Moja historia: Urijah Faber

Urijah Faber

Niech pomyślę czy miałem walkę przed pojedynkiem z Jay Valencią 13 listopada 2003 roku… Tak naprawdę, dorastając nigdy nie wdawałem się w wiele bójek, bo bałem się mojej mamy i nie miałem pozwolenia na bicie się z ludźmi. Miałem jedną walkę w szkole średniej z pozwoleniem od mojej mamy, a potem miałem kilka pojedynków na uniwersytecie.

Kiedy byłem w gimnazjum, moja rodzina otworzyła małą kawiarnię „The Morning Glory”. To był nasz rodzinny biznes. Kiedy chodziłem do szkoły, pracowałem czasami do 23:00 albo północy, między innymi sprzątając miejsce. Obok mojej szkoły średniej była szkoła młodzieżowa. W czasie, kiedy chodziłem do liceum, do kawiarni przychodziło trzech dzieciaków z tej szkoły młodzieżowej i dokuczali mojej mamie. Pluli na podłogę, a mama poprosiła ich, żeby przestali. Wyzywali ją i byli naprawdę niegrzeczni nazywając ją suką albo… nie pamiętam. Zasadniczo, dokuczali mojej mamie.

Więc moja mama i ojczym na tamten czas opowiedzieli mi historię. Nie w stylu „hej, idź pobij tych gości”, ale było to ciche przyzwolenie, że mogłem zająć się nimi, gdy ich zauważę. Przyszło tych dwóch dzieciaków i powiedziałem im, że muszą wyjść i dlaczego. Właściwie wtedy miałem na sobie pieprzony fartuch. Zmywałem naczynia i powiedziałem jednemu kolesiowi „Hej, powiedz temu i temu, że jeśli go zobaczę, to skopię mu dupę”, ponieważ wtedy nie było tego trzeciego. Spytał czemu i odpowiedziałem, co ten koleś gadał do mojej mamy, a on powiedział „No cóż, twoja mama jest pieprzoną suką. Jeżeli chcesz walczyć z nim, będziesz musiał też walczyć ze mną.”

Więc wyszedłem na zewnątrz i walczyłem z nimi dwoma. Mocno ich pobiłem i wiedziałem, że nie spotkają mnie za to kłopoty.

Uprawiałem zapasy w pierwszej dywizji college’u i w czasie poza przygotowaniami miałem kilka walk. W różnych sąsiedztwach i społeczeństwach panuje różna mentalność. Na uniwersytecie masz tych różnych kolesi z różnych miejsc, gdzie mieli inne zasady co możesz zrobić i powiedzieć, a czego nie bez dostania w twarz. Nigdy nie bałem się konfrontacji. Nigdy nie byłem tym, który pozwalałby sobie być zaczepianym czy coś w tym stylu.

Przed debiutem, nigdy chętnie z własnej woli nie pisałem się na walkę. Masz tą wiarę w siebie, że „nikt nie może mnie pokonać” i wtedy otrzymujesz szansę udowodnienia swoich słów. Pamiętam, że powiedziałem sobie, że jeżeli spędzę cały miesiąc będąc zestresowanym i przejmując się tym, to nigdy więcej tego nie zrobię.

W momencie, kiedy zaakceptowałem walkę, miałem przez trzydzieści sekund gęsią skórkę i stojące włosy z tyłu mojej szyi. To było jak „Człowieku, właśnie podpisałem kontrakt na walkę za miesiąc!”. Ale po  tym już było tylko myślenie o przyszłość i chciałem się przygotować. Już w tamtym momencie wiedziałem, że to jest coś, co mogę robić, ponieważ nie było to niekomfortowym procesem, żeby się przygotowywać. To było coś, co mnie ekscytowało.

Miałem niesamowity przypływ adrenaliny. Pamiętam, że oglądałem walkę cały czas w kółko. To był pierwszy raz, kiedy miałem swoją walkę na kasecie. Było to coś niesamowitego móc to stale oglądać i pokazywać rodzicom, rodzinie i innym.

W pewnym momencie kariery miałem problem znaleźć walkę. Nie z powodu szukania rozgłosu, ale dlatego, że ludzie się bali. W tym sporcie jest wiele słabych i przestraszonych osób, a jest to sport walki. Jako osoba, która coś osiągnęła i była tu długi czas, chciałem być liderem przed szeregiem i mówić – zawalczę z kimkolwiek ci faceci będą chcieli.

Martwienie się to nie moja sprawa. Mam na myśli, byłbym w złym sporcie, jeżeli martwiłbym się walką z innymi osobami.


Tekst “My First Fight: Urijah Faber” przetłumaczony z portalu fightland

Zaloguj się aby dodawać komentarze