Najsłynniejsze pudła z linii rzutów osobistych w historii NBA

Co by było, gdyby… Ludzie, a w szczególności Polacy, lubią zastanawiać się nad tym, co mogło się wydarzyć, lecz nie wydarzyło się z tego lub innego powodu. Jeden mały błąd jedna zmieniona decyzja, a życie każdego wyglądałoby inaczej. Chyba każdy z nas ma tę jedną sytuację, którą rozpamiętuje przez lata. Jednak jest, jak jest i trzeba żyć z tym, co się stało. Nasza mentalność jest taka, że lubimy sobie usprawiedliwiać pewne rzeczy, bojąc się wziąć odpowiedzialność na nasze barki.

NBA dużo nie różni się od życia: tu jeden niecelny rzut, strata lub błąd może kosztować przegrany mecz, serię, mistrzostwo, a nawet w ekstremalnych przypadkach może być to koniec kariery dla gracza. Po pewnych wydarzeniach zawodnik nie jest w stanie wrócić, do swojego dawnego ja- odciśnięte piętno jest za duże i nie daje o sobie zapomnieć. Postaram się przyjrzeć niecelnym rzutom osobistym, które w dużym stopniu zmieniły bieg historii najlepszej koszykarskiej ligi świata.

Rzuty wolne z pozoru wydają się banalnie łatwe. Zawodnik nie jest przed nikogo atakowany, ma 10 sekund na oddanie rzutu, może przymierzyć, gdzie tu filozofia? Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że nie jest tak kolorowo. Na treningu rzuty wpadają, jesteś w stanie trafiać seryjnie osobiste z łatwością, jednak w trakcie meczu jest to zupełnie innego. Dochodzi presja, kibice na trybunach i przede wszystkim, Twoje rzuty mają znaczenie dla końcowego wyniku. Tracisz ten luz i swobodę rzutu, spinasz się i nie jest to już takie automatyczne jak na treningach. Walka z samym sobą to paradoksalnie największe wyzwanie podczas meczu.

Dajmy na to Dwight Howard: kiepski strzelec wolnych, na treningach Los Angeles Lakers trafiał około 80% rzutów z linii, a na meczu wiemy, jak było. W całym tym procesie najważniejsza jest psychika, oczywiście swoje trzeba też wyćwiczyć, jednak cała ta walka toczy się w głowie zawodnika.

Ostatnio mieliśmy świetny przykład tego, jak można zwątpić w swoje umiejętności rzutu. Andre Roberson jest kiepskim (łagodnie mówiąc) strzelcem, jednak w ostatnich playoffach sięgnęło to apogeum. Gracze Rockets wysyłając go celowo na linię w meczu nr 4 zabrali mu resztki wiary i w przeciągu całej serii trafił tylko 3 z 21 rzutów osobistych, czyli 14%… poziom naprawdę tragiczny. To między innymi przez niecelne rzuty Robersona, Rockets zdołali wygrać mecz nr 4, a ostatecznie całą serię. Nie był to pierwszy przypadek w historii NBA, kiedy niecelne rzuty osobiste zaważyły na wyniku:

Nick Anderson, Orlando Magic vs Houston Rockets, mecz nr 1 Finałów w 1995 r.

Starsi kibice pamiętają czasy, kiedy to Shaq grał w Orlando Magic i tworzył z Pennym Hardawayem zabójczy duet, który miał szansę sięgnąć po mistrzostwo NBA, grając w finałach NBA przeciwko Hakeemowi Olajowunowi i jego Houston Rockets.

W meczu numer 1 Magic wydawali mieć się wszystko pod kontrolą, prowadzenie wynosiło już 20 punktów, jednak młodzi gracze nie zdołali go utrzymać i na 10.5 sekundy do końca mieli 3 punkty przewagi. Na szczęście (lub nieszczęście jak się później okazało) na linii stanął Nick Anderson- 74% strzelec z linii rzutów osobistych. Musiał trafić jeden z dwóch rzutów osobistych, żeby przypieczętować wygraną gospodarzy- czysta formalność. Jednak Anderson nie trafia pierwszego rzutu, a przy drugim niecelnym rzucie udaje mu się szczęśliwe zebrać piłkę i dostaje w prezencie dwie kolejne szanse na linii wolnych. Ma szansę na rewanż i teraz to już chyba trafi, co? I w tym momencie dzieje się historia, która zmieniła życie zawodnika Magic. Nie trafia on kolejny dwóch rzutów osobistych (czyli łącznie czterech). Przypomnijmy, że jest 110-107 dla Magic i Rockets mają szansę na wyrównanie i oczywiście doprowadzają do dogrywki, po której wygrywają całe spotkanie i następne 3 mecze w serii.

Magic nie potrafili podnieść się po tej porażce i po następnym sezonie Shaq odchodzi do Los Angeles Lakers, Penny nie może sobie poradzić z kontuzjami, mówiąc krótko: dynastia Magic nigdy nie powstaje. Jednak żaden gracz nie przeżył tego tak bardzo, jak Anderson. Po tych finałach Anderson z 74% strzelca z linii rzutów wolnych spadł do tylko 40%. Jego cała kariera widziana była przez pryzmat tego choke’u. Nothing was the same. Szkoda, bo to na niego de facto spadła wina tej porażki, a to przecież cały zespół stracił dwudziestopunktową przewagę. Jak mówił kiedyś sam zawodnik:

„ Ta sytuacja miała wpływ na sposób, w jaki grałem. Tamte niecelne rzuty wywarły wpływ na to, jak żyłem. Cały czas miałem tę sytuację w głowie”.

Pozostaje pytanie: co by było, gdyby Anderson trafił chociaż jeden z czterech rzutów osobistych?

Dirk Nowitzki, Dallas Mavericks vs Miami Heat, mecz nr 3 Finałów w 2006 r.

Obecnie Dirk Nowitzki jest widziany jako jeden z najlepszych Europejczyków w historii NBA, który w ciągu kariery zdobył ponad 30000 punktów i jest szósty na liście najlepszych strzelców w historii. Jednak nie zawsze było tak kolorowo. Przez lata, Niemiec miał łatkę losera, który potrafi wygrywać w sezonie regularnym i nie był w stanie doprowadzić swojego zespołu do mistrzostwa.

W 2006 roku wydawało się, że jego Dallas Mavericks są na najlepszej drodze do tytułu. Prowadzili w całej serii 2-0, a w meczu nr 3 mieli 13 punktów przewagi na sześć minut do końca. Wydawało się, że drużyna z Miami nie odpowie już w tym meczu, a co dopiero w całej rywalizacji do czterech zwycięstw.

Prowadzi przez młodego Dwyane Wade’a (tak, każdy był kiedyś młody) i Shaquille O’Neala, Heat byli w stanie doprowadzić do wspaniałego comebacku i wyszli na dwupunktowe prowadzenie w końcówce. Na szczęście dla Mavericks na 3.4 sekundy przed końcem, Dirk Nowitzki miał dwa rzuty wolne, którymi mógł doprowadzić do remisu.

90-procentowy strzelec z linii rzutów wolnych w tamtych playoffach- walk in the park. Jednak pamiętajmy, że to jest sport, tu nigdy nie ma nic pewnego.

Pierwszy rzut celny, wszyscy powoli szykują się do dogrywki. Mavs cały czas mogą wyjść obronną ręką z tego spotkania, w którym utracili całą przewagę.

Drugi rzut nękał Dirka przez długie lata. Nowitzki niespodziewanie nie trafia i piłka ląduje w rękach Wade’a, który trafia jeden z dwóch rzutów wolnych. W odpowiedzi Mavericks nie trafiają rzutu na dogrywkę i mecz nr 3 zwyciężają Heat, tak jak następne trzy mecze.

Zamiast 3-0, skończyło się 2-4. Nie jest powiedziane, że w dogrywce Dallas udałoby się wygrać, ale lider pozbawił ich tej szansy.

Aż do 2011 roku Dirk miał łatkę przegranego. Wtedy to udało mu się zrewanżować Heat, za porażkę sprzed 5 lat. Znowu miał Wade’a przed sobą, ale tym razem wzmocnionego Lebronem Jamesem i Chrisem Boshem. I tym razem to on musiał odrabiać. Mavericks przegrywali 1-2 i –15 w czwartym meczu i wydawało się, że po raz kolejny Dirk nie da rady. Jednak tym razem wziął drużynę na swoje barki i zanotował wspaniałe zwycięstwo w całej serii, odcinając się od statusu przegranego.

Czy gdyby Dirk trafił tamten rzut wolny, nie musiałby przez lata borykać się z mianem loosera?

Zaloguj się aby dodawać komentarze