Jak wyglądała droga Realu Madryt do finału Ligi Mistrzów?

Podsumowanie LM

Tak jak obiecywaliśmy wczoraj dzisiaj przypomnimy Wam drogę Realu Madryt do finału Ligi Mistrzów. Królewscy mieli do rozegrania mniej spotkań niż The Reds, ponieważ nie musieli tułać się po eliminacjach. W losowaniach również nie byli oszczędzani, więc ich ścieżka była bardzo trudna, ale jednocześnie ciekawa. Zapraszamy na mały powrót do przeszłości, w sam raz przed jutrzejszym finałem.

Faza grupowa

Real Madryt już od fazy grupowej musiał się mierzyć z najmocniejszymi rywalami. W poprzednich latach po losowaniach Ligi Mistrzów można było zobaczyć wiele memów w stylu ” Perez znowu posmarował”, “Przelew doszedł na czas” i tym podobnych. W tym roku ewidentnie przelewy nie doszły do adresta, ponieważ już na samym początku obrońcy tytułu trafili do grupy śmierci. Rywalami Real Madryt zostały ekipy: Borussia Dortmund, Tottenham Hotspurs oraz kopciuszek APOEL Nikozja. Nie trzeba nikomu przypominać kto na papierze był faworytem w tym zestawieniu, jednak trzeba przyznać, że wyglądało najciekawiej ze wszystkich. 13. września Królewscy rozpoczęli zmagania od najłatwiejszego wyzwania. Na Santiago Bernabeu przyjechał APOEL z misją jak najniższej porażki. W sumie osiągnęli swój cel, bo 3:0 na obiekcie zwycięzcy Ligi Mistrzów z dwóch ostatnich sezonów wstydu nie przynosiło. Na drugie spotkanie udali się na Signal Iduna Park, gdzie mieli zmierzyć się z Borussią Dortmund. Nie wygladało to na łatwe wyzwanie, ponieważ wcześniej nie wygrali na tym obiekcie w meczu o punkty. Na sześć rozegranych spotkań odnieśli trzy porażki i trzy razy mecz kończył się remisem. Tym razem Real pewnie pokonał BVB i w końcu przełamał złą passę na tym stadionie. Królewscy wygrali 3:1 po bramkach Cristiano Ronaldo i jednym trafieniu Garetha Bale’a. W tym momencie wszystko układało się idealnie dla podopiecznych Zidane’a. Lekki schody zaczęły się przy okazji rywalizacji z Kogutami. Pierwsze spotkanie na Santiago Bernabeu zakończyło się remisem 1:0, ku zaskoczeniu zgromadzonych kibiców, a  trzeba szczerze przyznać, że goście mogli, a nawet wygrać w tym pojedynku. Mimo wszystko piłkarze Realu nie przyłożyli większej uwagi do tego sygnału ostrzegawczego. Było to doskonale widać na Wembley podczas rewanżu. Tottenham po raz kolejny zagrał odważnie, ofensywnie i nie dał Realowi dojść do słowa. W pewnym momencie na tablicy świetlnej widniał wynik 3:0 dla gospodarzy, ale honorowe trafienie dla Los Blancos zaliczył niezawodny w tych rozgrywkach Cristiano Ronaldo. W związku z tym po czwartej serii gier to Koguty były liderem grupy H. Real musiał zacząc spoglądać za siebie, ponieważ mając w perspektywie dwa spotkania do rozegrania, mieli przewagę tylko trzech punktów nad Borussią Dortmund. Sprawę załatwił im Tottenham, który pokonał BVB na Signal Iduna Park, ale jednocześnie ten wynik sprawił, że Real skończył fazę grupową na drugiej pozycji i mógł się spodziewać ciężkiego rywala w 1/8. W dwóch pozostałych meczach Królewscy pokonali 6:0 APOEL, a następnie u siebie 3:2 po bardzo ciekawym meczu wygrali z Borussią Dortmund.

1/8 finału

W związku z zajęciem drugiej pozycji, szansę na łatwe losowanie były bardzo niskie. Ostatecznie los skrzyżował Królewskich z PSG, które siało postrach we wcześniejszych momentach tego sezonu. Real grał piach w lidze, w grupie został zdominowany przez Tottenham, więc delikatnym faworytem wydawało się być Paris Saint Germain, które latem dokonało wielkich inwestycji w osobach Neymara i Mbappe. Real ma jednak coś takiego w sobie, co sprawia, że nawet jak wszystko im nie wychodzi, a mają do rozegrania ważny mecz Ligi Mistrzów to wznoszą się na swoje wyżyny. Tak właśnie było w pierwszym spotkaniu z piłkarzami Unaia Emery’ego. Los Blancos wygrali na Santiago Bernabeu 3:1. Samo spotkanie było bardzo wyrównane i mogło, a nawet powinno się skończyć innym wynikiem, jednak taka jest piłka. Real jest wielki, bo potrafi wykorzystywać błędy rywala jak nikt inny. Przed rewanżem Paryżanie dostali bardzo mocny cios na szczękę. Z powodu kontuzji na Parc des Princes zabrakło Neymara. Gospodarze musieli wygrać dwoma bramkami, a przy tym ich szanse mocno zmalały. Mimo tego, że PSG niszczyło po kolei wszystkich rywali na własnym boisku, Real w rewanżu nie oddał im pola i wygrał 1:2 pokazując kto wiedzie prym w europejskich rozgrywkach.

Ćwierćfinał

W ćwierćfinałach mieli większe szansę na trafienie łatwiejszego przeciwnika, jednak po raz kolejny los nie bawił się w oszczędzanie. Chcesz wygrać Ligę Mistrzów, to pokonaj najlepszych. Rywalem Królewskich został Stara Dama. Pierwsze spotkanie zostało rozegrane na obiekcie Juventusu. Na Allianz Stadium kibice mogli przecierać oczy ze zdumienia, Real wygrał 3:0 i wydawało się, że losy dwumeczu zostały rozstrzygnięte. Warto jednak się na chwilę zatrzymać, ponieważ to co zrobił Ronaldo w tym meczu na zawsze przejdzie do historii Ligi Mistrzów. Oglądając te rozgrywki przez przeszło 17-18 lat pierwszy raz w życiu zaniemówiłem. Wyskoczyć na taką wysokość, a przy tym uderzyć piłkę przewrotką z wysokości ponad 2 metrów to nie jest ludzka rzecz. Kosmita z Portugalii wywołał brawa nawet od kibiców Juventusu. Cały świat był w szoku i na pewno każdy z Was widział tę bramkę, ale nie zaszkodzi zobaczyć jej jeszcze raz.

Do rewanżu Królewscy pochodzili ze spokojem i ten o mały włos ich nie zgubił. Juventus już na początku meczu zdobył bramkę, która wlała nadzieję w ich serca. Na dwa do zera podwyższył jeszcze przed przerwą Mandzukić i zrobiło się gorąco. Atmosfera na Bernabeu zgęstniała jeszcze bardziej, gdy po zmianie stron stan rywalizacji wyrównał Blaise Matuidi. Obrońcy tytułu byli jedną bramkę od odpadnięcia z rozgrywek. Coś co wydawało się nierealne, nagle wyglądało na możliwe. Po trzeciej bramce błąd popełnił Juventus, który zmienił swoje nastawienie i wycofał się do obrony. Mogą mieć pretensję tylko do siebie, ponieważ grając ofensywnie zaskoczyli Real. W 93. minucie sędzia Michael Oliver pożytkował rzut karny dla gospodarzy. Przy okazji z boiska wyleciał Buffon, a jego miejsce zajął Szczęsny. Decydujący moment. Ronaldo vs Szczęsny, dogrywka czy Real w półfinale? Portugalczyk wytrzymał presję i uderzył nie do obrony. Królewscy w bólach, ale awansowali do najlepszej czwórki rozgrywek.

Półfinał

Tym razem rywalem był dobrze znany przeciwnik. Pojedynki Bayernu Monachium i Realu to ozdoba poprzednich edycji Ligi Mistrzów. Nie mogło być inaczej również tym razem. Podopieczni Zidane’a bardzo dobrze wspominali dwa ostatnie wyjazdy na Allianz Arena. Trzeci również pozytywnie zapisał im się w pamięci, ponieważ wygrali 2:1, czym mocno przybliżyli się do finału. Znowu można było powiedzieć, że Bayern miał więcej z gry, ale Real nie miał litości i skrzętnie wykorzystał błędy na przykład Rafinhi.

Do rewanżu znowu Królewscy mogli podchodzić z dobrym humorem, ale tym razem zachowali więcej skupienia. Do przerwy wynik 1:1, a po zmianie stron po raz kolejny Bayern w zasadzie sam strzelił sobie gola. Wycofanie piłki do Ulreicha, a ten nie trafi w futbolówkę. O takie sytuacje cięzko na B-klasie, a tutaj wydarzyła się w półfinale Ligi Mistrzów. Bayern doprowadził do remisu, ale zabrakło czasu, szczęścia oraz umiejętności, żeby wygrać 3:2. W każdym bądź razie Real znowu balansował na krawędzi odpadnięcia.

Mimo wszystko awans to awans, a w finale moim zdaniem czeka ich najłatwiejsze zadanie z dotychczasowych rywalizacji. Moim zdaniem Królewscy nie będą mieli większych problemów z rozprawieniem się z ekipą Jurgena Kloppa w Kijowie. W sobotę trzeci triumf z rzędu i czwarty z ciągu pięciu ostatnich lat dla Realu?