Moja historia: Dani Alves

Dani Alves w barwach Brazylii

Moja dusza wyszła z ciała kiedy poczułem ból w kolanie. W momencie upadku na ziemię wiedziałem, że nie będę w samolocie do Rosji na mistrzostwa świata.

Lekarz PSG powiedział mi w szatni, że musimy zaczekać do następnego dnia z wynikami badań, ale ja już czułem w sercu, że to koniec. Wszyscy przyszli świętować trofeum Coupe de France, a ja nigdy nie chcę pokazywać negatywnych emocji wśród kolegów z drużyny – jeżeli znasz Dani Alvesa to wiesz, że zawsze jestem szczęśliwym skurwysynem – więc starałem się bawić i uśmiechałem się. Jednak wszyscy widzieli w moich oczach, że coś było nie tak.

Kiedy byłem samemu płakałem tylko raz. Coś Wam powiem – nie chcę, żeby ktokolwiek płakał za mnie. Nie chcę, żeby ktokolwiek mi współczuł. Żyłem moimi marzeniami. Dani Alves nie jedzie na mundial, ale nadal jest szczęśliwym skurwysynem.

Będę oglądał mecze Brazylii tak samo jak oglądałem będąc małym dzieckiem na farmie. Tylko tym razem mój telewizor będzie o wiele większy! Opowiadałem już jak dorastałem śpiąc na twardym łóżku na betonie. Opowiadałem jak musiałem wstawać o piątej rano, żeby pomóc mojemu tacie spryskać wszystkie plony chemią, a potem jechać rowerem 10 kilometrów do szkoły. Wielu ludzi po przeczytaniu tej historii mówiło mi, „Cholera, Dani, miałeś trudne dzieciństwo!”. Ale nie, człowieku, w porównaniu do wielu ludzi w moim mieście, mieliśmy dobrze.

Mój tata pracował sprzedając warzywa z naszej farmy oraz miał mały bar na boku, więc mieliśmy jedyny telewizor w okolicy. To był stary telewizor z lat siedemdziesiątych. Mój tata obwijał antenę wełną stalową, żeby łapać kanały z bardzo daleka. Obraz był rozmyty jak cholera, ale działało. Poza zachmurzonymi dniami – wtedy miałeś przechlapane!

Mój tata był jak chory pacjent dla piłki nożnej. Miał obsesję, więc ten mały telewizor był dla niego wszystkim. To sprawiło, że był jakby burmistrzem miasta. Pamiętam, że podczas mistrzostw świata w 1994 roku nasz dom był centrum świata. Cały kraj zamilkł na miesiąc, a wszyscy w naszym mieście nie mieli gdzie iść oglądać mecze, więc każdy przychodziło do naszego domu. Każdy. To jakby nasz dom zamienił się w mały, piłkarski stadion. Wyobraź sobie 50 krzyczących i imprezujących ludzi zgromadzonych wokół małego telewizora.

Zawsze słyszysz o tym jak w Brazylii dzieciaki dorastając malują ulice na żółto i zielono, prawda? Cóż, my byliśmy z roça – wsi, pośrodku niczego. Więc nie mieliśmy ulic do malowania! Musiałbyś malować krowę albo cokolwiek. Także zamiast tego sprowadziliśmy imprezę do naszego domu. Wszędzie mieliśmy te małe, plastikowe flagi Brazylii. To były sceny z naszego domu w 1994 roku. Czas imprezy, bracie.

Kiedy zaczynały się mecze, to wyglądało jakbyśmy naprawdę byli na boisku. W Anglii, we Francji, w Niemczech kochają piłkę nożną, tak. Ale są tylko fanami. Mają pasję, ale tylko oglądają. W Brazylii my nie tylko oglądamy. My gramy, wiesz co mam na myśli?

Zrozumiałem tę różnicę mając dziesięć lat podczas oglądania Cafu i Romario na tym małym telewizorze. Kiedy oni atakują, my atakujemy z nimi. Kiedy bronią, my bronimy z nimi. Zaciskamy kciuki, pocimy się i jesteśmy spięci jak byśmy naprawdę grali. Ludzie mówią, że piłka nożna w Brazylii to religijne doświadczenie. Jednak to jest bardziej fizyczne doświadczenie. Tak się denerwowałem, że nie mogłem usiedzieć, więc chodziłem po puste wiadra od nawozu z obory. Siadałem na jednym i zaczynałem bębnić moją ręką na drugim, a wszyscy zaczynali śpiewać.

Mundial był czymś z innego świata. Wszystko zatrzymało się. Cały kraj był razem przeżywając każdy moment wspólnie. W Brazylii jesteś bardzo świadomy podziału klasowego, wiesz? Jednak podczas mistrzostw świata, masz ludzi z wysokiej klasy, ludzi z niskiej klasy – nagle to wszystko nie ma znaczenia. Wszyscy zakładamy tę samą koszulkę Brazylii i wszyscy są tacy samy. Pamiętam to uczucie po raz pierwszy w 1994 roku i powiedziałem do siebie, „Chciałbym przeżyć to co przeżywa Romario. Chcę być w telewizorze nosząc tę jasno żółtą koszulkę.”

Zacząłem żyć swoim marzeniem od kiedy mam 18 lat. Nosiłem tę żółtą koszulkę na serio. Krwawiłem za swój kraj. Teraz, na ten mundial, będę musiał atakować z resztą narodu.

Wierzę, że ta drużyna może wygrać trofeum. Mamy talent i supergwiazdy, ale co ważniejsze, mamy również maestro. Tite był w stanie stworzyć wspaniałą atmosferę od kiedy przejął drużynę i pokazał zawodnikom, że nie możemy być solistami. Musimy być w perfekcyjnej harmonii, żeby osiągnąć nasze marzenie.

Jestem w seniorskiej drużynie od 12 lat i nigdy nie mieliśmy tak silnego związku – w organizacji, strukturze, pomysłach, we wszystkim. Mamy dobrą mieszankę młodych zawodników jak Gabriel Jesus i Coutinho, ale także starszych, którzy pamiętają złamane serca podczas ostatniego mundialu i chcą to naprawić

Nie uważam siebie za weterana. Jak widzisz, moja dusza ma 13 lat. Kto wie, może na mistrzostwach świata w 2022 roku, ciągle będę rywalizował o miejsce w składzie. Moje ciało będzie miało 39 lat, ale moja dusza skończy dopiero 17.

Wiecie co, czasami opowiadam moim kolegom z drużyny tę historię i z tym Was zostawię..

Kiedy wygraliśmy w Barcelonie Ligę Mistrzów w 2015 roku wielu ludzi wątpiło w nasze potrójne zwycięstwo. Jednak wśród zawodników wierzyliśmy w siebie nawzajem, a kiedy pokonaliśmy w finale Juventus pobiegłem po gwizdku prosto do Adriano. Spojrzałem na niego, on spojrzał na mnie i po prostu zaczęliśmy krzyczeć – ale naprawdę krzyczeć. Nie wiedzieliśmy co robić.

Ahhhhhhhhhhh!

Po wszystkim zobaczyłem nagranie w telewizji i powiedziałem do siebie, “Co Ty do cholery robisz, bracie?” To wyglądało absurdalnie. Ale nie mogliśmy robić czegokolwiek innego. Opętały nas emocje, których nie potrafię wyjaśnić. Krzyczeliśmy “Ahhhhhhhhhhhh, cholera! choleraaaa! Znowu to zrobiliśmy! choleraaaaaaaa!”

Co to za uczucie? To uczucie bycia dzieckiem. Nie możesz nawet wypowiedzieć słów. Możesz tylko krzyczeć.

Jeżeli wygramy mundial, nie będę krzyczał. Obiecuję Wam, że będę milczał. Od Daniego Alvesa nie wyjdą żadne słowa. Nic nie będę mówił. Będę tylko płakał.


Tekst “From my soul” przetłumaczony z portalu playerstribune