Playoffy w NBA: mecz nr 7 w Bostonie, czyli wygraj lub wracaj do domu

Sezon regularny w NBA trwa od połowy października do połowy kwietnia i w tym czasie każda z drużyn rozgrywa 82 mecze. Szesnaście najlepszych zespołów awansuje do playoffów, w których trzeba wygrać 4 razy, aby awansować do kolejnej rundy. Długi sezon czasami sprowadza się do jednego, jedynego spotkania. I tak jest właśnie dzisiaj. O 2:00 w Bostonie miejscowi Celtics podejmą Milwaukee Bucks. Przegrany odpada, wygrany awansuje do Półfinałów Konferencji Wschodniej, gdzie czeka już Philadelphia 76ers. Stawka tego starcia jest ogromna, bo walka toczy się o przetrwanie.Co typować? O tym przeczytacie w poniższej analizie. Zapraszam do lektury. 

Wczoraj udało nam się trafić jedną z dwóch propozycji, a w przypadku trzeciej nastapił zwrot z powodu absencji Otto Portera. Carmelo Anthony zgodnie z oczekiwaniami zagrał bardzo słabo i z łatwością pokrył under. Niestety, Cleveland Cavaliers zostali upokorzeni przez Indianę Pacers, dostając lanie na parkiecie rywala. O tym, kto awansuje do Półfinałów Konferencji Wschodniej, gdzie czekają Toronto Raptors, dowiemy się już jutro o 19:00. To pierwszy przypadek w karierze Lebrona Jamesa, w którym już w I rundzie stanie przed możliwością odpadnięcią z playoffów. 

Do analizy użyłem Darmowy Skarb Kibica NBA przygotowany przez naszą redakcję. Żeby mieć jak największe szanse na celny typ, warto przyjrzeć się dokładnie drużynom, ich wynikom, statystykom itd. Dzięki temu zmaksymalizujemy szansę na zysk.

Dołącz do grona ludzi śledzących NBA i podziel się swoją opinią -> Typy NBA – grupa dyskusyjna

Kupon został stworzony na podstawie oferty bukmachera Fortuna.

Zdarzenie: Boston Celtics – Milwaukee Bucks: Al Horford (razem z dogrywką) zdobędzie poniżej/powyżej 15.5 punktu

Typ: powyżej

Kurs: 1.82

Mecze numer 7 są kwintesencją zawodowego sportu w Stanach Zjednoczonych. Wszystko sprowadza się do tego jednego występu. Przeszłość jest już czymś odległym – liczy się to, co tu i teraz. Nie ma jutra, bo jutra może nie być. W tego typu spotkaniach dowiadujemy się, kto jest kim. Chłopcy są oddzieleni od mężczyzn. Wiem, że brzmi to trochę pompatycznie, ale taka jest prawda.

Zwyciężysz – jesteś na oczach wszystkich. Przegrasz – nikt o Tobie nie pamięta. Mecze numer 7 przechodzą do historii. Czy tak będzie dzisiaj?

Niewykluczone.

Ta seria nie jest typową serią pomiędzy zespołem rozstawionym z dwójką a teamem z siódmego miejsca. W normalnych warunkach rywalizacja trwałaby pięć, maksymalnie sześć pojedynków. Ale to nie są normalne warunki. Celtics grają bez swoich dwóch z trzech najlepszych graczy, co odbija się szczególnie na ich postawie po atakowanej stronie parkietu. Paradoksalnie to ta niżej notowana ekipa ma więcej talentu i gwiazdę w swoim składzie. I mogliśmy to zobaczyć w trakcie sześciu starć w tej serii.

Milwaukee Bucks są lepsi, trzeba to przyznać. Patrząc na ich pierwszą piątkę, widzimy talent. Widzimy przyszłość. Teraźniejszość? Niekoniecznie.

Nie oszukujmy się – ta seria powinna być już dawno skończona. I nie, nie na korzyść Celtics. To Bucks mogą pluć sobie w brodę, że to wszystko trwa tak długo. Jak można nie wygrać z zespołem, gdzie najlepiej punktującymi jest dwójka, która w NBA gra łącznie…. 3 lata.

Cóż, fenomen Brada Stevensa.

Ten 41-letni trener już jest jednym z czołowych ekspertów w swoim fachu w lidze. Stevens potrafi wyciągnąć ze swoich podopiecznych po prostu więcej. Potrafi zmaksymalizować talent, który ma. Gracze pod jego skrzydłami wyglądają dużo lepiej niż w innych zespołach. To cud, że jego Boston utrzymuje się tak długo w boju i stanie przed szansą na awans do II rundy.

17-krotni mistrzowie NBA będą mieli handicap w postaci gry na własnym parkiecie. W meczach numer 7 ta przewaga ma szczególne znaczenie. W tak istotnym pojedynku swoi kibice potrafią zrobić różnicę.

Za Jaylenem Brownem:

,,To jest sytuacja, w której przewaga własnego parkietu zaczyna mieć znaczenie, bo w Bostonie przez cały sezon spisywaliśmy się bardzo dobrze. Mecz numer 7, niewielu z nas doświadczyło tego w naszym zespole. To szalone i spodziewam się, że każdy z nas pokaże się dzisiaj z fantastycznej strony.”

W zeszłym sezonie Celtics mieli okazję zmierzyć się w spotkaniu numer 7 w serii przeciwko Washington Wizards. Gwiazdą tamtego pojedynku był Kelly Olynyk, który miał swój najlepszy występ w karierze. Z tamtego składu zostało w Bostonie czterech zawodników: Al Horford, Jaylen Brown, Marcus Smart i Terry Rozier. Może to mało, ale zauważ, że są to kluczowi gracze tej drużyny. Oni mają już doświadczenie. Oni wiedzą, co trzeba zrobić, aby wygrać tego typu potyczkę.

Dla Milwaukee Bucks będzie to nowość. Giannis Antetokounmpo, podobnie jak większość z jego kumpli, nie miał okazji walczyć w meczu decydującym o wszystkim, a tutaj doświadczeni jest niesamowicie istotne. To będzie szczególnie trudne zadanie, zwłaszcza że zagrają w hali rywala. A Boston nie jest gościnnym miastem, jeśli chodzi o tego typu rywalizacje. Nie powinno być to zaskoczeniem, bo to najbardziej utytułowana organizacja w dziejach ligi.

Czego spodziewać się po tym meczu? Na pewno nie będzie to ofensywne starcie. Zwycięstwo może pójść w obie strony, bo można znaleźć argumenty zarówno za jednymi, jak i drugimi. Na korzyść gospodarzy działał atut własnego parkietu i fakt, że mają dużo lepszego trenera. Bucks są za to dużo bardziej utalentowani i mają w swoim szeregach najlepszego gracza. Typowanie wyniku jest bardzo trudne, więc to sobie odpuścimy. Skupimy się za to na jednym zawodniku i na jego zdobyczy punktowej.

O kim mowa? O Alu Horfordzie, czyli jednym z najbardziej doświadczonych koszykarzy z dzisiejszego grona.

Horford jest jedną z najnudniejszych gwiazd w NBA, choć gwiazda to za dużo powiedziane. Ten 31-letni Dominikanin potrafi zrobić praktycznie wszystko i jest wymarzonym podopiecznym każdego trenera. Nie ma rzeczy, której nie umie. Z drugiej strony nie ma czegoś, w czym jest elitarny, dlatego nie stawia się go w szeregu najlepszych zawodników w lidze. Patrząc na jego cyferki, szału nie ma. Ale to kolejny przykład na to, że statystyki to nie wszystko.

Horford to perfekcyjny środkowy XXI wieku – rzuci za trzy, rozegra akcję, obroni po zmianie krycia. Nie przez przypadek uznaje się go za jednego z najlepszych podających wysokich w NBA. Problemem Ala są zbiórki, bo co jak co, ale dominatorem tablic to on nie jest. Co z tego, skoro wpasował się idealnie do systemu Brada Stevensa. To dzięki niemu Isaiah Thomas wyglądał w zeszłym sezonie tak dobrze. Dominikanin niesie za sobą kulturę wygrywania.

Horford jest w lidze od 2007 roku i tylko raz opuścił playoffy. Takie rzeczy nie dzieją się przez przypadek. Al już z niejednego chleba piec jadł i grał w meczach o wyższą stawkę. Wie, z czym się to je. Presja? A co to takiego. Kto ma przyjść do gry dzisiaj jak nie on? Kto jak nie ten z największym doświadczeniem? Kto ma wprowadzić Boston Celtics do II rundy jak nie Al Horford, czyli pięciokrotny uczestnik Meczu Gwiazd? Przyznaj, że nie wiedziałeś o tak dużej ilości jego występów w All-Star Game. 

Warto zauważyć, że 31-latek w tych playoffach dużo lepiej spisuje się we własnej hali. Trzy mecze w Bostonie to odpowiednio 24, 16 i 22 punkty w wykonaniu Ala. W barwach Milwaukee najprawdopodobniej po raz kolejny nie wystąpi John Henson, co jest dużym ciosem dla strefy podkoszowej Bucks. Ich rotacja na pozycji środkowego sprowadza się teraz do dwóch, nie do końca sprawdzonych graczy. Thon Maker ma dobre momenty w tej serii, jednak to nie jest ktoś, na kogo możesz liczyć w kluczowych momentach. Tyler Zeller nie powinien w ogóle grać w tej lidze.

W meczach numer 7 potrzebni są bohaterzy. To oni muszą wziąć ciężar na swoje barki i wprowadzić swoich kompanów do kolejnej rundy. Boston Celtics potrzebują dzisiaj Ala Horforda jak nigdy dotąd. Po to zaoferowali mu latem 2016 roku maksymalny kontrakt, aby móc na niego liczyć w takich sytuacjach. To jest ten dzień, w którym doświadczenie weźmie górę nad młodzieńczym temperamentem. Al, jak nie Ty, to kto?