Noc w NBA: Game winner Celtics, czy ktoś widział Lebrona?

Niespodzianka to mało powiedziane. Cud? Brzmi już bardziej adekwatnie. Po dwóch porażkach łącznie 57-oma punktami pozbawieni Isaiaha Thomasa Boston Celtics pokonali nieoczekiwanie Cleveland Cavaliers na ich parkiecie, 111:108. Decydujący rzut na 0.1 sekundy do końca trafił Avery Bradley. To pierwsza porażka Cavs w playoffach od meczu nr 4 zeszłorocznych Finałów NBA.

Czapki z głów dla Boston Celtics.

Podopieczni Brada Stevensa nie mieli praktycznie nic do stracenia. Po porażce -44 na własnym parkiecie wydawało się, że seria jest już skończona. Co więcej, Isaiah Thomas, czyli czołowa postać drużyny z Bostonu, nabawił się kończącej sezon kontuzji biodra, a do tego najbliższe dwa mecz miały odbyć się na parkiecie mistrzów NBA. Sytuacja niezbyt ciekawa. Chyba nawet największy optymiści, nie byliby w stanie uwierzyć w zwycięstwo Celtics.

Całe playoffy przebiegły dla nich pod znakiem różnych problemów i komplikacji. Zdołali przebrnąć przez dwie rundy, ale pojedynek przeciwko Cavs miał rozwiać wszelkie wątpliwości i pozbawić jakichkolwiek złudzeń Celtów. Czy ktokolwiek pokładał w nich nadzieje? Pewnie nikt, poza nimi samymi. Podobno wiara czyni cuda. I uczyniła.

Z początku wyglądało to tak, jak wszyscy się spodziewali. Cleveland robili show w ataku, a Celtics nie mogli wykreować za dużo w ofensywie. Cavs trafili aż 14 z 22 trójek w pierwszej połowie i do przerwy mieli aż 66 punktów (Celtics 50). Nic nie zapowiadało, żeby w drugiej części gry miało się coś zmienić.

Mimo problemów Jamesa ze skutecznością gospodarze prowadzili 77-56. Jednak wtedy rzeczy zaczęły się dziać. Podopieczni Brada Stevensa nie poddali się w jak w poprzednim meczu- zaczęli walczyć i stopniowo odrabiać straty.

Cavs przestali być skuteczni, gracze z Bostonu prowadzeni przez Marcusa Smarta zaczęli trafiać trójki i zrobił nam się mecz. Ostatecznie goście byli lepsi o 11 w trzeciej kwarcie. Jednak cały czas wydawało się, że to tylko ostatnie oznaki życia skazanych na porażkę Celtics.

Ale nic z tych rzeczy.

Po trójce Smarta na tablicy wyników widniał remis po 95. Zaczęła się wymiana kosz za kosz, którą zakończył Avery Bradley, trafiając rzut na 0.1 sekundy do końca meczu po fantastycznie rozrysowanej akcji przez Brada Stevensa. Jae Crowder zmylił dwóch obrońców, dzięki czemu Bradley był wolny i miał sporo czasu, żeby przymierzyć. Piłka kilka razy odbiła się od obręczy i ostatecznie wpadła, dając gościom upragnioną wygraną.

Bogowie koszykówki byli dzisiaj po stronie Celtics.

Bradley był bohaterem ostatniej akcji, ale to głównie Smart sprawił, że ten rzut miał jakiekolwiek znaczenie. Przeciętny strzelec, jakim jest rozgrywający Celtics, trafił aż 7 z 10 trójek na 27 punktów, a do tego zaliczył jeszcze 7 asyst, 5 zbiórek i 2 przechwyty. Bradley dodał 20 oczek, a z ławki dobre wsparcie dali biali podkoszowi- Kelly Olynyk miał 15 punktów, a Jonas Jerebko, który praktycznie nie grał przez całe playoffy, nie pomylił się przy żadnej z 4 prób z gry, kończąc z 10 oczkami.

Do zwycięstwa Celtics doprowadziła drużyna. Połączenie wysiłków każdego z zawodników dało wygraną, gdzie wydawało się to niemożliwe. Podopieczni Brada Stevensa zostawili serce na parkiecie, walczyli do samego końca i to zaprocentowało. Czasami drużyna to coś więcej niż suma talentów.

Marcus Smart o braku Thomasa:

,,Każdy z nas musiał wejść na wyższy poziom w dzisiejszym meczu, zwłaszcza że byliśmy bez jednego z naszych braci. Nasza miłość i wsparcie idzie do Isaiaha. Chcielibyśmy, żeby był tu znami, ale wiemy, jak jest. My po prostu walczymy. Każdy zrobił swoje.

Jeśli jesteś hejterem Lebrona Jamesa i dawno nie miałeś okazji, żeby wyrazić swoją nienawiść do Króla, to dziś jest dla Ciebie piękny dzień. Słonce świeci, ptaszki ćwierkają, a Lebron zawodzi.

James miał 0 punktów w czwartej kwarcie. ZERO!!!! Kiedy drużyna go najbardziej potrzebowała, Lebron stał się pasywny i nie był w stanie zapewnić swojej drużynie wygranej. Czy potencjalnie najlepszy gracz w historii ligi może sobie pozwolić na przejście obok meczu? Abstrahując od wyniku serii, który i tak wydaje się rozstrzygnięty, to takie rzeczy nie mogą się wydarzyć.

Ostatnimi czasy dyskusja o tym, czy James jest lepszym koszykarzem od Michaela Jordana, pojawia się coraz częściej. Jedno jest pewne, Jordan nigdy by nie przestał próbować. MJ rzucał, póki się nie wstrzelił, a nawet jeśli piłka nie wpadała do kosza, to schodził z parkietu wiedząc, że dał z siebie wszystko. Chyba lepsze takie podejście niż pasywność, prawda?

Może Lebron jest zbyt przywiązany do swojej efektywności? Fakt jest taki, że trafił tylko 1 z 8 rzutów za trzy, kończąc spotkanie z 11 oczkami i 6 stratami, nie punktując przez ostatnie 16.5 minuty spotkania. Niewątpliwie był to jeden z najgorszych meczów Lebrona w jego karierze w playoffach.

W obliczu ,,nieobecności” Lebrona, inni gracze zajęli się zdobywaniem punktów. Kyrie Irving trafił 4 trójki na 29 punktów i 7 asyst, Kevin Love był od początku gorący, trafiając 5 trójek w pierwszej kwarcie. Ostatecznie zakończył spotkanie z 7 celnymi rzutami za trzy, co dało mu 28 oczek. Tristan Thompson dominował na deskach, zbierając aż 7 piłek na atakowanej tablicy. Do tego trafił aż 12 z 15 rzutów osobistych na 18 punktów. Thompson miał więcej punktów z linii osobistych niż Lebron przez cały mecz. Wstyd Panie James.

Lebron James nie był dzisiaj w najlepszej dyspozycji:

,, Nie miałem dzisiaj tego. Jeśli pozwolisz zespołowi jak ten, złapać momentum, jesteś praktycznie pewien, że taki rzut (trójka Avery‘ego Bradleya na 0.1 sekundy przed końcem) wpadnie.”

Dawno nie widzieliśmy tak nieporadnego Lebrona. Wróciły koszmary z przeszłości. Od paru lat za Jamesem ciągnie się narracja zwycięzcy. Zdobył 2 tytuły z Heat, poprowadził wspaniały comeback przeciwko Golden State Warriors, zapewniając pierwszy w historii tytuł rodzinnemu miastu. Lebron James równa się zwycięzca.

Jednak nie zawsze było tak kolorowo.

Do 2012 roku, kiedy to Miami Heat pokonali w Finałach NBA OKC Thunder, James był chokerem. Nie potrafił przejść górki, jaką byli Celtics, w Finałach przeciwko Dallas Mavericks znikał w czwartych kwartach (m.in. występ na 0 punktów w meczu nr 3) i często odpuszczał rzuty w końcowych sekundach. Z jednej strony mogło się wydawać, że po prostu szuka najlepszego rzutu, ale odpowiedzialność w kluczowych momentach powinno być na jego barkach, a nie jego kolegów z drużyny. W końcu takie momenty decydują o tym, kto jest tym największym graczem.

Jedno jest pewne: możemy spodziewać się ultra agresywnego i przede wszystkim skutecznego Jamesa w kolejnym meczu. Taki występ jak dzisiaj już się nie wydarzy. Nie w wykonaniu Lebrona.

Trudno oczekiwać, że nie był to tylko jednorazowy przypadek. Marcus Smart nie trafi już siedmiu trójek, Lebron James nie rzuci 11 punktów, a Cavs nie dadzą sobie odebrać 21 punktów przewagi? Ale czy na pewno? Trzeba pamiętać, że to jest sport, a w sporcie byliśmy już świadkami róznych fantastycznych historii. Podobno nic dwa razy nie zdarza. Podobno…

Mecz nr 4 w Cleveland w nocy z wtorku na środę o 2:30 polskiego czasu.

Zaloguj się aby dodawać komentarze