Moralny kac po meczu Real – Bayern

Wielki pojedynek Realu Madryt z Bayernem Monachium zakończył się awansem Królewskich. O ile w pierwszym meczu o wyniku decydowali sami piłkarze i ich trenerzy, o tyle w drugim spotkaniu do przesądzania o losach starcia dołączyli się sędziowie. Czas na ciężkie podsumowanie wczorajszego rewanżu.

Tekst o wczorajszym meczu Real – Bayern celowo pojawia się na stronie dzisiaj rano a nie wczoraj wieczorem. Należało to napisać na chłodno. Tak z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że piszę ten tekst na kacu, chociaż nie wypiłem wczoraj nawet piwa. Jest to chyba najgorszy możliwy kac – kac moralny.

Futbol totalny – tak określiłbym starcie pomiędzy podopiecznymi Zidane’a i Ancelottiego. Moim subiektywnym zdaniem dwie najlepsze drużyny obecnej edycji LM, dla wielu przedwczesny finał, dla mnie też. Dwa mecze, w których wystąpili jedni z najlepszych piłkarzy na świecie, zaczynając od pozycji bramkarza, kończąc na napastnikach.

Dwa wieczory, podczas których wszyscy delektowaliśmy się kunsztem piłkarskim obu ekip. Noże zostały szczególnie naostrzone przed rewanżem, wszakże prowadzenie Realu po meczu wyjazdowym było ogromny utrudnieniem dla Bayernu. Przed drugim meczem zapowiadało się na gonitwę ze strony Bawarczyków i tak też było. Pierwsza połowa, w której obie drużyny miały szanse na otwarcie wyniku, zakończyła się jednak remisowo.

Strzelanie w 53. minucie rozpoczął Robert Lewandowski, wykorzystując rzut karny. Warto od razu nadmienić, że jedenastka została podyktowana słusznie, Casemiro faulował. Brazylijczyk 24. minuty później po części się zrehabilitował. Popisał się pięknym podaniem do Ronaldo, które Cristiano zamienił na gola. Odpowiedź Bayernu, a właściwie… Realu, ponieważ Sergio Ramos skierował piłkę do własnej siatki, była natychmiastowa.

Do momentu bramki samobójczej na przebieg wydarzeń mieli wpływ tylko piłkarze, później bohaterem stał się również skład sędziowski. Celowo nie podaję tylko imienia i nazwiska sędziego głównego, bo nie tylko Viktor Kassai jest winny.

Pierwsza sytuacja: Vidal fauluje Asensio, pomocnik ma już na swoim koncie żółtą kartkę. Arbiter spotkania bez wahania pokazuje mu drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną. Od tej pory wynik meczu można uznać za wypaczony.

Dla mnie ocena sytuacji jest jasna, Vidal trafia w piłkę, Asensio zahaczył o nogi zawodnika Bayernu i się przewrócił. Sędzia mógł się uprzeć i podyktować faul, ale na pewno nie było to przewinienie na żółtą kartę i zmianę losów spotkania.

Bawarczycy wytrwali do końca regulaminowych 90. minut, a dogrywkę rozpoczęli niezwykle zmotywowani. Znamy ten syndrom, drużyna grająca w dziesiątkę potrafi wielokrotnie pokładami motywacji i silnej woli załatać dziury i grać do przodu. Tak właśnie grał Bayern, już bez Roberta Lewandowskiego. Polak został poświęcony z powodu czerwonej kartki, w jego miejsce wszedł defensywny pomocnik Joshua Kimmich.

Podopieczni Ancielottiego zdominowali Real, grając jednego piłkarza mniej, nie wypuszczali Królewskich z własnej połowy. Aż do 105. minuty, kiedy to po dośrodkowaniu Ramosa (kolejna rehabilitacja) trafił Ronaldo, po raz drugi. Niestety, jak genialny nie byłby Cristiano, to tego gola po prostu nie powinno być. Portugalczyk w momencie podania był na spalonym. W tym przypadku to jest oczywiście wina sędziego liniowego, a nie bezpośrednio głównego arbitra meczu.

Real wyszedł na prowadzenie w całej rywalizacji i Bayern potrzebował bramki do awansu. Po przerwie między pierwszą a drugą połową dogrywki Królewscy weszli na odpowiednie obroty i wbili Lewandowskiemu i spółce jeszcze dwa gole. Pierwszy z nich to zarazem trzeci w tym meczu Cristiano Ronaldo, niewątpliwego bohatera swojej drużyny. Z drugiej strony chcę podkreślić niesamowitą postawę Marcelo, który wyłożył Portugalczykowi piłkę na pustą bramkę. Lewy obrońca gospodarzy we wczorajszym meczu był wszędzie, odbierał piłki, podawał, wygrywał pojedynki 1vs1. Top3 na świecie lewych obrońców. A tak rozprawił się z 3 zawodnikami Bayernu i… sędzią.

Niestety i ten gol Ronaldo oraz genialny rajd Marcelo ma słodko-gorzki smak. W momencie podania Brazylijczyka do Cristiano był… spalony. W przypadku kiedy obrona przeciwnika jest pozostawiona w tyle, linię spalonego wyznacza piłka.Kolejny raz zawinił jeden z sędziów liniowych – arbiter główny nie miał prawa tego widzieć. Za Marcelo nie nadążyli nie tylko piłkarze Bayernu, ale i skład sędziowski.

Dzieło zniszczenia dokończył Asensio, który strzleił gola po indywidualnej akcji. W oczy rzuciła się bezradność Hummelsa – Niemiec wyglądał tak jakby od początku dogrywki grał z jakimś urazem. Nie wytrzymał fizycznie trudów tego spotkania.

Tak więc byliśmy świadkami wielkiego zwycięstwa Realu Madryt, które ma jednak słodko-gorzki posmak, ponieważ nikt z nas nie wie jakby potoczył się ten mecz, gdyby nie czerwona kartka i dwa gole ze spalonego. Swoją drogą krążą plotki, że w momencie kiedy padła bramka samobójcza strzelona przez Ramosa, w momencie podania do Lewandowskiego też był spalony i akcja powinna być przerwana. Lepiej w to nie wnikać – naprawdę. Wszyscy dostatecznie mamy zniszczone widowiskowo.

Na koniec może przytoczę słowa rozgoryczonego Carlo Ancelottiego.

To był perfekcyjny mecz, wszystko funkcjonowało świetnie poza sędzią. Moi zawodnicy zrobili wszystko i jeszcze więcej. Jestem z nich dumny. Nigdy nie uważałem się za zwolennika VAR(system powtórek wideo przyp. red.), ale muszę przyznać, że teraz to się zmieniło. Nie można decydować o miejscu w półfinałach Ligi Mistrzów w ten sposób. Zidane zgodził się ze mną co do oceny pracy arbitra. To co się stało, nie powinno się wydarzyć na tym poziomie. Mam nadzieję, że technologia jak najszybciej zacznie pomagać sędziom – powiedział po meczu włoski szkoleniowiec.

Wynik dwumeczu: 6-3 dla Realu Madryt.

Zaloguj się aby dodawać komentarze