Rondo i Rose nadal bez klubów-byłe gwiazdy, które czekają na swój kontrakt

Kiedyś wielkie gwiazdy, teraz gracze z drugiego szeregu. Mimo tego, że nadal są stosunkowo młodzi, niewielu o nich pamięta. Jeszcze parę lat temu toczyli zacięte boje w playoffach, a ich drużyny były najlepszymi ekipami w Konferencji Wschodniej. Wiesz, o kogo chodzi? Mowa o Derricku Rose i Rajonie Rondo. Obaj gracze są wielokrotnymi uczestnikami Meczów Gwiazd, ale ich czas już minął. Jak do tego doszło?

Derrick Rose

Jeszcze kilka lat temu nie było bardziej ekscytującego zawodnika od Rose’a. Zapomnij o Westbrooku, Hardenie itd. TO było coś zupełnie innego. Ówczesny lider Bulls sprawiał, że chciałeś być jak on. Miałeś ochotę wyjść na boisko i próbować odtworzyć jego zagrania. Szybkość, skoczność, eksplozywność na niewyobrażalnie wysokim poziomie. Do dzisiaj oglądając niektóre jego akcje w Internecie, może zakręcić się łezka w oku.

W sezonie 2010/2011 jego dyspozycja była na tyle dobra, że został MVP sezonu regularnego. Można dyskutować nad tym, czy faktycznie powinien ją dostać na rzecz Lebrona Jamesa. Jednak chodzi o fakt, że był na tyle dobry, żeby móc konkurować z Królem. Tak dobry był kiedyś Derrick Rose. Wtedy kwestia maksymalnego kontraktu byłaby czystą formalnością. Jestem pewien, że ustawiłaby się kolejka chętnych, którzy chcieliby mieć go w swoim składzie.

Zastanawiasz się pewnie, jak to możliwe, że były zdobywca nagrody MVP, który ma dopiero 28 lat jest jeszcze bez klubu?

Wszystko przez kontuzje.

Zaczęło się od zerwanego ACL-a w I rundzie playoffów przeciwko Philadelphia 76ers i od tego czasu Rose ma ciągłe problemy ze zdrowiem.

Jednak rozgrywki 2016/17 dały nadzieję, że może to już koniec tej złej passy zawodnika z Chicago.

Ostatni sezon był jego najlepszym od dawna. MVP z 2011 roku zaliczał średnio 18 punktów, 4.4 asysty i 3.8 zbiórki na mecz. Niezłe statystyki, prawda? Wydawało się, że Rose powraca do dobrej dyspozycji, a kontuzje to już tylko wspomnienie.

Niestety, ale pech nie opuścił 28-letniego rozgrywającego. Pod koniec zeszłych rozgrywek zawodnik pochodzący z Chicago nabawił się kontuzji kolana. Teoretycznie nie była to bardzo groźna kontuzja, ale to już kolejny uraz do kolekcji.

Czy będąc klubem NBA, ryzykujesz to, że w każdej chwili Rose może nabawić się kontuzji i nie grać do końca sezonu?

Dobrym rozwiązaniem wydaje się zaproponowanie krótkiego kontraktu. W obliczu potencjalnej kontuzji nie jest się związanym zawodnikiem na kilka lat. Menedżerowie zespołów są coraz mądrzejsi i nie ryzykują już podpisywania długich umów z zawodnikami o wątpliwym zdrowiu.

Jakie są możliwe miejsca, gdzie Rose może wylądować?

Większość klubów ma już obsadzoną pozycję rozgrywającego, która nie była tak silna od wielu lat.  Biorąc  pod uwagę problemy ze zdrowiem, można zapomnieć o dużych pieniądzach w przypadku 28-letniego gracza.

Dobrym rozwiązaniem dla Rose’a byłoby dołączenie do San Antonio Spurs. Drużyna z Teksasu słynie z tego, że praktycznie z każdego zawodnika potrafi zrobić wartościowego gracza. A nie można zapominać, że mimo wszystkich wad Derrick jest nadal dobrym zawodnikiem. 18 punktów na mecz nie bierze się przez z niczego. Gra w systemie Grega Popovicha byłaby dla Rose’a okazją, żeby przywrócić swojemu nazwisku dawny blask. I nie mówię tu o występach na 30 punktów w każdym meczu, ale o solidnych minutach w czołowej drużynie.

Moim zdaniem dojdzie do tego, że były MVP podpisze jednoroczny kontrakt, próbując pokazać, że zasługuje na wyższą umowę w kolejne lato.

Jedno jest pewne: przyszłość Derricka Rose’a jest jedną z największych niewiadomych tego off-season.  

Rajon Rondo

Kolejny rozgrywający, którego lata świetności są już dawno za nim.

W przypadku Rondo to nie kontuzje wpłynęły na to, że nie jest już czołowym zawodnikiem w lidze na swojej pozycji. Tu zadecydował fakt, że w NBA poszukuje się graczy z innymi umiejętnościami, niż dysponuje Rajon.

Jeszcze kilka lat temu rozgrywający był po prostu rozgrywającym. Miał był generałem na parkiecie i jego rola ograniczała się do obsługiwania kolegów podaniami. Zdobywanie punktów było rzeczą drugorzędną. Taka rola była idealna dla zawodników typu Jason Kidd, czy wspomniany Rajon Rondo. Bycie tego typu rozgrywającym przyniosło efekty w postaci tytułu mistrzowskiego w 2008 roku, czterema występami w Meczu Gwiazd i wieloma milionami na koncie.
Jak to się stało, że 31-letni zawodnik od paru sezonów nie jest już czołowym graczem na swojej pozycji w lidze?

Wszystko przez fakt, że NBA to teraz liga, która opiera się na rzutach z dystansu. Oczywiście głównym założeniem gry w koszykówkę jest takie, żeby trafiać do kosza, ale jeszcze kilka lat temu, nie wymagało się tego od każdego gracza. Teraz, nawet będąc centrem, musisz dysponować rzutem minimum z półdystansu. Boleśnie przekonuje się o tym Przemek Karnowski, który jeszcze kilka lat temu byłby jednym z czołowych wyborów w Drafcie, a teraz musi walczyć o angaż przez ligę letnią.

Center swój brak umiejętności rzutowych może zamaskować dzięki innym atutom, ale rozgrywający, który nie jest strzelcem nie ma prawa egzystować we współczesnej NBA.

Gra zawodnika na pozycji numer jeden opiera się obecnie głównie na akcjach dwójkowych, czyli pick&rollach. Jeśli rozgrywający nie tworzy zagrożenia swoim rzutem, to tak naprawdę jest bezużyteczny w takiej akcji. Drużyna broniąca skupia się na graczu rolującym, a kozłujący zostaje sam na dystansie. Obrona chce, żeby oddał rzut, wiedząc, że jest to jego słaba strona.

Nie jest tajemnicą od dzisiaj, że Rajon nigdy nie umiał i nie nauczy się dobrze rzucać.  W jego przypadku problemem są duże dłonie, ale też fakt, że to jest naturalny rozgrywający, nie strzelec. Rondo nie ma mentalności gracza, który będzie seryjnie punktował. Oczywiście zdarzały mu się mecze, kiedy zdobywał nawet 44 oczka, ale to tylko wyjątek potwierdzający regułę. Niestety 31-letni zawodnik nie ma już racji bytu w obecnej NBA. A szkoda, bo zawodnik z takim zmysłem generała na boisku to coś, co ogląda (lub bardziej oglądało) się naprawdę świetnie.

W tym momencie Rajon może pełnić co najwyżej rolę zmiennika, będąc mentorem dla młodszych rozgrywających.

Wydaje się, że Rondo dołączy do Los Angeles Lakers, podpisując z nimi roczną umowę na 4.3 miliona dolarów. Dla kibiców Cetlics może być to dziwny widok. W końcu nie od dzisiaj wiadomo, że oba zespoły tworzyły jedną z największych rywalizacji w dziejach NBA, a mecz nr 7 Finałow w 2010 roku do dzisiaj jest bardzo przykrym wspomnieniem dla fanów drużyny z Bostonu. Kto by się spodziewał, że z dużym prawdopodobieństwem zobaczymy Rondo w koszulce Lakers.

Rondo wydaje się idealnym mentorem dla młodego Lonzo Balla. Jeśli obaj gracze się dogadają, to nie ma lepszego gracza, od którego można się uczyć. Wielu ekspertów widzi w Rondo przyszłego trenera.

Ale gra w Lakers może nie być do końca taka kolorowa, jak się wydaje. Starcie takiego charakteru, jakim jest 31-letni rozgrywający z Lavarem Ballem, ojcem Lonzo, może być bardzo ciekawą rzeczą. Rajon to człowiek z charakterem. Myślę, że można spodziewać się ciekawych historii związanych z tymi oboma panami.

Moim marzeniem byłoby dołączenie Rondo do Cetlics. Jak za starych, dobrych czasów. Koszulka z numerem 9 nadal wisi w mojej szafie. Kto wie, może jeszcze za kilka lat, będzie dane mi obejrzeć mecz ekipy z Bostonu w zielonej koszulce z napisem Rondo, podziwiając popisy dawnej gwiazdy?

Z przykrością patrzy się tych dwóch graczy, którzy nie są już tymi samymi zawodnikami, jakimi byli jeszcze kilka lat temu. Pojedynki obu rozgrywających były wisienką na torcie w emocjonujących seriach pomiędzy Boston Celtics, a Chicago Bulls. Wtedy Rondo był All Starem, a  Rose MVP. Te czasy już nie wrócą, ale miejmy nadzieję, że obaj zawodnicy znajdą jeszcze sposób, żeby znaleźć swoje miejsce w lidze. 31 i 28 lat to nie jest jeszcze tak dużo, prawda?

Tak było kiedyś:

Czy Rajon Rondo i Derrick Rose mogą jeszcze być istotnymi graczami w czołowych drużynach NBA?

Zaloguj się aby dodawać komentarze