Percepcja widza a nudna/ciekawa walka Thompsona z Tillem

Stephen Thompson i Darren Till

Duża część fanów MMA czekała na niedzielny wieczór i starcie wieczoru pomiędzy numerem jeden wagi półśredniej, Stephenem Thompsonem i Darrenem Tillem, który wygenerował wokół siebie dużo szumu. Ostatecznie zwyciężył Brytyjczyk, według mnie w kontrowersyjnej punktacji, ale na początek nie o tym. Duża część widzów rzekłaby – ale ta walka była nudna. Ja i pewien segment fanów powie – było interesująco i ciekawie. Skąd taka różnica? Percepcja zrobiła swoje.

Przyznam szczerze, że rozumiem dlaczego to starcie może być uważane przez wielu widzów za nudne. Mała liczba ciosów i brak wojny, czego oczekuje większość odbiorców. Osobiście spodziewałem się takiego przebiegu walki jaki widzieliśmy, a nawet uprzedzałem kolegę, który czekał na to starcie, że z punktu stylistycznego ten pojedynek może być nudny dla przeciętnego widza. W jego opinii to starcie było dramatem. Jednak po walce rozmawiałem przez telefon ze znajomym, który ma wieloletnie, praktyczne doświadczenie ze sportami walki i on już nie miał tak skrajnych opinii. Skąd bierze się taka różnica? Jedno słowo – percepcja.

To jak ja widziałem tę walkę, a jak widziało ją większość widzów to różnica. Zacytuję komentarz z youtube’a „Thompson spierdalał przed Tillem”, a ja to widziałem inaczej – pięknie schodził na boki z linii ciosu i był nieuchwytnym w większości akcji. Dla mnie to był, mogę określić, piękny taniec i wspaniała praca stóp przez ponad dwadzieścia minut. Uzyskanie takiego wysokiego poziomu w poruszanie się na macie to nie jest łatwa sprawa. Niektórzy zawodnicy mogą całe życie nad tym pracować i nie dojść do takiego stanu. Darren Till szukał półdystansu, aby trafić Thompsona swoim mocnym, lewym prostym. Starał się go zamykać pod siatką – wtedy też zaczynała się zabawa. Jednak Wonderboy swoim krokiem odstawnym dostawnym wspaniale się poruszał… aż do piątej rundy, kiedy zaliczył nokdaun. Każdą sekundę starcia śledziłem w napięciu wiedząc co się dzieje i jakie konsekwencje niesie mały błąd Tilla czy Thompsona właśnie w ich pracy stóp – potencjalne zakończenie walki. Brytyjczyk nie popisywał się tak wyśmienitym footworkiem, ale za to wyczuciem dystansu, co pozwoliło mu zneutralizować ataki Amerykanina. Kontrola przestrzeni ze strony Tilla nie umożliwiła nawet na skuteczne użycie kopnięć Thompsona zza dystansu, czym w przeszłości nokautował rywali. No i największa broń Wonderboya, czyli kontrataki – Till nie schodził na boki, ale nigdy nie pozostawał na długo w zasięgu rywala. Każdy błąd niósł za sobą konsekwencje, a tutaj trzeba było utrzymania koncentracji przez dwadzieścia pięć minut. Widzieliśmy w piątej rundzie jak sekunda zagapienia się przez Thompsona pozwoliła Tillowi na niemal skończenie starcia. Niewątpliwie były to ludzkie szachy i mam świadomość, że nie każdy musi docenić wiele wspaniałych aspektów tego starcia, tak jak ja. Tym bardziej, że sam trenuję kickboxing i staram się osiągnąć to, co prezentuje na macie Stephen Thompson – wspaniała praca na nogach i zejścia na boki. Mistrzem w tej materii jest pięściarz Wasyl Łomaczenko, ale gdy dochodzą jeszcze kopnięcia i obalenia, to wchodzimy na kolejny poziom. Pozwólcie mi więc określać tą walkę jako sztukę, bo nie bez przyczyny nazwa – MARTIAL ARTS.

Jaką percepcję mieli widzowie, którzy twierdzą, że walka była tym dramatem? Z pewnością widzieli bezsensowne bieganie obu fighterów (a przecież każdy krok był przemyślany), którzy nie chcieli wejść w wymiany. Pożądali tego chleba i Igrzysk – krwi, nokautów i setek ciosów. Wiecie co? Cała gala w Liverpoolu była bardzo dobra, więc wspaniałe skończenia można było zobaczyć w innych starciach. Jako niedzielny kibic piłki nożnej (albo nawet nie taki) oglądając tę dyscyplinę raz na długi czas chcę wielu goli i walki w bark w bark, więc empatycznie mogę zrozumieć percepcję innych na sporty walki – chcą krwi, mocnych ciosów i nokautów. Ja też w sumie tego chcę, ale lubię także obejrzeć taktyczne starcie i wysoki kunszt umiejętności w konkretnym aspekcie. Jak wielu fanów MMA nie lubi gry parterowej? Bo często nie do końca widzi jak toczy się batalia o pozycje – drugi stwierdzi leżenie bez ruszania się. Myślę, że percepcja gra taką rolę w oglądaniu każdej dyscypliny sportowej. Jednak sztuki walki mają to do siebie, że czasami nie trzeba dużo rozumieć, tylko po prostu oglądać bitkę. Może stąd popularność freak-fightów, które są często właśnie antyreklamą SZTUKI walk?

Percepcja czyni walkę interesującą albo nudną – tak było w niedzielny wieczór. Zawód fanów jest tym większy, bo starcie było mocno promowane jako wielkie wydarzenie, którego nie można przegapić. Nie mam za złe ludziom, którzy twierdzą, że to była nudna walka, a zarazem mam nadzieję, że więcej osób doceni to starcie. Z pewnością nie jest to pojedynek, który polecę osobie, która ma się dopiero zainteresować sportem. Mimo, że zwracam uwagę, że walka nie była dla mnie nudna, to tego typu starcia starczą raz na jakiś czas. Także teraz pozostaje oczekiwanie na dalszy rozwój sytuacji w kategorii półśredniej, a ten zapowiada się emocjonująco! Swoją drogą, jaką klasę pokazał Stephen Thompson.

Na zakończenie jeszcze odniosę się do punktacji sędziów, która dla mnie była kontrowersyjna. Nie będę płakał nad ostatecznym rezultatem, bo faktem jest, że Stephen Thompson mógł zrobić więcej, ale mimo to wskazałbym na wygraną Amerykanina. Wonderboy atakował celniej, a ataki Tilla często były nietrafione, bo Thompson schodził z tej linii ciosu. Oczywiście niektórzy podają statystyki, że Brytyjczyk miał więcej zadanych uderzeń, ale skoro tak to po co nam sędziowie jak goście od przyciskania significant strikes mogliby rozstrzygać pojedynki? Myślę, że wpływ mogła mieć tutaj publiczność, która żywo reagowała na nawet niecelne i nieudane akcje Tilla, a „przemilczała” trafiane proste Thompsona. Gdy  Buffer powiedział, że jeden z sędziów wskazał 49-46 na zwycięzcę, to byłem już pewien, że na Amerykanina – więc, że niby Wonderboy wygrał tylko jedną rundę? Może Joe Rogan ma rację, że panel sędziowski powinien siedzieć zamknięty poza halą i oglądać starcia na ekranie? Till miał kontrolę oktagonu, ale wydaje mi się, ze jest to aspekt brany pod uwagę jako jeden z ostatnich. To Wonderboy trafiał celniej oraz mocniej w większości rund. Wątpliwości nie pozostawia tylko piąte starcie, które powinno iść na korzyść Tilla. Szukając potwierdzenia w moim utwierdzeniu rzuciłem okiem na punktację dziennikarzy mieszanych sztuk walki  i tutaj również większość wskazywała Thompsona. Najlepszym podsumowaniem będzie napisanie, że John McCarthy twierdzi, że wygrał Wonderboy… czyli człowiek, który stworzył zasady punktacji walk w MMA.