Belgia i Anglia – przegląd historycznych dokonań obu drużyn na mundialach
Przygotowując się do meczu o trzecie miejsce zabieramy Was w małą podroż historyczną. Kamil przeniósł Was w swoim tekście do wspomnień poprzednich rywalizacji o brązowy medal, a my rozłożymy na czynniki pierwsze historię najważniejszych wydarzeń na mistrzostwach świata dla Anglii i Belgii, zapraszam!
Anglia
Bariera nie do przejścia
Pomimo tego, że Anglia uznawana jest za kolebkę futbolu, to reprezentacja tego kraju nie brała udziału w żadnym mundialu do 1950 roku. Pierwsze mistrzostwa świata Synowie Albionu zaliczyli w Brazylii, jednak nie będą dobrze wspominać tego turnieju. Swój udział zakończyli już na fazie grupowej. Co ciekawe w tamtym czasie z grupy wychodziła tylko jedna drużyna, a zwycięstwo było liczone za dwa punkty. Jedna wygrana i dwie porażki takim bilansem zakończyli udział w tej imprezie, a do dalszej fazy awansowała Hiszpania z kompletem zwycięstw. Cztery lata później było już trochę lepiej. Turniej został rozegrany w Szwajcarii, jako kraju, który był neutralny podczas II Wojny Światowej i nie został dotknięty zniszczeniami. Właśnie na tej imprezie po raz pierwszy zmierzyli się z reprezentacją Belgii. Spotkanie w fazie grupowej zakończyło się DOGRYWKĄ, w której lepsi okazali się Anglicy. Po raz pierwszy udało im się wyjść z grupy, ale swoją przygodę zakończyli na poziomie ćwierćfinału, przegrywając z obrońcą tytułu – Urugwajem 4:2. Gdy wydawało się, że angielska piłka idzie regularnie do przodu przyszedł mundial w Szwecji i znowu powróciły stare demony i brak wyjścia z grupy. Mierzyli się z ZSRR, Brazylią oraz Austrią, kończąc rozgrywki bez porażki, jednak trzy remisy nie zapewniły biletu do awansu. Kolejne mistrzostwa świata odbyły się w Chile w 1962 roku. Tym razem Anglicy wyszli z grupy, jednak nie cieszyli się tym zbyt długo, ponieważ na boisku w Santiago okazali się gorsi od Brazylii w 1/4 finału.
Słynny rok 1966…
Gdy wydawało się, że Anglicy grają na mundialach pewnym system, to znaczy raz na cztery lata kończą udział na fazie grupowej, a na kolejnym turnieju docierają do ćwierćfinału – nastąpił przełom. I to trzeba powiedzieć taki przez wielkie P. W 1966 roku mistrzostwa świata zostały rozegrane w Anglii, a gospodarze trafili do grupy z Urugwajem, Francją i Meksykiem. Mecz otwarcia nie był porywający, ponieważ Synowie Albionu i Urusi zagrali zachowawczo licząc przede wszystkim na brak porażki. W dwóch kolejnych starciach nie było już taryfy ulgowej i dwukrotnie po 2:0 pokonali Francję i Meksyk. Przepustka do dalszej gry była dobrym znakiem, jednak nadchodził moment szczególny. Bariera, której do tej pory nie potrafili przeskoczyć – ćwierćfinał. Tam na podopiecznych Ramseya czekała Argentyna. Gospodarze zwyciężyli 1:0 po bramce Hursta i bardzo brutalnym pojedynku. Był to pierwszy awans Anglii do strefy medalowej, a najlepsze miało dopiero nadejść. W półfinale trafili na czarnego konia turnieju – reprezentację Portugalii. Jednak również tym razem okazali się lepsi wygrywając po dwóch bramkach Bobby’ego Charltona 2:0. Warto również wspomnieć, że przeciwnicy za sprawą Eusebio nie wykorzystali rzutu karnego. W finale mieli spotkać się z reprezentacją Niemiec Zachodnich, którzy w półfinale odprawili z kwitkiem ZSRR. Samo spotkanie miało wiele podtekstów. II Wojna Światowa nadal siedziała w głowach ludzi, dlatego też była to rywalizacja o coś więcej niż złoty medal. Spotkanie zostało rozegrane na Wembley 30 lipca 1966. Mecz rozpoczął się lepiej dla RFN, która wyszła na prowadzenie po bramce Hallera. Na wyrównanie nie trzeba było długo czekać, a sześć minut później Hurst – bohater meczu z Argentyną, wyrównał wynik. Synowie Albionu w drugiej części gry wyszli na prowadzenie 2:1 i będąc o krok od tytułu stracili gola w ostatnich minutach, przez co potrzebna była dogrywka. W dodatkowym czasie gry dwie bramki zdobył Hurst, który skończył tą rywalizację hat-trickiem i zapewnił pierwszy, historyczny tytuł dla Ojczyzny Futbolu!
Powrót do szarej rzeczywistości
W kolejnych latach nie było, jednak tak kolorowo jak mogło się wydawać po takim sukcesie. W latach 1974-78 druzyna nawet nie zakwalifkowała się na turniej finałowy, a w 1970 roku jako obrońcy tytułu skończyli na swoim “ukochanym” ćwierćfinale. W 1990 roku wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Anglicy dostali się do strefy medalowej, panowały optymistyczne nastroje, jednak skończyło się najgorzej jak mogło – IV miejsce na włoskich boiskach. Przez 28 kolejnych lat Synowie Albionu nie zbliżyli się do półfinałów, aż do tegorocznego turnieju. Podopieczni Southgate’a przełamali impas, jednak nadal mogą skończyć tak jak w 1990 roku. Do tej pory w swojej historii mają tylko jeden, ale za to najcenniejszy medal mistrzostw świata. W tym roku futbol na pewno nie wróci do domu, ale powrót z brązowym kruszcem byłby i tak wielkim sukcesem.
Belgia
Ciągle faza grupowa…
Belgowie na pewno nie mają tak bogatej historii jak Synowie Albionu, poniewaz nigdy nie zdołali zdobyć żadnego medalu, jednak mogą się pochwalić startem w pierwszych, oficjalnych mistrzostwach świata na boiskach Urugwaju. lata 1930, 1934, 1938 to trzy kolejne udziały w turnieju finałowym, jednak Czerwone Diabły za każdym razem wracały do domu po fazie grupowej w dwóch przypadkach była to 1/8 finału, ponieważ nie rozgrywano grup, notując cztery kolejne porażki. Dobra passa kwalifikacji skończyła się w 1950 roku, gdy po II Wojnie Światowej nie dostali się do turnieju głównego na boiskach Brazylii. Wrócili na mundial w 1954 roku, jednak w Szwajcarii po raz kolejny powróciły demony fazy grupowej. Lata 1958-1966 odbyły się bez udziały Belgii, więc przegapili oglądanie triumfu Synów Albionu na angielskiej ziemi.
Największy sukces
1984 rok to mundial to boiskach Meksyk i zarazem największy sukces belgijskiej piłki na arenie mistrzostw świata. Trzeba przyznać, że po fazie grupowej nie zapowiadało się kolorowo, ponieważ uplasowali się na trzeciej pozycji, za plecami gospodarzy oraz Paragwaju. Mieli na tyle szczęścia, że w tamtym czasie dwie pierwsze drużyny z każdej grupy oraz cztery najlepsze zespoły z trzecich miejsc awansowały do dalszych gier. W 1/8 finału trafili na reprezentację ZSRR i pokonali wyżej notowanego przeciwnika 4:3. Belgia stała się jednocześnie czarnym koniem tego turnieju, a w ćwierćfinale czekała już Hiszpania. Czerwone Diabły pokonały La Furja Roja po rzutach karnych, a w regulaminowym czasie gry mieliśmy wynik 1:1. Piękna przygoda Belgów zakończyła się na półfinale, gdzie ulegli Argentynie 2:0, czyli późniejszemu triumfatorowi całego mundialu. W meczu o trzecie miejsce również musieli uznać wyższość rywala, ale lepsza tym razem okazał się Francja 4:2. Pomimo braku medalu, był to pierwszy awans do strefy medalowej i do tej pory jest to najlepsze osiągnięcie Czerwonych Diabłów. Pewne jest, że obecna generacja wyrównała to osiągnięcie, ale może je jeszcze poprawić w sobotnim starciu o trzecie miejsce.
W kolejnych latach nie było tak kolorowo 1990 rok – 1/8 finału, 1994 rok – 1/8 finału, 1998 rok – faza grupowa, 2002 rok – 1/8 finału. Po tych mundialach przydarzyła się dłuższa przerwa, ponieważ opuścili mistrzostwa świata w Niemczech i RPA stawiając na pracę u podstaw i szkolenie. Przełamanie impasu nastąpiło na boiskach Brazylii, gdzie powrócili ze swoją złotą generacją, ale zakończyli udział na ćwierćfinale w meczu z późniejszym finalistą – Argentyną.
Jest o co walczyć!
Oba zespoły do tej pory nie uczestniczyły w meczu o trzecie miejsce. Belgowie nie mają na swoim koncie żadnego medalu mistrzostw świata. Anglicy mają cenne złoto z 1966 roku, jednak dla obu drużyn będzie to szansa na polepszenie dorobku, a Czerwone Diabły powalczą o najlepszy rezultat w historii wszystkich startów od 1930 roku.