Klątwa Meksyku i odrodzenie Czerwonych Diabłów – podsumowanie dnia

Brazylia – Meksyk 2:0

Mecz niespodziewanie rozpoczął się od przewagi El Tri. Pierwsze 25. minut to optyczne panowanie podopiecznych Osorio, z którego jednak nic ciekawego nie wynikało. Po czasie delikatnej dominacji Meksykanów, do gry zabrali się piłkarze Tete. Brazylia pozwoliła się wyszaleć zawodnikom z Ameryki Środkowej po czym przejęli władanie nad spotkaniem. Dominacja Canarinhos rosła z każdą minutą gry, a na przypieczętowanie tego panowania trzeba było czekać do 51. minuty spotkania. Wtedy właśnie sprawy w swoje ręce wziął Willian, który wyłożył piłkę Neymarowi, a ten dokończył dzieła i strzelił gola na 1:0. Widmo siódmego z rzędu odpadnięcia w 1/8 finału mistrzostw zajrzało zawodnikom Osorio bardzo głęboko w oczy. El Tri podjęli rękawice i starali się zagrozić bramce Alissona, jednak w ich grze brakowało konkretów. Kluczowe podania były zazwyczaj niecelne, a strzały latały w trybuny. Dzieła zniszczenia w końcówce meczu dokonał Firmino, który zafundował Meksykanom bilet powrotny do domu. Kanarki nie czarują tak jak kiedyś, jednak są niesamowicie skuteczni, zorganizowani i efektywni. Ku mojemu zdziwieniu główną siłą ekipy Tete wydaję się być defensywa, bowiem stracili tylko jedną bramkę na tym turnieju, co stawia ich w roli lidera tej klasyfikacji.

Neymara można lubić bądź nie, jednak trzeba mu oddać to, że w piłkę grać potrafi jak mało kto. Tworzy najwięcej szans bramkowym swoim kolegom (16), oddaje najwięcej strzałów (23) i jest najczęściej faulowanym zawodnikiem na tym turnieju(23).

Mieszane odczucie względem złotego dziecka brazylijskiej piłki widać również w internecie, który aż kipi od memów i zdjęć z jego udziałem. Mi się najbardziej podoba to zdjęcie!

https://twitter.com/dabbynwa/status/1013824617574817797

Patrząc na statystyki, to stracie nie mogło się jednak zakończyć innym wynikiem niż zwycięstwo Brazylii.

Po pierwsze:

Canarinhos awansowali do ćwierćfinału mistrzostw świata po raz  siódmy z rzędu.

Po drugie:

Meksyk po raz siódmy z rzędu odpadł w pierwszej rundzie fazy pucharowej.

Po trzecie:

Brazylia nigdy nie przegrała na mistrzostwach świata z zespołem z Ameryki Północnej i Środkowej.

Tradycji więc stało się zadość i El Tri jadą do domu. Żal mi Meksyku, ponieważ dostarczyli nam wiele wspaniałych emocji, jednak trzeba przyznać, że wygrał zespół lepszy pod każdym względem.

Belgia – Japonia 3:2

Spotkanie bardzo odważnie rozpoczęli zawodnicy z Azji. Oddalili grę od własnej bramki, czym wprawili zawodników Martineza w niemałe zakłopotanie. Czerwone Diabły wyszły z opresji bez szwanku i coraz śmielej konstruowały swoje ataki. Reszta pierwszej odsłony spotkania to wyrównana gra. Mi osobiście bardziej podobał się zespół Samurajów, których akcje były płynniejsze i rozgrywane z większym polotem. Belgia rozczarowała, ponieważ ich gra była rwana, bez pomysłu i nastawiona na indywidualne przebłyski Hazarda i Lukaku.

Klarownych sytuacji brakowało, a największe niebezpieczeństwo stworzył sam sobie Courtois, który zabawił się w Kariusa.

https://twitter.com/HighwaymanNH/status/1013859269446430720

Najpierw było trzęsienie ziemi, a potem napięcie stale rosło – tak jednym zdaniem można określić drugą połowę spotkania Belgii z Japonią. Dwie szybkie i piękne akcje dały dwubramkowe prowadzenie Samurajom, którzy po 52. minutach gry prowadzili 2:0. Pasywnie grających Belgów przebudził dopiero błąd bramkarza Japonii, który dał się w kuriozalny sposób zaskoczyć Vertonghenowi. Czerwone Diabły poczuły krew w żyłach i poszły za ciosem. Kilka minut później wyrównanie dał Fellaini, który wykorzystał przewagę wzrostu i strzelił gola z główki. Mecz był toczony w imponującym tempie, a rozstrzygnięcie przyszło dopiero w ostatniej akcji pojedynku. Piekielnie szybką kontrę zapoczątkował De Bruyne. Trzy podania i mieliśmy bramkę Chadliego. Trenerskim nosem popisał się Roberto Martinez, bowiem dwóch z trzech strzelców bramek weszło z ławki. Przyznaję się bez bicia, że jak widziałem te zmiany to wybuchnąłem śmiechem i zadawałem sobie pytanie gdzie jest Dembele. Teraz już wiem czemu nie jestem trenerem;)

Belgia wyrwała zwycięstwo w ostatnich sekundach spotkania, dzięki czemu stała się pierwszym zespołem od 1970 roku, który odrobił dwubramkową stratę.

Samurajowie zagrali znakomity turniej i z pewnością zostaną przywitani z wielką euforią w kraju Kwitnącej Wiśni.

Haraguchi został pierwszym strzelcem bramki dla Japonii w fazie  pucharowej w historii ich występów na mistrzostwach świata, a dodatkowo strzelili najwięcej goli na jednym turnieju (6).

Belgowie natomiast powstali jak Feniks z popiołu i już spoglądają w stronę znakomitej Brazylii.  Będziemy świadkami pięknego widowiska!