Noc w NBA: Warriors przyszli do gry, Cleveland…niekoniecznie

Golden State Warriors pokonali stosunkowo łatwo Cleveland Cavaliers 113-91. Do wygranej gospodarzy doprowadziły dwie gwiazdy: Stephen Curry i Kevin Durant, którzy zanotowali łącznie 56 punktów i 18 asyst. Była to już 6 z rzędu porażka Jamesa i jego zespołu w meczu otwarcia Finałów. Co się wydarzyło w pierwszym spotkaniu Finałów NBA?

Mecz praktycznie bez historii. Początek był wyrównany, ale później gospodarze zaczęli powiększać przewagę, która wynosiła już ponad 20 punktów. Cavs starali się gonić, ale to nie był ich mecz. Widać, że te kilka dni przerwy zabrały im trochę rytmu meczowego.

Warriors z kolei wyszli bardzo zmotywowani na to spotkanie. Zeszłoroczna porażka w Finałach ewidentnie siedzi im w  głowach. Wojownicy wyrównali rekord najmniejszej ilości strat w Finałach (Detroit Pistons 2005) i przykładali bardzo dużą uwagę do wszystkich szczegółów w swojej grze. Widać było, że po prostu chcieli bardziej.

Wielu z nas zapomina, jak dobry jest Kevin Durant. Przez kontuzje, zmniejszoną rolę przy takiej ilości gwiazd w Golden State, KD nie jest już wymieniany w gronie największych gwiazd ligi. A powinien. Durant przypomniał, że może być nawet drugim najlepszym gracze na świecie. 38 punktów, 8 zbiórek, 8 asyst i wygrany match-up z Jamesem. Jego wartość wychodzi najbardziej w momentach, kiedy nie idzie drużynie. Wiesz, Warriors to ruch piłki, połączony z egzekucją, ale co, kiedy trójki nie wpadają, gra się nie klei itd.? Wtedy szukasz punktów w każdy możliwy sposób, a Durant to maszyna ofensywna, która może wziąć piłkę w swoje ręce i rzucać seryjnie punkty. Może to nie wygląda pięknie, kiedy Durant bierze piłkę i izoluje się na trójce. Demony Oklahomy czasem wracają, ale who cares? Chodzi o zdobywanie punktów, a pamiętamy, jakie kłopoty mieli rok temu Warriors, kiedy Cavaliers ograniczyli ich zmianami krycia w obronie. Taki gracz to skarb. Co więcej, KD zagrał kozacki mecz po defensywnej stronie boiska. Jego wzrost, zasięg ramion ewidentnie przeszkadzały Jamesowi, który nie mógł złapać swojego flow w ataku.

https://www.youtube.com/watch?v=8nExzIV2u3M

Czy jest coś piękniejszego w koszykówce niż oglądanie Stepha Curry’ego, kiedy mu wpada dosłownie wszystko? Moim zdaniem nie, ale to tylko opinia. Tak czy inaczej, Curry wygrał pojedynek z Irvingiem i trudno się praktycznie przyczepić do czegokolwiek. 28 punktów, (aż) 10 asyst i (aż) 3 przechwyty a do tego 6 trójek- świetny występ po obu stronach parkietu. Cavs cały czas próbowali doprowadzić do tego, żeby to właśnie Curry był angażowany w ich akcje ofensywne jako obrońca- głównie przez Pick&Rolle. Jednak Steph nie dał się zdominować fizycznie, walczył na zasłonach, a w ataku robił swoje. Tak wyglądał lider Warriors, którego pamiętamy. Był może w cieniu Duranta, ale po cichu to on był najlepszym gra na boisku. Drużyna z nim na parkiecie była o 20 punktów lepsza od rywali. MVP is back!

Cleveland nie może tracić piłki w ten sposób, jeśli chce mieć jakiekolwiek szanse z Warriors. 20 strat, z których gospodarze mieli 12 przechwytów, to niedopuszczalna rzecz przeciwko temu zespołowi. Kontratak, półkontratak to coś, co Golden State kocha. Cavs oddali bardzo dużo punktów w transition, po otwartych trójkach, czy niekontestowanych wsadach. Przez moment mieliśmy mały konkurs wsadów. I to nie jest tak, że Cavaliers są jakimś wyjątkiem- po prostu Warriors jako organizm grając szybko, są praktycznie niemożliwi do zatrzymania. Widać było to we wczorajszym meczu.

https://www.youtube.com/watch?v=TqbMS6EXN0Iczem

Do tego będąc Cavaliers nie możesz pozwolić na 14 zbiórek na swojej desce przeciwnikom. Nie możesz. Kontrataki to jedno, ale punkty drugiej szansy to kolejna rzecz, która nakręca Warriors. Sytuacja po zbiórce w ataku daje szanse na łatwe trójki- obrona jest skupiona na polu trzech sekund (w walce o zbiórkę) i można znaleźć otwarte pozycje. A kto jak kto, ale Warriors potrafią karać rywali.

Jednak Warriors też nie zagrali rewelacyjnego spotkania. Chociaż dziwnie to brzmi, patrząc na wynik, ale tak było. Klay Thompson nadal nie może znaleźć swojego rytmu i trafia tylko 3 z 16 rzutów z gry, w tym ani jednej trójki z pięciu oddanych. Rezerwowe ustawienia, kiedy nie ma Curry’ego i Duranta na boisku nie funkcjonują najlepiej. Cały czas dziwi, czemu Mike Brown nie rozdziela minut na boisku obu graczy. Wszystkie media o tym mówią, ale tymczasowy coach Warriors idzie w zaparte. Mając takie jednoosobowe armie w ataku, musisz mieć minimum jednego na boisku przez pełne 48 minut. Ale Brown jakoś nie może tego wykonać tego prostego zadania.

W obozie Warriors słychać pozytywne doniesienia, co do zdrowia Steve’a Kerra. Trener Warriors jest w dużo lepszej kondycji i nawet była nadzieja, że będzie prowadził swój zespół w pierwszym meczu. Jednak w ostatniej chwili zrezygnowano z tego pomysłu. Mecz nr 2 wydaje się bardzo realnym terminem powrotu Kerra. Dla Warriors to świetna wiadomość, bo ich nominalny trener potrafi rotować składem, jak mało kto.

Kilka dni przerwy rozleniwiło Cavaliers. Nie byli tak zmotywowani, jak Warriors i wyglądało, jakby grali któryś z kolei mecz sezonu regularnego, a nie Finały NBA. Lebron miał 28-15-8, Love 15 puntktów i 21 zbiórek, a Kyrie dołożył 24 oczka i Cavs przegrywają -22? Coś tu nie jest nie tak…

28 punktów, 15 zbiórek, 8 asyst, ale też 8 strat. Na pierwszy rzut oka, że to był dobry, a nawet bardzo dobry mecz Jamesa (oczywiście poza stratami). Ale to nie był ten sam Lebron, co przez cały sezon. Dał się zdominować Durantowi po obu stronach parkietu. Fakt, że niektóre straty wynikały z niedokładności kolegów, którzy nie mogli złapać piłki po podaniach Jamesa. Ale Król powróci, o to się nie martw.

https://www.youtube.com/watch?v=HsxR6DPw1tQ

Kyrie rzucił 24 punkty, ale nie sprawdzając statystyk, w życiu bym tak nie pomyślał. Irving był efektywny, ale przeszedł trochę koło meczu. Jeśli Cavaliers chcą mieć jakiekolwiek szanse na triumf, Kyrie musi być w swoim trybie najlepszego gracza na świecie. Rozgrywający Cavs ma potencjał, żeby być najlepszym graczem tej serii. Kyrie musi błyszczeć, a nie być w cieniu Curry’ego, jak to miało miejsce dzisiaj. Co więcej, wersja Irvinga jako tylko strzelca, to nie jest dobre rozwiązanie dla jego zespołu. Kiedy znajduje równowagę między Kyrie-strzelcem, a Kyrie-rozgrywającym, wtedy dopiero daje najwięcej Cavs. Dzisiejsze 2 asysty to zdecydowanie za mało.

Kevin Love był bestią na deskach, zaliczając ostatecznie aż 21 zbiórek, ale też był trochę poza meczem. Love odpoczywał w obronie, kryjąc Pachulie, ale w ataku nie dał tego, co zawsze.

Liderzy Cavs nie zagrali najlepszego spotkania, ale to gracze zadaniowi praktycznie nie pojawili się w meczu. Tristan Thompson po tym, jak mordował Boston Celtics na deskach, miał tylko 4 zbiórki i nie dominował fizycznie, jak to było we wcześniejszych rundach. Do tego JR Smith z trzema punktami, a Kyle Korver z trzema pudłami. Cavaliers potrzebują więcej od swoich graczy zadaniowych, jeśli myślą o wygraniu mistrzostwa.

Ale na koniec dnia trzeba pamiętać, że to był dopiero pierwszy mecz tej serii. Najgorsze jest wyciąganie wniosków po jednym meczu. Seria jest grana do czterech zwycięstw, prawda? Tu nie dostajesz pucharu za wygranie jednego pojedynku. Pamiętasz, jak rok temu było 2-0 dla Warriors i wszyscy skreślali Cavs? Mówią, że seria nie zaczyna się, dopóki zespół nie wygra spotkania na wyjeździe. Cavaliers prędzej czy później będą w tej serii. James i spółka to nie jest zespół, który się poddaje. Najważniejsze dla nich, to zasiać zwątpienie w szeregach rywali, tak, jak rok temu. Ale czy ten zespół Warriors można pokonać?

Finał NBA, czyli Konkurs wsadów.

Mecz nr 2 z niedzieli na poniedziałek o 2:00 polskiego czasu.

Zaloguj się aby dodawać komentarze