5 powodów, dla których sezon 2018/19 w NBA będzie kozacki
Już tylko 28 dni pozostało do rozpoczęcia sezonu NBA! Tak, jesteśmy o już tylko o jeden luty (ten w roku nieprzestępnym) od możliwości zobaczenia prawdziwych spotkań. Ale to nie wszystko – już za 10 dni wystartują mecze przedsezonowe, z udziałem wszystkich zawodników, nawet tych najlepszych. Nie jesteś tak podekscytowany jak ja? Trudno – spróbuję, żebyś i Ty zajarał się nowym sezonem NBA. W tym tekście znajdziesz 5 powodów, dla których uważam, że rozgrywki 2018/19 będą kozackie.
Nowy rok, nowa ja Starzy zawodnicy, nowe kluby
Lebron James w Los Angeles Lakers, Kawhi Leonard w Toronto Raptors, DeMarcus Cousins w Golden State Warriors, Marcin Gortat w LA Clippers (hehe) czy powrót Gordona Haywarda i Kyriego Irvinga do składu Boston Celtics – to tylko niektórzy starzy/nowi gracze. Już sam fakt, że najlepszy zawodnik na świecie zmienił konferencję, powinien Cię wystarczająco ekscytować. Przejście Lebrona do Lakers przywróci blask najbardziej znanemu klubowi w NBA i to jest zdecydowanie najważniejsza wiadomość tegorocznego lata. Leonard w zeszłym sezonie zagrał tylko 9 meczów i te rozgrywki będą jego rokiem kontraktowym i Kawhi na pewno będzie chciał udowodnić, że cały czas jest tym samym zawodnikiem, co przed kontuzją (albo przed „kontuzją”). Cousins – jeżeli wypali – może wznieść trzykrotnych mistrzów w NBA w ciągu ostatnich czterech lat na jeszcze wyższy poziom. A Marcin? Będzie mieszkał w LA i cieszymy się za niego. Celtics, którzy już w zeszłym sezonie byli o krok od wejścia do Finałów NBA, będą wzmocnieni Irvingiem i Haywardem, co na Wschodzie bez Jamesa powinno im pozwolić na wygranie konferencji.
Liczba możliwych narracji do zbudowania jest ogromna i każda z tych historii powinna Cię ekscytować.
Do pięciu razy sztuka? Nie w tym przypadku – nowe Finały NBA!
Finały pomiędzy Golden State Warriors i Cleveland Cavaliers były ciekawe w pierwszym roku (bo to było coś nowego), w drugim (bo Cavaliers odrobili stratę 1-3), w trzecim (bo do Warriors doszedł Kevin Durant), ale już w czwartym mieliśmy już dość tej rywalizacji. Różnica sił była po prostu zbyt wielka i wiedzieliśmy, że to walka typu Dawid z Goliatem.
Czy obejrzałbyś po raz piąty to samo? Na pewno nie. Nie musisz się na szczęście martwić, bo to się na pewno nie wydarzy. No okej, może nie na pewno, ale na 99.99999999999%, bo Cavaliers stracili Lebrona Jamesa i dla nich wejście do playoffów będzie sukcesem. W takim przypadku mamy już na pewno jednego finalistę, co już jest swego rodzaju nowością. Niezależnie od tego, czy to będzie Boston Celtics, Philadelphia 76ers, Toronto Raptors czy ktoś inny (poza Cavaliers), to i tak będzie coś innego. A po tych czterech latach jesteśmy głodni nowych rzeczy.
Zachód? Tutaj raczej trudno liczyć na cokolwiek innego niż wyjście Warriors, chociaż mamy kilku kandydatów do strącenia Duranta, Curry’ego, Greena i Thompsona z tronu.
Jedno jest pewne: pierwszy raz od 2014 zobaczymy finał inny niż Cavaliers – Warriors. Nie wiem jak Ty, ale ja jestem mega podekscytowany z tego powodu.
Powrót rywalizacji Lakers – Celtics, czyli niech się leje krew
33 mistrzostwa NBA, 12 rozegranych finałów i lata historii wspólnych bojów, które trwają praktycznie od powstania ligi – tak w skrócie można podsumować rywalizację dwóch najbardziej utytułowanych organizacji, czyli Celtics i Lakers. Kiedyś Bill Russell mierzył się z Jerrym Westem, Wiltem Chamberlainem czy Elginem Baylorem, później Larry Bird walczył z Larrym Birdem, a w poprzedniej dekadzie byliśmy świadkami batalii Kobego Bryanta z Paulem Piercem, Kevinem Garnettem i Rayem Allenem. Przejście Lebrona do Los Angeles obudzi tę rywalizację na nowo, bo od Finałów w 2010 roku albo jedna, albo druga ekipa była w przebudowie. W tym roku będzie inaczej, bo Celtics są faworytem do wygrania Wschodu, a Lakers mają najlepszego zawodnika na świecie, który już nie raz potrafił wbijać nóż w plecy Celtics i z pewnością zrobi to jeszcze nie raz. Musisz przyznać, że to się po prostu samo sprzedaje.
Sam mam w głowie to, jakie emocje towarzyszyły mi podczas oglądania meczu nr 7 Finałów w 2010 roku. Tamta seria nie skończyła się dobrze dla mojego Bostonu, ale to, że pamiętam ją bardzo dobrze cały czas, doskonale mówi o tym, jak istotna jest rywalizacja Boston Celtics i Los Angeles Lakers.
Jak nie lubię Lakers, to cieszę się, że znowu wracają do gry i wraz z nimi mecze najbardziej utytułowanych organizacji w lidze znowu będą ekscytować.
Nowy format Meczu Gwiazd – w końcu gramy o coś!
Nie wiem, kto przez ostatnia lata oglądał All Star Game, ja na pewno nie byłem w tym gronie. Bo po co oglądać coś, co i tak nie ma sensu, zawodnikom się nie chce, a żeby zobaczyć efektowne wsady bez obrony, mogę sobie włączyć Instagrama.
Ale w tym roku się coś zmieniło i Mecz Gwiazd znowu ma sens. W końcu. Była obrona, było efektownie, a przede wszystkim były emocje i wyrównana gra do samego końca, a wszystko rozstrzygnęło się w ostatniej akcji.
Zresztą przypomnijmy tym, którzy nie pamiętają:
https://www.youtube.com/watch?v=VY91zRGzdv8
Może pora na kolejny krok, czyli odejście od podziału na konferencję? Tylko czy NBA jest gotowa aż na tak radykalne zmiany? Oby.
Pierwszoroczniacy, czyli świeża krew w NBA
Zapowiadając kolejne klasy draftu, zazwyczaj dominują takie przymiotniki jak „wyjątkowa”, „najlepsza od dawna” czy „ekscytująca”. W tym roku oczekiwania nie są może aż takie wysokie, jednak Ty, jako kibic NBA, powinieneś chcieć zobaczyć młodych zawodników, chociaż wyrównać osiągnięcia sprzed roku będzie na pewno bardzo trudno.
Ja sam czekam głównie na debiut Luki Doncicia, który jest nieprzeciętnym talentem i według doniesień wygląda fantastycznie na treningach.
Ciekawe jest też to, że większość zawodników wybranych z czołowymi numerami to wysocy i to, jak wkomponują się do ligi, będzie bardzo interesujące do oglądania. Jest też Trae Young, czyli nowe wcielenie Stephena Curry’ego. Young w Atlancie będzie miał zielone światło, więc nie zdziw się, kiedy zobaczysz nawet 40 punktów w jego wykonaniu.
Młodość to świeżość. Młodość to finezja. Młodość to coś, co chce się oglądać. Nie spodziewaj się cudów po pierwszoroczniakach, ale obserwuj ich, bo po latach będziesz mógł powiedzieć, że to Ty jako pierwszy dostrzegłeś talent tego chłopaka. A takie rzeczy są bezcenne.