Polski rodzynek w NBA zmienia klub: Marcin Gortat w Los Angeles Clippers!

Po 5 latach gry w barwach Washington Wizards naszedł czas na zmiany: Marcin Gortat został wymieniony za Austina Riversa i trafił do LA Clippers. Wymiana Polaka była spodziewana, bo wiadomo było, że sam chce odejść, a Wizards nie wiążą z nim przyszłości. Co ten ruch oznacza dla naszego jedynak w NBA i kto wygrał ten trade? 

Okej, to przyznać się, kto cieszy się z tej wymiany? Znam dwie osoby, które na pewno są szczęśliwe: Marcin Gortat i ja. Oczywiście, znajdzie się jeszcze większe grono, lecz ograniczmy się na razie tylko do tego. 

Zacznę od siebie, bo w tej układance jestem mniej istotny.  

Nigdy nie lubiłem i nie będę lubił Washington Wizards. To, że Gortat był w ich składzie, sprawiało, że wypadało. Nie udało się. Chciałem, lecz nie potrafiłem. Kibicowałem Polakowi, żeby spisywał się dobrze, lecz jego drużynie nigdy nie życzyłem dobrze. Cały ten duet Wall i Beal to dla mnie para dwóch buców, szczególnie Wall. Jasne, koszykarz musi być pewny siebie, jednak rozgrywający Czarodziejów przesadzał z kim ja to nie jestem, gdzie to ja nie byłem.  

Cóż, nigdy nie był dalej niż Półfinał Konferencji Wschodniej i chyba szybko się to nie zmieni. 

Jeżeli chodzi o drugiego szczęśliwcato jestem przekonany, że Marcin przyjął informację o transferze z radością. Ten trade wisiał w powietrzu od dłuższego czasu i to w końcu musiało się wydarzyć. Gortat nie czuł się dobrze w Waszyngtonie, jego relacja z Wallem pozostawiała wiele do życzenia, a oliwy do ognia dodał komentarz o ,,drużynowym zwycięstwie Wizards” podczas gdy John Wall miał kontuzję. Łatwo się było domyślić, o co chodziło Polakowi. Marcin nigdy nie bał się mówić, co myśli, a niektórym się to nie podobało. Atmosfera w szatni była, delikatnie mówiąc, gęsta.

Gortat został wymieniony za Austina Riversa, czyli syna trenera LA Clippers. Ale nie martw się – tatuś zadbał o synka, dając mu wysoki kontrakt. Najwidoczniej miał już go dość. 

Ta wymiana wydaje się mieć sens dla obu stron. Z punktu finansowego nikt nie zyskuje, ani nikt nie traci: obaj gracze mają jeszcze jednoroczne umowy, a ich kwota jest na podobnym poziomie. Trudno wskazać wygranego, bo taki deal jest trudny do przegrania. Każda ze stron osiągnęła to, co chciała osiągnąć.  

Krótko o Wizards: pozyskanie Riversa daje im głębie na pozycjach obwodowych z ławki rezerwowych. Austin w cieniu, że był synem swojego ojca, rozgrywał naprawdę niezły sezon, będąc okej koszykarzem na obie strony parkietu. 26-letni Rivers rozegrał swoje najlepsze rozgrywki w karierze, zdobywając przeciętnie 15.1 punktów na mecz przy skuteczności 37.8%. To plusy. Z minusów, należy podkreślić słabą skuteczność z gry ogólnie (42.4% przy aż 13.2 próbach) i tylko 64.2% z linii rzutów wolnych. Scott Brooks może próbować wystawiać ustawienia z Riversem na trójce w parze z Wallem i Bealem, bo taką taktykę, czyli granie na trzech zawodników obwodowych stosował właśnie Doc. Równie dobrze Rivers może być starterem, biorąc pod uwagę historię kontuzji Beala, który do zdrowych nigdy nie należał. Podsumowując, Wizards pozyskują zawodnika na obwód, który powinien być w stanie zdobywać dla nich punkty, kiedy nadarzy się taka potrzeba. 

Okej, przejdźmy teraz do bardziej interesującej nas części, czyli do tego, co dla Marcina Gortata znaczy ten trade.  

Gortat chciał odejść. Wizards chcieli, żeby Polak odszedł. Kilka dni temu Marcin wspominał o tym, że spodziewa się wymiany w najbliższym czasie. Potencjalne miejsca: Portland, Dallas i LA Clippers. Trail Blazers to ciekawa opcja, ale oni powinni przedłużyć umowę z Jusufem Nurkiciem, więc nie byłoby za bardzo miejsca dla MG13. Mavericks byliby bardzo logiczną opcją. Zespół Marka Cubana już kiedyś próbował pozyskać Gortata, oferując mu w 2009 roku 5-letni kontrakt warty 34 miliony dolarów. Polak był zastrzeżony wolnym agentem i Magic postanowili wyrównać tę propozycję. Historia prawie zatoczyła koło. Prawie, bo do akcji wkroczyli LA CLippers. 

Podobno oba zespoły próbowały pozyskać Marcina przed trade deadline. Gortat miał być częścią wymiany za DeAndre Jordana i pójść razem z wyborem w drafcie i Kelly Oubre do LA. Wtedy się nie udało, ale co się odwlecze, to nie uciecze.  

Właśnie, pewnie wielu z Was zastanawia się nad tym, jaka będzie rola Marcina Gortata w ekipie, które ma już centra. No właśnie, nie do końca.  

Jordan ma opcję w kontrakcie na ostatni rok opiewającą na 20 milionów dolarów. Czy ją podejmie? Tego nie wiadomo. W tym roku jest bardzo mało pieniędzy na rynku dla wolnych i na 99% DeAndre jako center na jedną stronę parkietu nie dostanie maksymalnej umowy. Logicznym wyjściem będzie dla niego podjęcie opcji i poczekanie na przyszłe lato. Z drugiej strony Jordan młodszy już nie będzie (a ma 30 lat), a dla zawodnika bazującego w tak dużym stopniu na atletyźmie, każdy rok jest istotny. Za kilka dni dowiemy się, co się wydarzy. Pozyskanie Gortat wydaje się mówić jedno – to koniec DeAndre Jordana w Los Angeles Clippers.  

Bo tak, Clippers nie potrzebują Jordana, bo oni o nic nie walczą. W tym roku nie weszli do playoffów i nic nie wskazuje na to, żeby to miało się zmienić. W drafcie zostali wybrani młodzi, perspektywiczni zawodnicy, więc to rozwój talentu powinien być głównym celem Doca Riversa. Poza tym, nie jest tajemnicą, że Clippers szykują się na wolną agenturę w 2019 roku, gdzie będzie można polowac na takie nazwiska jak Kyrie Irving czy Kawhi Leonard.  

W takiej sytuacji Gortat wydaje się dobrą i stosunkowo tania opcja jak na startującego środkowego, a co najważniejsze, został mu już tylko rok umowy. Pozyskując Polaka, wiesz, że zawsze może na niego liczyć. Mówimy to o jednym z najmniej kontuzjogennych graczy. Marcin przez 5 lat gry w Wizards opuścił… 8 spotkań w trakcie sezonu regularnego. Bez sprawdzania, nie znajdziesz trzech podobnych graczy. Iron manPseudonim Polski Młot zobowiązuje. 

Jeżeli Jordan odejdzie (a załóżmy, że tak się stanie) to Gortat powinien być startującym środkowym Clippers, gdyż innym kandydatem do tego miejsca jest Boban Marjanović, który nie jest na tyle dobry i nie ma kondycji na granie więcej minut. Motrezl Harrell jest wolnym agentem i nie wiadomo, czy w ogóle wróci do LA, ale on na pewno nie jest lepszy niż Polak.  

Gortat przez lata gry na parkietach NBA wyrobił sobie markę. Nie jest to może najbardziej finezyjny gracz, ale wiesz, że zawsze możesz na niego liczyć. Nikt nie postawi Ci lepszej zasłony niż on. Jeżeli czuje się doceniany, to masz gwarancję, że dostaniesz te 30 minut gry na wysokim i stałym poziomie. Serce się raduje, kiedy widzimy, że nasz rodak jest tak doceniany w najlepszej koszykarskiej lidze świata.  

Jasne, Marcin się starzeje, co widać po jego statystykach z zeszłego sezonu. Nie wiadomo, czy to nie jest ostatni sezon naszego rodzynka na parkietach ligi zawodowej. Ale czy jest lepsze miejsce na końcowe momenty w karierze niż Los Angeles? Oj, na pewno nie: i sportowo i prywatnie. Gortat, jako mężczyzna z głową na karku będzie mógł rozwijać się w kwestiach pozakoszykarskich, budując swoją markę. Co jak co, lecz przez te wszystkie lata należy docenić to, co zrobił dla naszego kraju i rozwoju koszykówki w Polsce.  

Prędzej czy później ten ruch musiał nastąpić. Ani Wizards, ani Marcin Gortat nie chcieli dalej być w tym związku. Myślę, że po dzisiejszej nocy każda ze stron jest zadowolona, bo Marcin trafił do miejsca, do którego na pewno chciał, a Wizards… zresztą, mniejsza z nimi. Ważne, żeby nasz rodak był zadowolony, a chyba jest, prawda, Marcin?