Déjà vu?

Cleveland Cavaliers uniknęli przegranej do zera i zachowali nadzieje na końcowy triumf. Wygrana 136-115 na swoim parkiecie była niesamowitym występem gospodarzy po atakowanej stronie parkietu. Trzeba jednak pamiętać, że to Warriors cały czas prowadzą 3-1 i ta jedna wygrana może nie mieć znaczenia. Golden State staje dzisiaj przed szansą zamknięcia serii na własnym parkiecie. Czy Cavaliers prowadzeni przez Lebrona Jamesa pójdą za ciosem i wygrają następne 3 spotkania, przebijając wyczyn z zeszłego roku? Czy może Kevin Durant zdobędzie w dzisiejszym meczu swój pierwszy tytuł w karierze?

Cavaliers:

Podopieczni Tyronna Lue pokazali, że kiedy mają dzień zza łuku, to są praktycznie nie do zatrzymania. W meczu nr 5 byliśmy świadkami jednego z najlepszych ofensywnych popisów jednej drużyny w historii Finałów NBA. Prowadzeni przez niesamowitego Kyriego Irvinga i jak zwykle genialnego Lebrona Jamesa, Cavs rzucili aż 49 punktów w pierwszej kwarcie i 86 w pierwszej połowie. Tym samym uniknęli porażki 0-4, co dałoby perfekcyjne playoffy drużynie Warriors. Pojawiła się mała iskierka nadziei na odrobienie strat. A biorąc pod uwagę wydarzenia z zeszłorocznego Finału, Cavs nie potrzebują wiele, żeby zmienić przebieg serii.

James w wieku 32 lat gra świetne Finały, zaliczając przeciętnie cyferki na poziomie triple double. Statystyki to jedno, ale fenomen Lebrona to nie cyferki- to magia na parkiecie.

Mała próbka wielkości Króla.

Z pozoru te dwie akcje nie mają nic ze sobą wspólnego- dwa zagrane pick&rolle, jeden przez Irvinga, drugi przez Jamesa. Ale zwróć uwagę, jak Lebron czyta grę. Wiedząc, że Curry będzie schodził niżej, żeby pomóc przy rolującym Thompsonie, robi zwód i znajduje otwartego Smitha w rogu. Majstersztyk.

Kyrie Irving w ostatnich dwóch meczach zdobył łącznie 78 punktów, a na przełomie całej serii zalicza średnio 30.3. Irving po raz kolejny błyszczy na wielkiej scenie, pokazując swoje nieprawdopodobne umiejętności w ataku. W zeszłorocznym Finale pokazał, że uwielbia wyzwania, a najlepszym dowodem był game winner w meczu nr 7. Steph Curry do dzisiaj nie może otrząsnąć się po tamtym spotkaniu. Wiemy, że Kyrie nie boi się nikogo, ani niczego.

Lebron James o fenomenie Irvinga:

,,On (Kyrie) jest stworzony do takich chwil. Powtarzam to cały czas- on zawsze był stworzony do największych momentów i pokazuje to znowu. To nie jest nic zaskakującego. On jest po prostu wyjątkowy”.

O dobre, czy nawet genialne występy od duetu James/Irving nie ma się co martwić. Kluczem do wygranej w dzisiejszym meczu jest wsparcie pozostałych zawodników. Tristan Thompson musi zdominować tablice, a reszta drużyny musi trafiać za trzy punkty. Ostatni mecz pokazał, że kiedy Cavaliers są on fire, to mogą pokonać praktycznie każdego.

Warriors:

Podopieczni Steve’a Kerra są teoretycznie w dosyć komfortowej sytuacji. Mają prowadzenie 3-1, minimum dwa mecze na własnym parkiecie- z pozoru idealnie. Ale pamiętasz, co się stało rok temu. Demony cały czas prześladują Wojowników, a gdyby stracili tegoroczną przewagę, to społeczność internetowa, a przede wszystkim sami gracze by sobie nie wybaczyli.

Jednak nie można popadać w paranoję. Najgorszą rzeczą w Internecie jest przereagowywanie. A Warriors cały czas są na bardzo dobrej drodze do zwycięstwa w tej serii.  Nawet w przegranym meczu rzucili aż 117 punktów. Pomyśl o tym. Curry, Thompson i Green złożyli się na 43 punkty, a drużyna mimo to potrafiła seryjnie punktować.

Warriors muszą skupić się na obronie, a przede wszystkim ograniczeniu fauli. Największe problemy z faulami w tej serii ma Green, a to jego obecność na boisku jest kluczowa. W końcu to dzięki jego wszechstronności istnieje coś takiego jak line-up śmierci.

Ustawienie Curry-Thompson-Durant-Iguodala-Green, które jest największą bronią w dziejach koszykówki, zagrało razem tylko 17 minut, będąc tym czasie +23. Twój najlepszy skład zagrał tylko 17 ze 188 możliwych minut?! Abstrahując od wyniku serii, to jest praktycznie niedopuszczalne.

Jednak warto spojrzeć na to z innej perspektywy. Pamiętasz, jakie spustoszenie siał Tristan Thompson w playoffach Konferencji Wschodniej? Kiedy to Serge Ibaka albo Al Horford wyglądali jak bezbronne dzieci? No właśnie. W tej serii poza ostatnim meczem to Thompsona praktycznie nie widać. Zastanawiałeś się może, z czego to wynika? Klątwa rodziny Kardashian? Nieświeże babeczki od Khloe? Odpowiedź jest prosta i krótka.

Zaza!

Za zatrzymanie Thompsona odpowiedzialny jest ten wielki, kanciasty Gruzin, który nie wygląda, jakby był zawodnikiem  NBA. Ale Zaza w pierwszych meczach tej serii wykonywał naprawdę fantastyczną pracę, jeśli chodzi o zastawianie podkoszowego Cavaliers. A punkty drugiej szansy dla Cavaliers to realne zagrożenie, którego wolisz unikać. Mając takich strzelców wokół, trójki po zbiórkach w ataku mogą padać co chwilę. Jr Smith, Kevin Love, Kyrie Irving tylko czekają na podanie i rzut. Ograniczenie Thompsona to klucz, żeby tego uniknąć.

Co powinni zrobić Warriors w meczu nr 5? Unikać jak ognia problemów z faulami i grać jak najwięcej swoim najlepszym ustawieniem. Mimo prowadzenia 3-1, ten mecz jest dla nich z typu must-win. W tym momencie to na nich ciąży presja. Ostatnie spotkanie pokazało, jak mocni mogą być Cleveland na własnym parkiecie. Mecz nr 7 to już loteria. Cavaliers już raz wygrali ostatnie spotkanie serii na parkiecie w Oakland, więc drugi raz, tym bardziej po odrobieniu trzecz meczów straty, mogliby to zrobić. Na miejscu Warriors nie chciałbyś przegrać dzisiejszego spotkania. Oj nie chciałbyś…

Ekipa z Cleveland nie będzie już taka gorąca zza łuku. 24/45 to coś, co się ponownie nie wydarzy. Tym bardziej na wyjeździe. Ale będąc Warriors, nie możesz zlekceważyć mistrzów NBA.

Cavaliers mogą wygrać, ale tak naprawdę nikt na nich nie stawia. Drużyna z Lebronem Jamesem w składzie jest underdogiem! To jest niebezpieczena sytuacja dla rywala. Kevin Durant, a przede wszystkim Stephen Curry muszą dziś zagrać na miarę możliwości. W końcu nie można lekceważyć mistrzów NBA, a przede wszystkim Króla.

Mecz nr 5 dzisiejszej nocy o 3:00.

 

 

Zaloguj się aby dodawać komentarze