Podsumowanie trade deadline: czy Cleveland Cavaliers spełnili życzenia Króla?

Miało być spokojnie i bez żadnych większych ruchów, ale NBA po raz kolejny nas nie zawiodła. Tegoroczny trade deadline był wyjątkowo gorący i działo się sporo – w 12 wymianach kluby zmieniło 28 zawodników. Najbardziej aktywni byli Cleveland Cavaliers, którzy dokonali radykalnych zmian w swoim składzie. Czy te ruchy zmienią ich oblicze? O tym (i o innych kwestiach a propos okienka transferowego) przeczytasz poniżej.  

Na początku wypadałoby zrobić małe podsumowanie tego, co się wczoraj działo. Oto wszystkie czwartkowe wymiany:

CAVALIERS: Jordan Clarkson, Larry Nance
LAKERS: Isaiah Thomas, Channing Frye, wybór w I rundzie draftu od Cavaliers

CAVALIERS: Rodney Hood, George Hill
JAZZ: Jae Crowder, Derrick Rose
KINGS: Joe Johnson, Iman Shumpert, wybór w drugiej rundzie draftu 2020

HEAT: Dwyane Wade
CAVALIERS: chroniony wybór w drugiej rundzie draftu 2024

SUNS: Elfrid Payton
MAGIC: drugorundowy pick od Suns

KNICKS: Emmanuel Mudiay
NUGGETS: Devin Harris, drugorundowy wybór w drafcie Clippers od Knicks
MAVERICKS: Doug McDermott, drugorundowy wybór w drafcie od Nuggets

NETS: Dante Cunningham
PELICANS: Rashad Vaughn

BULLS: Noah Vonleh, pieniądze w gotówce
BLAZERS: Prawa do Milocana Rakovica

HAWKS: Sheldon Mac
WIZARDS: chroniony wybór w drugiej rundzie draftu

RAPTORS: Malachi Richardson
KINGS: Bruno Caboclo

HEAT: Luke Babbitt
HAWKS: Okaro White

PISTONS: James Ennis
GRIZZLIES: Brice Johnson, wybór w drugiej rundzie draftu 2022

PISTONS: Jameer Nelson, wybór w drugiej rundzie draftu
BULLS: Willie Reed,  prawo do zamiany pickami w drugiej rundzie 2022

Zacznijmy od Cleveland Cavaliers, bo to oni byli zdecydowanie tematem numer jeden wczorajszego dnia i to na nich skupiona była cała uwaga. Czy zrobią jakiś ruch? Czy dadzą sobie szanse i spróbują wygrać mistrzostwo w niezmienionym składzie?

Odpowiedzi na pytanie poznaliśmy stosunkowo szybko, bo już o godzinie 18 zaczęła się zabawa. Cavaliers poszli all-in i dokonali prawdziwej rewolucji kadrowej.

Wszystko zaczęło od wymiany z Lakers, o której doniósł, kto jak nie nasz Adrian Wojnarowski. W ramach tego trade’u do Cleveland trafili Jordan Clarkson i Larry Nance Jr., a w drugą stronę poszli Isaiah Thomas i Channing Frye. Moja pierwsza myśl na temat tego trade’u? Coś szybko zrezygnowali z tego Thomasa.

Po tym dealu Cavs zostali z dziurą na pozycji rozgrywającego, co zwiastowało dalsze ruchy Koby’ego Altmana. Na kolejne newsy nie musieliśmy długo czekać. W trójstronnym dealu pomiędzy Utah Jazz, Sacramento Kings, a Cleveland Cavaliers ci ostatni pozyskali Rodneya Hooda i George’a Hilla.

Ale to nie mógł być koniec, prawda? Dopełnienem szaleństwa w Ohio było wysłanie Dwyane’a Wade’a do Miami Heat, czyli miejsca, do którego tak naprawdę należy. Wade obawiał się, że w obliczu przyjścia nowych zawodników nie dostanie wystarczającej roli w drużynie i poprosił o trade. Co ciekawe, ten ruch został skonsultowany z Królem, czyli widać, że zarząd próbuje mu się podlizać. Nie, żeby to było coś nowego. W końcu to najlepszy zawodnik na świecie.

Cała ta ofensywa ze strony generalnego menedżera Cavaliers trwała… 30 minut.

Pozostałe wymiany były raczej kosmetyczne (często z powodów finansowych) i żadne czołowe ekipy (z Warriors, Rockets, Celtics) na czele przyjęły bierną postawę. Było trochę plotek, ale na koniec dnia do niczego nie doszło. Jednak okienko transferowe to nie jedyna okazja na wzmocnienia. 1 marca mija termin, w którym zespoły mogą podpisać zawodników, żeby ci mogli zagrać w playoffach. Już pojawia się kilka nazwisk koszykarzy, którzy mają zostać wykupieni ze swoich dotychczasowych teamów, z Joe Johnsonem i Derrickiem Rosem na czele.

Okej, to teraz pora na ocenę trade deadline z perspektywy Cleveland Cavaliers, bo to oni zrobili najwięcej. Czy te ruchy znacząco poprawi ich sytuację? Na razie trudno na to odpowiedzieć, bo nie widzieliśmy ich jeszcze w akcji. Jedno jest natomiast pewne – w Cleveland działo się naprawdę źle. Na tyle źle, że ten skład nie miał okazji spróbować zmierzyć się w playoffach. Nie ma co się jednak dziwić – tam nie było chemii i wydaje się, że to Isaiah Thomas i Jae Crowder byli za to winni.

Thomas lubi dużo mówić i często narzekał mediom. O ile w Bostonie broniły go wyniki, o tyle w ciągu 15 meczów w barwach Kawalerzystów, wyglądał jak cień samego siebie sprzed kontuzji. No i fakt jest taki, że nie mogłeś grać nim przeciwko Golden State Warriors – jest po prostu zbyt słabym defensorem.

Nie wiem, czy byliśmy świadkami większego upadku jednego zawodnika w trakcie jednego roku kalendarzowego. Jeszcze w zeszłym sezonie Thomas zdobywał średnio 29 punktów i skończył rozgrywki na piątym miejscu w głosowaniu na MVP, a maksymalny kontrakt dla niego wydawał się pewny. Teraz? Po raz drugi został wymieniony, ma stać się rezerwowym i wątpliwe, żeby ktokolwiek mu zapłacił w to lato.

Postawa Crowdera też pozostawiała wiele do życzenia. Miał być kozackim dodatkiem do Jamesa, świetnym strzelcem za trzy i do tego obrońcą na gwiazdy rywali (tzw. 3&D). Cóz, żadnej z tej rzeczy nie robił dobrze.

Pomyśl o tym, jak fatalnie wygląda teraz wymiana Cavs z Boston Celtics. Ich największy rywal pozyskał Kyriego Irvinga za zawodników niebędących już w Cleveland. Pozostał tylko ten słynny pick Brooklyn Nets, ale czy to cokolwiek zmienia? Danny Ainge po raz kolejny ograł innego generalnego menedżera.

Z tej mąki nie udałoby się ulepić chleba. Koby Altman postanowił działać i zmienił skład o 180 stopni. Można powiedzieć, że Cavaliers upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu (a nawet więcej) – stali się młodsi, a przy okazji powinni być lepsi w playoffach. Ten zespół był stary, zmęczony i nie wyglądał, jakby im zależało, szczególnie w defensywie. Odmłodzenie na pewno daje możliwości na poprawę tych kwestii.

Larry Nance Jr. to walczak, który wnosi do gry dużo energii. Jest wszędzie i jemu się po prostu chce. Widzę go jako niskiego centra w niektórych ustawieniach. George Hill to idealny Robin – nie potrzebuje piłki w rękach, jest świetnym strzelcem za trzy (45% w tym sezonie), a do tego to świetny defensor (idealny do obrony Stepha Curry’ego). Jest to praktycznie upgrade w każdym aspekcie nad Thomasem. Z kolei Hood to jeszcze młody, 24-letni rzucający obrońca, który potrafi zdobywać punkty na zawołanie. Świetny w rzucie po koźle i kreowaniu akcji na własną rękę. Jeśli pozostanie zdrowy, to Cavaliers mogą mieć idealne zastępstwo dla JR Smita na lata. Jest jeszcze Clarkson, czyli kolejny ofensywnie nastawiony guard.

Ale nie wszystko złoto, co się świeci.

Sufit tego zespołu leży zdecydowanie niżej niż wcześniej. Żaden z pozyskanych graczy nie ma upside’u, żeby wejść na poziom wyżej, który miał Thomas. Możemy mówić, że spisywał się fatalnie, ale to była mała próbka. Gdyby wrócił do swojej formy (mogłoby się nigdy nie wydarzyć), to miał szansę na przejęcie meczu w każdej chwili. Mógł być drugą gwiazdą i kreatorem obok Jamesa. Według mnie Cavaliers powinni być lepsi w playoffach w Konferencji Wschodniej niż byli w poprzednim kształcie, ale ich szansę przeciwko Warriors (czy też Houston Rockets) są niższe.

W kwestii pojedynku z mistrzami NBA pozbycie się Crowdera sprawia, że w Cleveland brak obrońcy na Kevina Duranta. Możemy się łudzić i oszukiwać, mówiąc o Lebronie w tej kwestii, ale nie, James już nie ma siły i zdrowia na uganianie się za KD. Kto go będzie bronił? Jeff Green, Rodney Hood, George Hill? Nie widzę tym momencie nikogo, kto mógłby zatrzymać Duranta.

Poza tym pozyskani koszykarze są praktycznie bez doświadczenia na wielkiej scenie – Hill ma tendencje do znikania w ważnych momentach, Clarkson i Nance Jr. nie byli jeszcze w playoffach, a Hood (ciągle kontuzjowany) zagrał jedynie w jednej fazie posezonowej. Z drugiej strony Thomas wprowadził Celtics do finałów konferencji praktycznie w pojedynkę, wygrywając m.in. spotkanie nr 7 przeciwko Washington Wizards. Na tego typu momenty nie jest się gotowym ot tak. Tym bardziej, jeśli celem jest awans do Finałów NBA. Czy nowi zawodnicy mogą z miejsca wejść i zrobić różnicę w potencjalnej serii playoffowej? Nie jestem tego pewien.

Podsumowując, podoba mi się to, że Cavaliers zrobili cokolwiek i za to, co oddali (zatrzymali wybór od Brooklyn Nets), otrzymali naprawdę sporo. Lebron James może być zadowolony, bo Koby Altman nie mógł zrobić więcej.  Cavaliers dodali atletyzm, odświeżyli trochę skład i pozbyli się raków w szatni, co powinno wyjść im na plus. W rywalizacji na Wschodzie mogą być lepsi, ale ich szanse przeciwko Golden State Warriors nie wygadają wcale lepiej. Wątpię, żeby te ruchy miały przekonać Jamesa do pozostania latem w Cleveland. Skoro raz już odszedł, to czemu nie miałby tego zrobić drugi raz?

Dużymi wygranymi tego trade deadline są na pewno Lakers. Magic Johnson i Rob Pelinka wykonali kawał dobrej roboty, pozbywając się kontraktu Clarksona, a pozyskując wzmian wybór w I rundzie draftu i Thomasa. Ale nie to jest najważniejsze. A jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Dzięki temu ruchowi (i kilku innym w przyszłości) Jeziorowcy mogą wygenerować miejsce  na dwie maksymalne umowy. Marzeniem Lakers są oczywiście Lebron James i Paul George. To byłaby historia, gdyby Cavaliers pomogli ekipie z Los Angeles podpisać umowę z Królem. 

Tegoroczny trade deadline na pewno nie rozczarował, ale wymiany nie zmieniły układu sił w NBA – mamy jednego faworyta i kilku pretendentów. Rywalizacja w Konferencji Wschodniej dawno nie była tak wyrównana. Cleveland Cavaliers nie są już pewniakiem do wygrania Wschodu, a Boston Celtics, Washington Wizards i Toronto Raptors zrobią wszystko, żeby zrzucić Króla z tronu. Jedno jest pewne: następne 4 miesiące w naszej ukochanej lidze będą niezwykle ciekawe.

A Ty jakie masz przemyślenia odnośnie do okienka transferowego?