starcie o tymczasowy pas nie będzie miało miejsca. Ale najfajniejsze jest to, że zrobiłem sobie taką, a nie inną drogę do tej najważniejszej walki.
„Jak zawodnicy przed dużą walką są dla siebie przemili, to wszyscy sądzą, że to sympatia. Ja myślę, że to raczej strach i przebiegłość. W tej branży tak się usypia czujność, a nie okazuje uznanie” – powiedział Maciej Kawulski w jednym ze zwiastunów przed galą KSW 44…
– Każdy ma swoją grę. Jeden będzie bardzo niemiły, drugi będzie chciał się skolegować. Ale tu pojawia się pytanie, który sposób jest lepszy, kto psychologicznie wytrzyma to lepiej i później jeszcze w oktagonie udowodni swoją klasę sportową. Zawsze trzeba być gotowym na każdy scenariusz, jaki się tworzy.
A właśnie miałem pytać, czy słowa z wyżej przytoczonego cytatu, możemy uznać za synonim podejścia prezentowanego przez Dominicka Reyesa?
– Haha! (śmiech) Być może tak jest. Ale też jestem ciekaw tego, jakby do mnie podchodził, gdybyśmy kiedyś mieli się zmierzyć. Możliwe, że zmieniłby wówczas front. Ale to tak, jak mówię – pierw muszą być podpisane umowy przez niego, przeze mnie i wtedy moglibyśmy dopiero mówić o takiej naszej walce przed walką.
Ostatnio zrobiła się kolejka do walki z Panem, patrząc na wszystkie medialne przekazy… Tak więc pozwolę sobie zapytać, czy podziela Pan stanowisko Marcina Różalskiego, by bić się teraz na zasadzie: w sobotę walka, dwa dni odpoczynku, we wtorek dopinanie umowy i analiza rywala, środa, czwartek – trening, piątek – ceremonia ważenia, sobota walka i tak, aż do zajechania się?
– Fajnie się tak mówi. Ale ogólnie rzecz ujmując, to jest to niemożliwe. Raz, że nie ma tyle gal, a dwa, że nie każdy pojedynek się szybko i przyjemnie kończy… (śmiech) Ja czekam tylko na swoje jedyne, wymarzone starcie o pas mistrzowski UFC z Jonem Jonesem i nie jest mi po drodze, żeby robić walkę za walką. Po prostu już udowodniłem, że na to zasługuję. Mam to już w papierach, na mailach, że kolejne starcie będzie o tytuł. Jedynym pytaniem jest to, czy odbędzie się ono za trzy – cztery, czy może za osiem miesięcy.
A apropos analizowania, to w ostatnim czasie modne stało się podpisywanie umów między zawodnikami UFC, a zakładami bukmacherskimi, czego przykładem może być podpis Karoliny Kowalkiewicz pod pismem forBET-u. I tak się zastanawiam, co Pan o tym sądzi?
– Im więcej sponsorów dla zawodników, tym lepiej się im żyje. I takie umowy mają sens nie tylko ze sportowcami, ale też ze wszystkimi tymi, którzy ciężko pracują. I każdemu, kto zasuwa w swojej robocie życzę tego, by miał jak najwięcej pieniędzy z takich umów, jeśli jest okazja.
Gdyby do Pana zwrócono się z taką propozycją, jak do Karoliny Kowalkiewicz, to zgodziłby się Pan?
– Ale to wszystko zależy od tego, jakie by były warunki! Jeśli jakaś strona by była zainteresowana, to chciałbym się dowiedzieć czego, by życzyła sobie w zamian. Także byłaby to zwykła umowa reklamowa, a zgodzenie się, czy odmowa wiązałaby się z dogrywaniem szczegółów dotyczących tego: co, kto, jak i za ile robi coś w ramach tej umowy. I jeśli obie strony byłyby zadowolone, to nie ma problemu.
„Jak to wszystko i tak jest ustawione… Wiesz, na obozie alkohol, zabawa… A potem tylko trzeba dobrze odegrać swoją rolę i wiesz…” – powiedział w żartach Mamed Khalidov w rozmowie z Jarosławem Kuźniarem w Onet Rano i tak się zastanawiam, odwołując się do poprzedniego pytania, jak często zawodnik UFC na Pana poziomie spotyka się z takimi komentarzami, ale już wcale bez robienia z tego żartów?
– Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że nigdy nie spotkałem się z takim komentarzem, żeby cokolwiek było udawane i ustawiane w moich walkach. Także… (śmiech)
I tak już na koniec zapytam o to, co powinno chyba najbardziej wszystkich będących w związkach zainteresować, a mianowicie jak w tym czasie wytrwać w domu z Ukochaną w czterech ścianach? (śmiech)
– Haha! (śmiech) Wiesz co, ja z moją Ukochaną i menedżerką w jednym, nie mam problemu. A to dlatego, że oprócz tego, że jesteśmy parą, to jesteśmy przyjaciółmi. I dzięki wspólnym pasjom spędzamy razem czas. Wiadomo, że też są czasem jakieś spięcia i kłótnie, bo to by było jakieś dziwne i chore, gdyby tak nie było. Ale nie wiem, nie mamy jakoś ze sobą problemu. Chyba dlatego, że się po prostu kochamy. Trzeba się kochać, szanować, ufać, wspierać siebie nawzajem, nie wchodzić sobie na głowę i tyle. Najlepiej by było, gdyby każdy znalazł swój własny sposób na spędzanie czasu razem.
„Ja się słucham żony. Bardzo się słucham” – powiedział Mamed Khalidov w w/w rozmowie w Onet Rano i tak się zastanawiam, czy z kolei te słowa możemy uznać za synonim relacji u Pana?
– My akurat się wzajemnie słuchamy i nawet, gdy wymieniamy uwagi na jakiś temat, to ostatecznie dochodzimy do kompromisu i jest miło, sympatycznie.
A tak już na sam koniec, bo coś ostatnio ciężko mi dojść do końca… Co by chciał naszym czytelnikom przekazać Jan Błachowicz – przyszły mistrz UFC w kategorii półciężkiej?
– Dziękuję za miłe słowa. Życzę wszystkim czytelnikom, by mieli szczęście w życiu, bo jak jego nie ma, to zawsze może czegoś zabraknąć, a jak ono jest, to jest wszystko pięknie i można się cieszyć tym, co się ma. I dużo zdrowia, bo się przyda, nie tylko teraz!
Zaloguj się, aby dodawać komentarze
Nie masz konta ? Zarejestruj się
(0) Komentarze