50 punktów gwiazdy Lakers!

Anthony Davis (Los Angeles Lakers)

Aż 50 punktów zapisał na konto fantastyczny w niedzielę Anthony Davis, który rozegrał przeciwko Minnesota Timberwolves jeden z najlepszych meczów w swojej karierze, nie tylko w barwach Lakers. Po raz czwarty dobił do granicy 50 oczek w spotkaniu, a jego współpraca z LeBronem Jamesem (32 punkty oraz 13 asyst) układa się znakomicie. Nic więc dziwnego, że kibice Los Angeles Lakers mogą się ekscytować!

Mało kto pamięta już o poprzedniej porażce Los Angeles Lakers. Drużyna szybko podniosła się po przegranej z Dallas Mavericks i rozpoczęła kolejną serię wygranych, która po niedzielnym spotkaniu wynosi już cztery kolejne zwycięstwa. W starciu z Wolves zaskoczenia nie było – najlepsi na parkiecie byli Anthony Davis (50 punktów) i LeBron James (32 punkty i 13 asyst), którzy w drugim kolejnym spotkaniu zanotowali wspólnie powyżej 70 oczek. Takiej serii w Los Angeles nie widzieli od czasu wspólnych występów Kobe Bryanta oraz Shaquille’a O’Neala. Od początku sezonu współpraca Davisa i LeBrona układa się wręcz znakomicie, a niedzielny mecz jest tego najlepszym dowodem: aż osiem z 13 asyst Jamesa w tym meczu to podania właśnie do AD. To drugi najlepszy wynik w karierze LBJ po dziesięciu asystach do JaVale’a McGee w marcu tego roku.

Davis już do przerwy miał 27 oczek, a kilka jego kolegów bardzo mocno zachęcało go do tego, by spróbował zdobyć w tym meczu co najmniej 50 oczek. Avery Bradley wspomniał o tym już w przerwie spotkania, a potem w drugiej połowie Davisowi nie dali o tym zapomnieć m.in. Rajon Rondo czy DeMarcus Cousins. Koniec końców ten wyczyn się udał i 26-latek przeszedł do historii Lakers, bo stał się jedenastym graczem w dziejach klubu, który zdobył dla drużyny co najmniej 50 punktów w jednym spotkaniu. Tylko w tej dekadzie dokonali tego Kobe Bryant oraz LeBron James, a teraz także Davis. Jak jednak podkreślają w Los Angeles, na ogromną uwagę zasługują nie tylko ofensywne popisy AD, lecz także jego znakomita postawa w obronie. Czyżby podkoszowy mógł w jednym sezonie zdobyć zarówno statuetkę MVP, jak i tą dla najlepszego obrońcy?

Kilka innych informacji z niedzielnej nocy w NBA:

  • Czy ktoś na Brooklynie tęskni jeszcze za wciąż kontuzjowanym Kyrie Irvingiem? W starciu otwierającym niedzielne zmagania Nets po zaciętej końcówce ograli Denver Nuggets (to już druga porażka z rzędu drużyny z Kolorado), a pierwszoplanową rolę znów odegrał Spencer Dinwiddie, który zdobył 24 oczka, w tym te niezwykle ważne w decydujących momentach spotkania.
  • Udał się rewanż 76ers na Raptors za ostatnią porażkę w Toronto – tym razem to Szóstki były górą w starciu w Filadelfii, a słabo spisał się m.in. Marc Gasol. W pierwszym pojedynku powstrzymał on Joela Embiida przed zdobyciem choćby punktu, a teraz sam zakończył mecz z zerowym dorobkiem punktowym. Kameruńczyk nie zagrał co prawda dużo lepiej (tylko dziesięć oczek na koncie), ale Sixers mogli liczyć na kilku innych zawodników – ogółem aż sześciu graczy zdobyło dla Philly dziesięć lub więcej punktów.
  • Niespodzianka w Teksasie – Sacramento Kings ograli Dallas Mavericks, aż 30 oczek zapisał na konto Nemanja Bjelica, a przed porażką Mavs nie uchronił tym razem Luka Doncić. Słoweniec w całym meczu miał sporo pretensji do sędziów i już w pierwszej kwarcie otrzymał przewinienie techniczne. Doncić nie był także zadowolony z decyzji arbitrów pod koniec spotkania, choć gdy zdołał już nieco ochłonąć po meczu to przyznał, że musi zejść nieco z tonu – co jednak łatwe nie będzie, bo jak przypomina, do koszykówki podchodzi z ogromną pasją.
  • Szybko pozbierali się po porażce w Milwaukee zawodnicy Los Angeles Clippers, którzy w niedzielę nie mieli większych problemów, by uporać się z drużyną Washington Wizards. Do wielkiego grania powrócił Kawhi Leonard, który zdobył 34 punkty oraz jedenaście zbiórek. 27 oczek dołożył jeszcze Paul George.
  • Nadal słabo wyglądają za to Portland Trail Blazers, którzy po chwilowej zwyżce formy za sprawą łatwego kalendarza znów przegrywają na potęgę – w niedzielę nie dali rady drużynie Oklahoma City Thunder, a słabiutko spisał się m.in. Carmelo Anthony, który trafił tylko cztery z osiemnastu prób.
  • W niedzielę dobre informacje usłyszeli za to kibice Boston Celtics – nie jest wykluczone, że już na poniedziałkowe starcie ich zespołu z Cleveland Cavaliers gotowy do gry będzie Gordon Hayward. To spora niespodzianka, gdyż początkowo zakładano, że skrzydłowy po operacji złamanej ręki wróci gdzieś w okolicach świąt. Hayward był jednym z najlepszych zawodników Celtics na starcie sezonu (Bostończycy wygrali siedem z ośmiu meczów z nim w składzie), ale pod jego nieobecność Celtowie tak czy siak radzili sobie bardzo dobrze (dziewięć zwycięstw w trzynastu spotkaniach).